Dramatem dzisiejszych czasów jest brak ludzi dorosłych, którzy byliby na tyle wiarygodni i na tyle potrafili zaufać młodym, aby podjąć na szerszą skalę rozmowę o wartościach.
Za „konsekwentne rozwijanie pedagogiki o inspiracji personalistycznej i chrześcijańskiej” została pani profesor wyróżniona Śląską Nagrodą im. Juliusza Ligonia. Laur jest nie tylko wyrazem uznania za dorobek naukowy, ale także zwróceniem uwagi na dziedziny, którymi się pani zajmuje.
– Bardzo ucieszyła mnie ta nagroda, ponieważ nie tylko bliski jest mi jej patron Juliusz Ligoń, tak silnie związany z pozytywnymi i konstruktywnymi wartościami, ale również dlatego, że przyznano mi to wyróżnienie za inspirowanie się pedagogiką personalistyczną i chrześcijańską. W dzisiejszych czasach mamy do czynienia z bardzo dużym zagrożeniem wartości pozytywnych, ponieważ nie są one komercyjne, za mało pragmatyczne i nie gwarantują spektakularnego sukcesu. Można by nawet powiedzieć, że duża wrażliwość na wartości wyższe utrudnia szybką karierę. Człowiek ma więcej skrupułów, więcej oporów, bardziej liczy się z innymi ludźmi, a przecież konkurencja zakłada bezwzględność i koncentrowanie się przede wszystkim na sobie i na swoim interesie. Oczywiście, postawa pragmatyczna nie jest z gruntu zła, natomiast istotne są środki, jakie człowiek decyduje się zaangażować do realizacji swoich celów i w jaki sposób na tej drodze traktuje bliźnich. Czy, na przykład, jest w stanie zrezygnować z pewnych swoich profitów na rzecz innych? Współczesność przyniosła dylemat: czy wychowywać ludzi, którzy sobie poradzą i odniosą sukces, czyli wychowywać do wartości, które w kulturze europejskiej określa się mianem wartości niższych, czy wychowywać tak, by można mówić o prawdziwym, ludzkim rozwoju, kształtowaniu wartościowych ludzi. Pytanie to zadają sobie nie tylko wychowawcy, to także problem wielu rodziców. Odpowiedzią może być zwalczanie zagrożeń, bądźmy jednak realistami, na to szansa jest niewielka. Natomiast można wzmocnić człowieka i to jest sfera, która mnie interesuje, obszar określany terminem pedagogiki personalistycznej, która czerpie z jednego ze współczesnych kierunków filozoficznych. Personalizm, odpowiadając na pytanie: kim jest człowiek, mówi: człowiek jest osobą, nie tylko jednostką, elementem społeczeństwa, indywidualnością, a już w szczególności nie jest wyłącznie biologicznym gatunkiem. U podstaw definicji personalistycznej leży założenie, że każdy, niezależnie od swoich cech, poziomu zdolności, doświadczeń, jest osobą i miano to przysługuje człowiekowi przede wszystkim dlatego, że jest wyposażony w godność ludzką – element, który nie jest uzależniony od żadnych zewnętrznych ani wewnętrznych uwarunkowań. Równie ważne są: rozumność – możliwości poznawcze, które człowiek powinien rozwijać oraz wolność – świadomość, że każdy jest istotą wolną. W sposób bezwarunkowy ma prawo o tę wolność się dopominać, ale jednocześnie sam musi czuć się odpowiedzialny za to, w jaki sposób ją realizuje, w co angażuje i jakie będą tego efekty. Kolejnym wymiarem, który wiąże się z byciem osobowym, jest dążenie, kierowanie siebie i całego swojego życia, wysiłku, wszystkich możliwości, jakie fizycznie i psychicznie ma się do dyspozycji, na wartości wyższe: poznawcze, moralne, estetyczne, sakralne. Dążenie człowieka do wartości wyższych wynika z tego, że on sam czuje się osobą, a nie z tego, że jest mu to potrzebne.
