Myślistwo było wielką namiętnością monarchów i arystokracji. Wydaje się, że zachowując nadal ważną pozycję, stało się w oświeceniu, w porównaniami z okresami wcześniejszymi, mniej popularne. Wpłynęło na to kilka czynników. Po pierwsze, myślistwo należy do sportów siłowych, wymagających fizycznej tężyzny i sprawności. W okresie oświecenia fizyczna krzepkość nie była w zbyt wysokiej cenie. Dużą wartość przypisywano natomiast zaletom umysłowym, co znalazło odbicie w charakterze preferowanych rozrywek (królowała konwersacja).
W XVIII wieku mamy do czynienia z wielką liczbą atrakcyjnych alternatywnych wobec myślistwa, propozycji spędzania wolnego czasu. Rokokowi salonowcy przedkładali nad polowanie w leśnych ostępach łowy lingwistyczne: z pasją poszukiwali atrakcyjnych skojarzeń słownych; uwielbiali zabawę w kalambury. Ceniono także łowy, którym patronowała nie Artemida, ale Wenus. Ludwik XIV byt wielkim amatorem polowania, ale już jego wnuk, Ludwik XV, król par excellence rokokowy, angażuje się przede wszystkim w łowy miłosne.
Należy jednak dodać, gwoli ścisłości, że i w tej epoce nie brakowało wśród władców zagorzałych amatorów myślistwa, jak Ludwik XVI, król Francji, czy Józef I, król Portugalii. Była jeszcze inna przyczyna zmniejszenia się atrakcyjności myślistwa w tej epoce. Kobiety dzierżą wówczas bezapelacyjnie władzę nad płcią brzydką. Dochodzi do daleko posuniętej feminiaacji stylu życia mężczyzn. Modne stają się typowo damskie zajęcia, jak robótki ręczne (wcale zręcznie poczynał sobie w tej dziedzinie Ludwik XV). Myślistwo, należące do zajęć typowo męskich, zupełnie obcych kobiecej naturze, nie mieściło się w ówczesnym repertuarze modnych rozrywek.
Wymienione przyczyny sprawiły, że blask myślistwa nieco (należy podkreślić to słowo) przybladł, chociaż bez wątpienia nadal pozostało ważną rozrywką high life'u.
Mniejsza lub większa ranga myślistwa w danej epoce odbijała się na prestiżu psów oraz na preferowaniu psich gatunków. Możemy mówić o odwiecznej rywalizacji o ludzkie względy pomiędzy psami dutymi a małymi, pokołowymi. W czasach oświecenia te ostatnie wyraźnie poprawiły swoją pozycję, kosztem dużych; także myśliwskich.
W oświeceniu, jak to już zostało powiedziane, dominujące znaczenie zdobyła płeć piękna, wpływając między innymi na upodobania estetyczne tej epoki. Za sprawą kobiet powszechne stało się zamiłowanie do rzeczy małych i drobnych. Możemy mówić o oświeceniowej bibelotomanii. Ten kult bibelotów odcisnął swoje piętno na psiej modzie. Ogromnie popularne stały się psy małych rozmiarów; psy o gabarytach bibelotu. Wśród ras psów małych szczególnym powodzeniem cieszył się bonończyk. Bonończyki podbiły zupełnie serca rokokowych dam (Co to mu szkodzi, te się ja muchy lękam albo że pieska mego bonońskiego kocham? - mówi Wymyślnicka z komedii Franciszka Bohomolca "Monitor"),..Bonończyk to pies numer jeden epoki oświecenia.
