Wspomina dr Jacek Siebel, historyk, dyrektor Muzeum Historii Katowic, absolwent Wydziału Nauk Społecznych UŚ

Jestem fanem Katowic

– Z chęcią wracam do Katowic, bo wracam do siebie – mówi dr Jacek Siebel, dyrektor
Muzeum Historii Katowic
– Z chęcią wracam do Katowic, bo wracam do siebie – mówi dr Jacek Siebel, dyrektor Muzeum Historii Katowic

Zacząłem studiować historię na początku lat dziewięćdziesiątych. Zdawaliśmy wtedy egzaminy wstępne. Jednym z egzaminatorów był dr Piotr Greiner, który obecnie jest dyrektorem Archiwum Państwowego w Katowicach. Pytał mnie o krucjaty, to jeden z moich ulubionych tematów, więc pytanie okazało się trafione. Interesowałem się również białą bronią oraz historią średniowiecza. Z nią była związana także moja praca magisterska. Żyła na Górnym Śląsku rycerska rodzina von Linau, która zajmowała się „raubritterstwem”, czyli zbrojnymi napadami na mieszczan i podróżnych. Zajmowałem się więc historią rycerzy-rabusiów. Pracę pisało się bardzo przyjemnie, chociaż źródeł było niewiele, zaledwie kilkanaście wzmianek w kodeksach dyplomatycznych. Ale kto z mediewistów nie czytał kodeksów? Wszyscy próbowaliśmy! Do tego atmosfera na seminarium była świetna! Prowadził je przez trzy lata profesor Antoni Barciak. To była przygoda w dobrym rozumieniu tego słowa. Pamiętam letnie obozy naukowe, które dwukrotnie spędziliśmy w Rudach Raciborskich. Poznawaliśmy historię miejsca, czytając źródła historyczne, poszukiwaliśmy w terenie inskrypcji oraz innych znaków, w których kryła się jakaś opowieść, zwiedzaliśmy okolicę. Byliśmy także przewodnikami po zlokalizowanych tam obiektach, a potem wracaliśmy do naszego miasta.

Wielu studentów wybiera Katowice jako miejsce do studiowania. Powodów może być wiele: sentyment do miasta, w którym się urodzili, wychowali, albo odpowiednia lokalizacja, nie trzeba tracić czasu na dojazd. Czasem wybierają miejsce studiów ze względu na swoją „drugą połówkę”, która akurat tutaj mieszka. Cokolwiek by nie powiedzieć o wielkości i znaczeniu Krakowa, Wrocławia, ale też w sensie symbolicznym, Częstochowy, na pewno znajdą się również tacy, którzy powiedzą: tak, te miasta mają wspaniałą tradycję, bogatą historię, są znane w Europie, ale ja wybieram Górny Śląsk, to są moje Katowice. Miasto dynamicznie się zmienia, młodzi ludzie widzą te zmiany. Tu dzieją się najważniejsze inwestycje w kulturze. Oferta będzie coraz lepsza, spójrzmy chociażby na okolice „Spodka”, nowe Międzynarodowe Centrum Kongresowe, nową siedzibę Muzeum Śląskiego. Bardzo dobrze rozwija się Uniwersytet Śląski, powstało Centrum Informacji Naukowej i Biblioteka Akademicka. Miasto może przyciągać dynamiką zmian. Oprócz tego są tereny leśne i rekreacyjne, coraz lepsza oferta spędzenia popołudnia z przyjaciółmi – rośnie liczba klubów, pubów i kawiarni.

Nadrzędnym celem byłoby teraz doprowadzenie do tego, by w centrum miasta toczyło się życie. Jak sprawić, by ludzie chcieli spędzać czas wieczorami, na przykład, na rynku? Musimy poczekać na jego odnowienie. Rynek dopiero przed nami. Jestem niepoprawnym optymistą i wierzę, że Śródmieście Katowic ożyje. Widzę już miasto takim, jakim będzie za dwa lata.

Oczywiście, Katowice są inne – ale to dobrze, muszą takie być. Trzeba je trochę bliżej poznać. Czasami ktoś, kto przyjedzie, na przykład, z Krakowa, może powiedzieć, że Katowice wieczorami są wyludnione. Trzeba jednak wiedzieć, gdzie i kiedy należy się udać, by spotkać wspaniałych ludzi. Ja jestem wielkim fanem Katowic. Nie odejmuję niczego Krakowowi czy Wrocławiowi, oba te miasta odwiedzam bardzo często i cenię, ale z chęcią wracam do Katowic, bo wracam do siebie.

Przede wszystkim inność oznacza odmienną historię, która kształtowała dzisiejszy obraz miasta. Niegdysiejsze wioski są dziś dzielnicami, każda z nich rozwija się w swoim tempie. Mamy również inne zabytki. Nigdy nie było tu np. zamku. Mieliśmy wprawdzie ulicę Zamkową, ale w tradycyjnym znaczeniu nie można mówić ani o pałacach, ani zamkach. W czasach nowożytnych jedynym znanym mieszkańcem Katowic był Walenty Roździeński, autor książki Officina Ferraria...

Historia miasta czasem zapisana jest w nazwie ulicy. Na ulicy Stawowej rzeczywiście był kiedyś staw. Jeśli minie się ulicę Mickiewicza, to tak, jakby wchodziło się do wody. Staw powstał w wyniku spiętrzenia Rawy i zasilał kuźnicę, „prababkę” huty, która dała początek Śródmieściu. Kuźnica istniała już w średniowieczu, była zlokalizowana na północ od dzisiejszego rynku.

Na ulicy Bankowej natomiast, zanim wybudowano uniwersytet, znajdował się ogród botaniczny i zoo, zachowało się nawet kilka archiwalnych zdjęć. Ciągle borykamy się ze zmianą miejsca oraz funkcji istniejących w danym miejscu budynków. Uniwersytet został wybudowany tam, gdzie był wcześniej ogród, mamy także nowe budynki: Wydziału Prawa i Administracji czy CINiBA. Funkcję zmienił natomiast budynek, który obecnie zajmuje Wydział Filologiczny na placu Sejmu Śląskiego.

Chodząc ulicami Katowic, dostrzegam różne okresy historii miasta. Znam te miejsca ze starych ilustracji, materiałów archiwalnych czy opowiadań starszych mieszkańców. Mam je w pamięci. Dlatego, stojąc z ludźmi na przystanku tramwajowym, tuż obok DH „Zenit”, mogę powiedzieć: drodzy państwo, przed nami drzwi pierwszego katowickiego hotelu – Hotelu Welta, potem magistratu, spalonego w 1945 roku.

Autorzy: Małgorzata Kłoskowicz
Fotografie: Piotr Sobański