A jednak młode pokolenie najczęściej wybiera drogę „na skróty”, wartości wyższe nie stanowią celu.
– Dzisiejsza rzeczywistość trochę wmówiła ludziom, że opłaca się wysilać tylko dla tych wartości, które się przydadzą. Wobec tego człowiek, który nie widzi perspektywy wykorzystania wartości, nie uważa, że musi się rozwijać poznawczo, ani zbytnio wysilać moralnie, szczególnie zaś estetycznie, ponieważ być może miejsce jego życia, pracy nie będzie wymagało takich umiejętności, które nie przełożą się na żadne profity. Myślenie osobowe zmierza dokładnie w przeciwnym kierunku – człowiek ma się rozwijać. Trudno dzisiaj planować stabilną przyszłość, nie można zakładać, że wyuczony zawód gwarantuje bezpieczną przyszłość. Nawet argumenty zwolenników pragmatycznego myślenia okazują się być chybione. W myśleniu osobowym chodzi o to, aby, niezależnie od sytuacji, przede wszystkim być w pełni człowiekiem, rozwijać swój potencjał, a to przełoży się na wszystko, co człowiek będzie robił, na każdą sytuację, w jaką się zaangażuje, czy to będzie jego życie osobiste, rodzinne czy zawodowe. Nie można mylić personalizmu z indywidualizmem. W przypadku indywidualizmu wysiłek koncentruje się wyłącznie na sobie, nawet jeśli człowiek chce później rozwijać swój potencjał, nawet jeśli chce zmierzać do wartości wyższych i tak skupia się tylko na sobie. Natomiast w myśleniu osobowym człowiek spełnia się tylko wtedy, gdy nakierowany jest na drugiego człowieka i wszystko, co tworzy, powstaje w relacji z innymi i dla innych.
Koncepcja niezwykle pomocna, szczególnie w dzisiejszych, bardzo drapieżnych i bezwzględnych czasach.
– Założenie, że człowiek jest osobą, zapewnia umiejętność znalezienia się w każdej sytuacji, nawet najtrudniejszej. Żadne zewnętrzne okoliczności nie mogą człowieka zdeterminować, ponieważ i tak decyduje to, kim jest wewnętrznie. Jeśli będzie on rzeczywiście dojrzały osobowo, to znaczy będzie poznawczo starał się rozumieć świat, drugiego człowieka, docierać do prawdy, nie poddawać się manipulacji, nie dać zafałszować, jeżeli będzie czuł się wolny, ale wolny w sposób odpowiedzialny, to za tym pójdzie działanie moralne, wrażliwość, zdolność do zachwytu, którym może się dzielić.
Wkraczamy w dziedzinę kolejnych zainteresowań pani profesor – w wychowanie estetyczne.
– Wiele prac poświęciłam temu zagadnieniu, ono ściśle wiąże się z rozwojem człowieka w kontekście pedagogiki personalistycznej. Niestety, jest to dziedzina dziś bardzo zaniedbana. Wprawdzie nadal mówi się o kontakcie ze sztuką, ale w zupełnie innym wymiarze. Tymczasem jest to sfera, w której pojawia się szansa na kontakt z pięknem, na zachwyt, który na każdym etapie rozwoju okazuje się być niezbędnym. Spójrzmy na to przez pryzmat pedagogiki. Jak trudno jest zachęcić do pracy nad własnym rozwojem kogoś, kto nie potrafi się niczym zachwycić, nie ma nawet takiego doświadczenia, niczego nie podziwia, nic go na tyle nie interesuje, aby zafascynować. Ktoś taki swoje kompetencje zaczyna traktować wyłącznie instrumentalnie, do wykorzystania, na przykład, na rynku pracy. Myślenie rynkowe jest całkowicie sprzeczne z myśleniem osobowym.
A jednak nie uciekniemy przed koniecznością zaspakajania potrzeb rynkowych.
