Prawie dwieście dwa lata po śmierci Mozarta opublikowana została krótka i niewątpliwie oryginalna praca naukowa. Już samo zestawienie jej autorów może budzić zainteresowanie czytelnika. Frances H. Rauscher to psycholog i zarazem wiolonczelistka. Przedmiotem badań fizyka Gordona L. Shaw są cząstki elementarne oraz teoria mózgu. Trzeci autor to Katherine N. Ky, wtedy studentka.
Sam tekst dotyczy natomiast muzyki wspomnianego klasyka wiedeńskiego. Podstawowy rezultat przedstawiony w liczącym niespełna jedną stronę artykule jest zdumiewający. Dziesięciominutowe wysłuchanie fragmentu Sonaty D-dur na dwa fortepiany Mozarta (KV 448) powoduje wzrost "przestrzennego" ilorazu inteligencji o 8-9 punktów w skali Stanforda-Bineta! Zaskakuje tu przede wszystkim wyrażony liczbami wynik transformacji wrażeń estetycznych na język nauki. Nic zatem dziwnego, że pierwsze wrażenia czytelników były i są krańcowo różne. Można by na przykład potraktować tę publikację jako mało wiarygodną i nie przejmować się jej wynikami. Wielu jednak przed taką oceną wstrzymał niewątpliwie fakt, że praca wydrukowana została w periodyku Nature (F.H.Rauscher, G.L.Shaw and K.N.Ky "Music and spatial task performance", Nature 1993, 365, 611), jednym z najbardziej prestiżowych czasopism naukowych na świecie. Trudno przypuszczać, aby w tym przypadku recenzenci mogli "przepuścić" coś przeciętnego. Zgodnie z oczekiwaniami publikacja wywołała całą serię reakcji. Chociaż autorzy artykułu podkreślili, że stan podwyższonego IQ trwa tylko kilkanaście minut, i że należałoby sprawdzić analogiczny efekt w przypadku innych utworów muzycznych, sonata KV 448 stała się niebawem "narzędziem" wielu badań naukowych, a reakcję mediów łatwo można sobie wyobrazić. Wkrótce jednak za sprawcę "przyrostu IQ" zaczęto uznawać muzykę Mozarta jako taką, a później uogólniano to na muzykę klasyczną. Powstał mit, a dla wielu wykreowana przez media uniwersalna prawda, zwana efektem Mozarta. Należy dodać, że niemałe znaczenie miały tutaj także sięgające lat pięćdziesiątych XX wieku badania francuskiego otolaryngologa Alfreda A. Tomatisa. Zainteresowanie Mozartem, a w szczególności sonatą KV 448 w dużej mierze wynikało jednak z licznych nadinterpretacji publikacji w Nature z 1993 roku. Zaczęły pojawiać się "pochodne" prace badawcze z różnych dziedzin. I tak na przykład zauważono pozytywny wpływ sonaty KV 448 na stan zdrowia epileptyków (J.R.Hughes, Y.Daaboul, J.J.Fino, et al. "The Mozart effect on epileptiform activity", Clin Electroencephalogr. 1998;29: 109-19; J.R.Hughes, J.J.Fino, M.A.Melyn, "Is there a chronic change of the "Mozart effect" on epileptiform activity? A case study", Clin Electroencephalogr. 1999;30: 44-5). Nietrudno się dziwić, że w ślad za tym ukazały się w mediach takie tytuły jak "Mozart 'can cut epilepsy'" ( BBC News online, 2 April 2001 ). Szczególnie popularne były badania wpływu muzyki Mozarta na rozwój dzieci. W dzieło podnoszenia poziomu intelektualnego obywateli włączyli się politycy. Gubernator stanu Georgia, demokrata Zell Miller, zaproponował umieszczenie w rocznym budżecie stanowym 105 tysięcy dolarów na zakup taśm lub płyt CD z muzyką klasyczną. Miały to być prezenty dla każdego z nowonarodzonych w tym stanie dzieci (Science 30, 1998: Vol. 279. no. 5351, p. 663, w Random Samples ). Wytworzony klimat wiary w nieznaną do tej pory moc muzyki twórcy "Czarodziejskiego fletu" stał się także okazją do różnych przedsięwzięć o charakterze komercyjnym. Powstawały "szkoły intelektu" oraz wszelakiego typu "kursy muzyki". Komercja graniczyła z humorem. Oto przykład - dla gości festiwalu mozartowskiego w Manheim w 2002 roku przygotowano niespodziankę. Na pobliskiej fermie 3000 kur poddano ciągłemu "działaniu" muzyki Mozarta przez 14 dni. Wynik eksperymentu był jednak negatywny. Okazało się, że odtwarzany koncert skrzypcowy nie wpłynął na liczbę zniesionych jaj. Ale to nie było aż tak istotne. Podczas przerw sprzedawano bowiem jaja melomanom. Jak donosi Guardian (Catherine Nelson, "Mozart and the miracles" , The Guardian, 10 January 2003 ), zostały one uznane za ponadprzeciętne ("people said they definitely tasted better" ).
