Skamandrofil Marcel Kosakowski, przekonany o zbawczej sile poezji Mateusz Wróbel oraz „najlepszy reżyser na świecie” Michał Łukowicz postanowili na nowo wskrzesić poezję pod szyldem grupy poetyckiej „Horyzont”. 28 marca hucznie obchodzili swoje drugie urodzinowe bachanalia. Dzień wcześniej spotkali się w teatralnych podziemiach, by powspominać dawne czasy.
Michał Łukowicz: Na początku tu w Bellmerze pojawił się pomysł gazetek poetyckich. Rozdawaliśmy je na Wydziale Filologicznym, wysłuchując potem różnorakich opinii – od zachwytów, po oskarżenia o plagiat... Szczerze mówiąc, te drugie bardziej nas cieszyły.
Michał Wróbel: „Porzucanie” gazetek z naszymi wierszami na Wydziale przyniosło nieoczekiwany skutek. Któregoś dnia zaczepił nas na korytarzu prof. Jan Malicki i powiedział, że nie tylko dostrzega wszystkie nasze gazetki porozrzucane tu i ówdzie, lecz również zbiera je i archiwizuje w Bibliotece Śląskiej w dziale Młodej Poezji Śląskiej.
Marcel Kosakowski: Niedługo potem profesor zaproponował nam wydanie tomiku poezji nakładem BŚ. I tak światło dzienne ujrzała Reerekcja.
MW: Śmialiśmy się, mówiąc, że od tej pory jesteśmy pisarzami!
MK: I wszystko nam wolno!
MW: O tak. Dla przykładu: niezłym numerem było zamontowanie w windzie na Wydziale Filologicznym głośników z odtwarzaczem mp3 pod sufitem. Przez cały dzień leciała tam nasza poezja.
MŁ: Pamiętam nasze przerażenie po dwóch godzinach od zamontowania „sprzętu”, kiedy odkryliśmy, że pozrywane zostały nasze plakaty (z napisem „Poezja Wrzeszcząca”) i nie ma odtwarzacza. Okazało się później, że to była ingerencja osób z administracji budynku, ale ostatecznie przekonaliśmy je, że to jest popularyzacja poezji.
MW: Wtedy w Katowicach odbywał się zresztą Zjazd Polonistów i mnóstwo osób, także spoza uczelni, korzystało z windy. Zrobiliśmy dobrą robotę! Jaka inna uczelnia ma windę, w której można posłuchać poezji?
MŁ: Nasze wiersze publikowaliśmy także w wydziałowych toaletach. Wywieszaliśmy tam co miesiąc po kilka wierszy, a dodatkowo na jednej ze ścian znajdował się wielkoformatowy, ilustrowany plakat z jednym, dłuższym poematem. Prof. Krzysztof Kłosiński mówił, że jest wielkim fanem tej naszej nietypowej galerii.
MK: Trzeba dotrzeć do szerszej grupy ludzi, trzeba urozmaicać swój repertuar. Nie ukrywajmy, że samo czytanie poezji jest po prostu nudne.
MŁ: Od początku próbujemy odpowiedzieć na pytanie, co zrobić, żeby zainteresować poezją jak najwięcej osób! Szczególnie chodzi nam o tych, którzy poezji się boją. „Bo w szkole te wiersze takie nudne”... „Bo interpretacja jest tylko jedna”... Jedna to jest dobra grupa poetycka – „Horyzontalni”! A tak serio, to o sile słowa można przekonać się na naszych wieczorkach poetyckich.
MW: Albo jak my to wolimy nazywać – na schadzkach poetyckich. Poczytać nas można także na blogu (http://horyzontalni.blogspot. com) albo Facebooku. Polecamy także specjalny kanał w internecie, wydany tomik, a teraz także zespół muzyczny „Horyzontalni”.
MK: Jeżeli chodzi o zespół, to gramy już rok. W ten sposób łatwiej dotrzeć do ludzi.
MW: Poezja to suche wióry, a muzyka doskonale wydobywa klimat tekstu, który nie zawsze udaje się dostrzec w samodzielnej lekturze. Jesteśmy jednak poetami, którzy grają, a nie muzykami, którzy piszą.
MŁ: Nie mamy się czego wstydzić! Gra toczy się o odczarowanie terminu „poeta”. Poeta to nie zawstydzony okularnik...
MK: ...w swetrze dziadka...
MW: ...albo w spodniach matki...
MŁ: …poeta to człowiek, za którym chce się iść. Człowiek, który nie boi się mówić, że jest człowiekiem. Poeta powinien imponować siłą swojej osobowości i tekstu. Nie mamy nic do wyżej wymienionych „gustów modowych”, ale to nie nasza bajka.
MK: Każda grupa poetycka miała swojego „przewodnika”. Skamandryci mieli Staffa, a Horyzontalni mają Świetlickiego. I to on jest takim naszym drogowskazem. Nawet nas kiedyś pobłogosławił. Spektakl z nami zrobił!
MW: Rok temu przygotowaliśmy plakaty i szumnie zapowiadaliśmy, że w Katowicach wystąpi właśnie Marcin Świetlicki, a gościnnie – grupa poetycka „Horyzont”. Ruszyła akcja pt. „Mistyfikacja”. Ludzi przybyli tłumnie, w teatrze Korez brakowało wolnych miejsc. Wystąpiliśmy, po czym zdradziliśmy, na czym polegała tytułowa mistyfikacja. Marcin Świetlicki oczywiście nie przybył na to spotkanie, ale wiedział o całej akcji. W jednym z wywiadów mówił o tym, że nie lubi bezpośredniego kontaktu ze swoimi czytelnikami. Wtedy padło hasło: kontakt poety z czytelnikiem polegać powinien na tym, że czytelnik wypożycza, kupuje albo kradnie tomik poety.
MŁ: Wtedy doszliśmy do wniosku, że skoro ludzie pragną kontaktu ze Świetlickim, to puścimy im taśmę z nagraniami Świetlików. I tak zrobiliśmy. Wszystko nagrywaliśmy, zmontowaliśmy i pojechaliśmy zaprezentować mu efekt naszej pracy.
MK: On wtedy powiedział, że śledzi nasze działania i jest na tak. Wtedy usłyszeliśmy też chyba najważniejsze dla nas hasło: Dajcie się wreszcie wykorzystać! To był przełomowy moment i zrozumieliśmy, że idziemy w dobrym kierunku.
MŁ: Teraz koncentrujemy się więc na muzyce. Doprecyzowujemy nasze kawałki, byśmy mogli zorganizować fajną trasę poetycką. Przygotowujemy grunt pod prawdziwą reerekcję poezji. W całej Polsce.