– Mnie to bardzo boli jako pedagoga. Oczywiście, że funkcją instytucji, która stwarza ludziom perspektywę jakiegoś orientowania się na utrzymanie w życiu, jest dzisiaj funkcjonowanie na rynku pracy, ale z punktu widzenia pedagoga, to nie może być istotą i dominować nad wszystkim. Rynek bardzo szybko się zmienia, dziś bardzo wielu ludzi, szczególnie młodych, pozostaje bez pracy, albo może ją wkrótce stracić, a przecież oni muszą żyć nadal. Nie mogą, pozbawieni zatrudnienia, stać się – jak to określa Zygmunt Bauman – społecznymi odpadami, którymi nikt się nie interesuje, ponieważ nie mogą być ani konsumentami, ani producentami. Czy my przygotowujemy ich do takich sytuacji? – to pytanie skierowane jest nie tylko pod adresem szkół wyższych. Dla mnie myślenie rynkowe na każdym szczeblu edukacji niesie ogromne zagrożenia. Dzisiaj rodzice nie tyle wychowują dzieci, co w nie inwestują. I tu pojawia się rola i zadanie dla mediów, aby, mając ogromną moc oddziaływania, otworzyły się na problematykę wartości. Jeżeli dzisiaj jest ona obecna, to pojawia się głównie w kontekście politycznym, albo bardzo silnie zideologizowanym, co sprawia, że młodzi ludzie tracą zaufanie do wartości i odsuwają się od nich, ponieważ nie wierzą ani polityce, ani ideologii. Jednocześnie nie zdają sobie sprawy, że niedługo staną się bardzo łatwym przedmiotem manipulacji. Im bardziej są do tego nieprzygotowani, mają nieprzemyślane swoje stanowiska, tym łatwiej będzie się nimi posługiwać tym, którzy są od tego specjalistami.
Coraz częściej słyszymy, że młodzi wręcz odrzucają wszelkie wartości…
- Nie mam podstaw do takiego pesymizmu, z moich doświadczeń wynika, że są otwarci na wartości, ale bardzo nieufni i prawie nikomu nie wierzą, w związku z tym stają się cyniczni i demonstracyjnie odrzucają wszelkie wartości. Wrzuceni w sytuację rynkową, sami budują sobie twardą skorupę, nie zastanawiają się nad głębszymi wartościami, nie mają doświadczeń ani przemyśleń w tym zakresie i choć jest to dla nich zupełnie nieznana przestrzeń, bardzo jej potrzebują. Myślę, że dramatem dzisiejszych czasów jest brak ludzi dorosłych, którzy byliby na tyle wiarygodni i na tyle potrafili zaufać młodym, aby podjąć na szerszą skalę rozmowę o wartościach. Tymczasem dominuje wzajemna nieufność, a nawet wrogość.
Buduje ją brak porozumienia na zbyt wielu płaszczyznach: intelektualnej, kulturowej, a przede wszystkim w sferze obyczajowości.
– Te różnice ogromnie utrudniają porozumienie, pamiętajmy jednak, że komunikacja sama się nie zrobi, i to nie młodzi ludzie mają wyjść naprzeciw temu problemowi, to nie jest ich zadanie. Młody człowiek ma prawo, w sensie rozwojowym, być wspieranym przez starsze pokolenia. Socjologowie i antropolodzy od dawna sygnalizują sytuację, w której dzieci zaczynają wprowadzać swoich rodziców i dziadków w świat nowości technologicznych. Rzeczywiście są sprawniejsze, to jest świat, w którym się urodziły, nie mają więc oporów, czują się w nim swobodnie, ale jeśli chodzi o przekaz kulturowy, w którego centrum jest właśnie przekaz wartości, to nikt dorosłych nie zwolnił z odpowiedzialności i myślę, że byłoby bardzo źle, gdyby to pokolenie samo się z tego obowiązku zwolniło. To jest błędne myślenie, a cierpią na tym wszyscy. Dorośli tracą sens życia, którego źródłem jest właśnie przekaz wartości, wiedzy, życiowych doświadczeń, a młodzi czują się osamotnieni. Trzeba więc szukać mostów i wszelkich płaszczyzn porozumienia.