Ale jak to bywa, zaczęły pojawiać się także głosy krytyki. I tak na przykład Christopher F. Chabris oraz Kenneth M. Steele ze współpracownikami opublikowali dwa artykuły pod wymownym wspólnym tytułem "Prelude or Requiem for the 'Mozart Effect'?" (Nature, 1999, 400, 826). W tym samym numerze zamieszczono także odpowiedź F. Rauscher. Pojawiały się zatem wątpliwości, nie tyle co do wartości pracy w Nature z 1993 roku, ale co do jej uogólnień. Konsekwencją licznych nadinterpretacji były dążenia organizacji promujących efekt Mozarta do pozyskania coraz to nowych środków finansowych. I wtedy zareagowała grupa osób w Niemczech pod przewodnictwem fizyko-chemika o nazwisku Angela Merkel. Tak, to rząd niemiecki zlecił wykonanie systematycznej analizy dotychczasowych badań i napisanie specjalnego raportu (patrz też: Alison Abbott, "Mozart doesn't make you clever", Nature, online 13 April, 2007). Raport z 2007 roku, którego głównym autorem jest Ralph Schumacher - grający na fortepianie filozof z Uniwersytetu Humboldta w Berlinie - okazał się krytyczny. Niemniej jednak nie zakwestionował pewnych szczególnych wyników badań dotyczących wpływu muzyki na rozwój dzieci ("But one or two large and careful studies have shown a small but significant effect on IQ - which can be seen over years").
W wykładzie pomagali uczniowie Szkoły Muzycznej z Bielska-Białej |
Trzydzieści lat przed opublikowaniem słynnego artykułu w Nature, w roku 1963 Robert Moog skonstruował pierwszego mooga. Historia życia zmarłego w 2005 roku wynalazcy jest fascynująca (W. Kotoński, Muzyka elektroniczna, PWM 1989). W młodości wróżono mu karierę pianisty. Jednak licealista z Bronxu zafascynował się elektroniką. Podjął studia, uzyskał stopień doktora fizyki technicznej na Uniwersytecie Cornella. Lecz jego popularność wiąże się przede wszystkim z muzyką, w szczególności z dwoma instrumentami muzycznymi: tereminem i wspomnianym już moogiem w różnych odmianach. Teremin to jedyny instrument, na którym można grać nie dotykając go (zachęcam Czytelników do odwiedzenia stron internetowych typu YouTube związanych z tym fascynującym tematem, szczególnie polecam "Claire de Lune" C. Debussy'go z udziałem Lidii Kaviny, http://www.youtube.com/watch?v=Xn4TgYkqdi8). Wynalazcą terminu był grający na wiolonczeli rosyjski fizyk Lew Sergiejewicz Teremin, a prezentacja instrumentu na Kremlu odbyła się w roku 1922. Moog zrekonstruował teremina po kilkudziesięciu latach w piwnicy swojego domu. Jako student college'u rozpoczął jego seryjną produkcję. Dzięki zarobionym ze sprzedaży pieniądzom mógł rozpocząć prace nad skonstruowaniem mooga czyli tego, co uważa się za pierwowzór dzisiejszych keyboardów i różnych tego typu instrumentów klawiszowych. Artyści grający na moogu nie musieli już znać się na elektronice. Mieli bowiem do dyspozycji klawisze, jak w fortepianie. Mogli opuścić studia eksperymentalne, wypełnione zazwyczaj różnorodnym sprzętem elektronicznym z tajemniczymi pokrętłami i kablami. Nie było przeszkód, aby syntezator Mooga stał się jednym z centralnych instrumentów na estradzie koncertowej, a także w różnych miejscach przy okazji wszelakiego rodzaju imprez okolicznościowych. Możliwości komercyjne były zatem duże. Ale rzeczywistość okazała się inna. Jednogłosowy instrument nie sprzedawał się dobrze. Po kilku latach firma Mooga była bliska plajty.