Jeszcze jeden gatunek psów małowymiarowych zrobił furorę w XVIII wieku - mianowicie mopsy. Ich popularność związana była z rozwojem kobiecej masonerii. Otóż masonki obrały sobie za godło właśnie mopsa, symbol wierności. (Dlatego narywano je czysto "dames des Mops", to jest Mopsicami). Z racji tego, też mops był ich godłem, darzyły go szczególną sympatią, lansując wśród sfer wyższych. Krytycznie oceniając damskie wolnomularstwo poetka Elżbieta Drużbacka zakpiła sobie z Mopsic-masonek w wierszu "Na kampanię francmasonów dla kawalerów i na kampanię de Mops dla dam". Przy okazji dostało się od Drużbackiej także mopsom. Trudno się temu dziwić. Drużbacka nie była rokokovVą damą. Rokokowe damy szalały zaś za mopsami nie mniej niż za bonończykami. Mops to pies numer dwa epoki oświecenia.
Wśród warstw wyższych zapanowała moda na nadawanie psom orientalnych imion. Owcześni światowcy upodobali sobie w tej funkcji zwłaszcza wyraz perski "mirza" (oznaczający" syn księcia"). Ogromne ilości oświeceniowych psów wabiły się właśnie w taki sposób. Pani d'Oberkirch zanotowała w swoich wspomnieniach, te w Paryżu na promenadach, kiedy spacerująca dama zawołała swojego ulubieńca: Mirza, to wszystkie pozostałe czworonogi odwracały głowy, myśląc że to o nie chodzi; wabiły się bowiem identyczne.
Tej modzie na orientalne imiona psów uległ król Stanisław August Poniatowski, nadając swojemu ulubieńcowi (był to również okaz małogabarytowy) imię Kiopek, bodące spolszczoną wersją tureckiego wyrazu "kopek", oznaczającego właśnie psa. Z kolei umiłowany piesek księżny Izabeli Czartoryskiej wabił się Mufty (arabska nazwa muzułmańskiego prawnika i teologa).
Wśród osiemnastowiecznych władców największym wielbicielem psów był Fryderyk II Hohenzollern, władca Prus. Nie ulegał on powszechnie obowiązującej modzie na psy małe; kochał psy duże. Dla swoich ulubieńców założył specjalny cmentarz. Wielką sensację wywoływały pogrzeby królewskich czworonogów. Za trumną szedł pogrążony w smutku monarcha wraz z całym dworem i rządem (wskazane były szlochy).
Skąd wzięła si ta wielka miłość Fryca do psów? Władca pruski był zagorzałym mizantropem: nienawidził rodzaju ludzkiego. Im dłużej żył, tym bardziej tego rodzaju nienawidził. I właśnie z tej niechęci zrodziła się w nim wielka sympatia do psów. Dlaczego znajdował upodobanie w psach dużych, a nie miniaturowych, zgodnie z wymogami mody? Otóż ważnym składnikiem Frycowe] mizantropii był mizoginizm: nienawidził wręcz organicznie płci pięknej. Fryderyk II to wzorowy, a zarazem wzorcowy mizogin. Ten mizoginizm sprawił, że był jednym z nielicznych oświeceniowych monarchów, który nie zniewieściał; oparł się władzy kobiet oraz nie podporządkował się ich gustom i upodobaniom. Dlatego wielbił psy duże, mimo że kobiety zalecały wielbić psy małe. Przytłaczająca większość mężczyzn tej epoki (około 99,99%) przedkładała kobiety nad psy. Fryc - odwrotnie - psy przedkładał nad kobiety. Był to bowiem miłośnik psów do drugiej potęgi.
Miłość rokokowych dam do psów (zwłaszcza małych) przekroczyła granice normalności. Sebastian Mercier w "Obrazie Paryża" pisał:Szaleństwo kobiet w tym względzie przebrało wszelką miarę. Przedzierzgnął się w psie guwernantki, otaczając psy wszelkimi możliwymi staraniami.
Tak więc w epoce oświecenia psy zdobyły władzę nad płcią piękną. Płeć ta z kolei panowała nad mężczyznami. Z obu tych przesłanek nieubłaganie wypływa następujący wniosek: czworonogi w czasach oświecenia rządziły mężczyznami.
Światowcy szybko zorientowali się, że wiele spraw mogą szybko i skutecznie załatwić kokietując czworonożnych ulubieńców dam. Prawdę tę zrozumiał ksiądz Antoni Malinowski, pisząc wiersz na cześć Bufcia, ulubionego bonończyka Anny Szaniawskiej, starościny małogoskiej, zaprzyjaźnionej z królem. Starościna była tym zachwycona. Od razu zaprotegowała księdza u Stanisława Augusta, uzyskując dla niego biskupstwo (wprawdzie tytularne, ale zawsze biskupstwo). Inni poszli w ślady księdza Malinowskiego.
Przedstawiciele płci brzydkiej kokietowali psy nie tylko zresztą dla zdobycia protekcji dam, do których należały. Adorowali czworonogi również z intencją nawiązania romansu z ich uroczymi właścicielkami. Ta metoda uwodzenia należała do bardzo skutecznych, ale nie najprzyjemniejszych. Adorowanie czworonogów było bowiem dość uciążliwe, co zaświadczają kronikarze ówczesnego życia obyczajowego; między innymi wspomniany Mercier pisał: Tylko w Paryżu ujrzeć można durni, co umizgając się do kobiet, publicznie na promenadach i na ulicach piastują w ramionach pieseczka jejmości. Nadaje im to (..) głupi i niedorzeczny wygląd(...).
Mercier mylił się jednak twierdząc, że tylko w Paryżu mężczyźni zdobywali serca kobiet, podlizując się ich czworonożnym faworytom.
Tak było w całej oświeceniowej Europie.
UmizgująC się do psów można było w szybkim tempie i bez większych kłopotów zawładnąć sercem i wdziękami ich uroczych właścicielek; można też było jednak bardzo szybko z powodu czworonogów utracić względy dam; wystarczyło nieumyślnie nadepnąć czworonogowi na łapkę, by popaść w niełaskę natychmiastową, nieodwracalną i absolutna. Znowu Mercier: Nadepnijcie na łapy pieskowi, a przepadliście w sercu pani (..).
W tej epoce nie można było deptać po psach.
Zmierzch rokoka zakończył erę niesamowitej wprost prosperity małych psów, jak bonończyk czy mops. Odtąd wiodło się im znacznie gorzej. Zmieniła się estetyka, zmieniły się upodobania i gusty, co znalazło odbicie także w modzie na psie gatunki. Drastycznie zmalał krąg wielbicieli psów małych, ograniczając się prawie wyłącznie do dzieci i staruszek. Słowem, w czasach postoświeceniowych psy małe, rokokowe, zeszły na psy.
Ignacy Jaxa Bykowski (1750 - 1817) "Przy oddaniu pieska bonońskiego" | ||
Piesku, coś miły dla szczupłej istoty, Idziesz ode mnie w podarunku, w dani, Gdy będziesz umiał pomnażać pieszczoty, Możesz się czasem podobać swej pani. 0, gdyby ona w swej z tobą zabawce W żywej pamięci miała Twego dawcę! Nie jesteś wprawdzie takiego szacunku, Byś mógł wyrównać dającego żądzę, Sam bym się dostać żądał w podarunku, Ale cóż, losem gdy świata nie rządzę, Wyrok okrutny tamuje mi drogę, Że gdzie ja pragnę, to tam być nie mogę. Szczęśliwszyś, piesku, od twojego pana: Na rączkach białych ty się będziesz mieścić, Łożem twym nieraz jej będą kolana, Będzie i głaskać, i z tobą się pieścić; Może i to być jeszcze, że cię ona Przytuli czasem do śnieżnego łona. Gdy więc zostaniesz pierwszym faworytem I będziesz u niej u największym kredycie, Możesz ją bawiąc napomknąć też przytem, I to jej o mnie opowiedzieć skrycie: "Ja cię nie umiem bawić, tylko trocha, Lecz ten niech bawi zawsze, co cię kocha". |