I wtedy nieoczekiwanie pomógł Bach. Jednym z nielicznych nabywców mooga był mało znany wtedy kompozytor Walter Carlos. Początkowo dla zabawy postanowił wykorzystać instrument do nagrania kilku utworów Jana Sebastiana Bacha. Trudno jednak wyobrazić sobie dokonanie tego na jednogłosowym instrumencie. Carlos pokonał tę przeszkodę nagrywając poszczególne instrumenty (głosy) na różnych ścieżkach specjalnie skonstruowanego ośmiośladowego magnetofonu. Praca była żmudna, ale przyniosła sukces. Muzyka została wydana w roku 1968 na płycie firmy Columbia zatytułowanej "Switched-on-Bach". W ciągu dwunastu miesięcy sprzedano więcej egzemplarzy tej płyty niż jakiejkolwiek innej z muzyką Bacha w wykonaniu klasycznym. Pojawienie się na liście przebojów Billboardu spopularyzowało niewątpliwie dzieła Bacha. Instrumenty Mooga kupiły zespoły The Beatles i The Rolling Stones. Zainteresowanie ze strony przedstawicieli kultury masowej spowodowało, że nastąpił niebywały rozwój technologii tego typu instrumentów klawiszowych. Nie zawsze odbywało się to jednak z korzyścią dla sztuki. W tym miejscu jeszcze raz przychodzą na myśl słowa Witolda Lutosławskiego: "...najwyższym celem sztuki jest piękno, tak jak najwyższym celem nauki jest prawda. Jednak tak jak w matematyce, astronomii i z pewnością wielu innych naukach można dopatrywać się swoistego piękna, tak w sztuce spotykamy się nieuchronnie z zagadnieniem prawdy" (http://lutoslawski.org.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=14&Itemid=29 ).
Dwa przykłady "interwencji" Mozarta i Bacha dowodzą, że próby nawiązania kontaktu pomiędzy nauką i sztuką mogą sprzyjać pojawianiu się efektów ubocznych. Osiągane w procesie takiej syntezy korzyści są jednak znaczące. Wzajemne "pozytywne" przenikanie się nauki i sztuki można przecież dostrzec na wielu płaszczyznach. Trudno wyobrazić sobie prezentacje wielkich dzieł muzycznych lub dramatycznych bez osiągnięć akustyki wnętrz. W XX wieku, kiedy powstawała muzyka elektroniczna, to właśnie inżynierowie, fizycy i matematycy "odegrali", jeżeli nie pierwsze, to drugie skrzypce w jej rozwoju. Znane są osiągnięcia naukowców z Uniwersytetu Stanforda w dziedzinie akustyki muzycznej, w szczególności, jeżeli chodzi o prace dotyczące syntezy dźwięku. Można tu wymienić na przykład nazwisko Johna Chowninga. Jednocześnie wiemy, że już dwa miesiące po otwarciu tego uniwersytetu powstał w nim pierwszy zespół muzyczny. Obecnie, obok orkiestry symfonicznej oraz różnych zespołów kameralnych, działa tam także orkiestra laptopowa.
Sprawa efektu Mozarta oraz wynalazek Mooga to zaledwie niektóre elementy wykładu "Między nauką a sztuką - akustyka dla humanistów" wygłoszonego w Instytucie Fizyki. Z oczywistych względów nie zamieszczono tutaj relacji z części dydaktycznej wykładu, nazwanej przez autora "fizyką szkolną", a która dotyczyła struktury i percepcji dźwięku. Warto jednak dodać, że złożoność zjawisk akustycznych pomagali wyjaśnić przedstawiciele pracowników i studentów z Instytutu Fizyki, w tym przypadku często występujący w roli muzyków. Wśród licznie zgromadzonej publiczności byli też uczniowie Szkoły Muzycznej z Bielska-Białej. To właśnie ich koncertem zakończyło się spotkanie w auli profesora Andrzeja Pawlikowskiego. Dwa dni później, 5 grudnia przypadała dwieście siedemnasta rocznica śmierci Mozarta.