Dosłownie za płotem naszej uczelni, w parafii Ewangelicko-Augsburskiej przy ulicy Warszawskiej w Katowicach, Polskie Towarzystwo Ewangelickie zorganizowało (11 października) interesujące spotkanie na temat: "Kultura i społeczna rola protestantyzmu na Górnym Sląsku". W podtytule umieszczono pytanie: czy różnorodność narodowa i religijna jest inspiracją do szerokiego rozwoju kulturowego? Należałoby pogratulować organizatorom - problem to ważny i wcale niełatwy, tylko czy tak sformułowane pytanie w kontekście tematu nie sugeruje nieszczęśliwej zbitki pojęciowej Polak - katolik, Niemiec(?) - protestant?
Do dyskusji zaproszono górnośląskich parlamentarzystów reprezentujących różne opcje polityczne. Przybyło tylko dwoje: Irena Lipowicz (KPUD) i Jan Rzymełka (KLD), notabene pracownicy naszej uczelni.
Jak my, protestanci jesteśmy postrzegani? - to pierwsze z pytań, które postawił prowadzący dyskusję ksiądz Tadeusz Szurman, proboszcz parafii w Rudzie Śląskiej i Świętochłowicach. I konkluzja: ewangelicy nie potrafią się sprzedać. Dyrektor Muzeum Historii Katowic, Jadwiga Murzyn dziwiła się, że nikt z ewangelików nie zajął się syntezą bogatej historii Kościołów reformowanych na Górnym Śląsku. Spotkała tylko jednego pastora - historyka, być może jedynego w całym kraju. Ktoś z ewangelików zauważył, iż więcej zasług w propagowaniu myśli protestanckiej mają środowiska inteligencji katolickiej (zwłaszcza skupione wokół wydawnictwa "Znak" i "Więź") niż sami protestanci, Jednym z ostatnich przykładów może być tegoroczny, lipcowy numer miesięcznika "Znak" w całości poświęcony protestantyzmowi. Może jest w tym jakaś fascynacja innością - na tej samej zasadzie myśl katolicka cieszy się dużym zainteresowaniem w protestanckiej Szwecji. Jednak tu i tam owe kręgi zainteresowanych są bardzo wąskie, raczej elitarne. Bo generalnie inność budzi w naszym kraju raczej lęk i podejrzliwość.
W "Solidarności", w jej początkach - wspominała poseł Irena Lipowicz - niezwykle ceniliśmy tych członków , którzy wnosili różność.
Poseł Rzymełka próbował wytłumaczyć dzisiejszą, polską alergię na inność. "Wydaje się (a jest to taka generalna teza), że jedną ze schyłkowych faz systemu totalitarnego jest przejaskrawiony nacjonalizm, który w różnych państwach różnie nabrzmiewa. Może musieliśmy w tych trudnych czasach zamknąć się w sobie i podkreślać swój nacjonalizm swoje wyznanie katolickie, żeby przeżyć. A teraz jakoś się to wydobywa na wierzch. Być może podświadomie przekazuje się pewne schematy uprzedzeń, które kodują się w dzieciach. Zastanawiam się kto, z malujących na murach napisy "Precz z Żydami" spotkał Żyda?".
Rozwiązać ten problem można, zdaniem posłów, przede wszystkim poprzez edukację i wychowanie. Potrzeba dogłębnego spojrzenia na siebie, co jest niemożliwe bez wzajemnych kontaktów. Gdyby polscy skini spotkali się ze swymi niemieckimi kolegami i gdyby spróbowali porozmawiać ze sobą o co im de facto chodzi - to czy wówczas doszłoby do tych potwornych "zadym" po obu stronach granicy?
Poseł Rzymełka zwrócił uwagę na inny jeszcze wymiar tych problemów: w momencie transformacji systemowej dochodzi do głosu również nadwrailiwość mniejszości (niekoniecznie religijnej). I z jednej strony wypływają kompleksy, a z drugiej - pewne poczucie wyższości. W trakcie debaty owe kompleksy (które nazwano kompleksami życia w swoistym gettcie) oraz ich implikacje dały znać o sobie. Rażą wszelkie wypowiedzi polityków podkreślających swój katolicyzm. Tego typu deklaracje na co zwróciła uwagę pani poseł - w intencjach składających je bywają ostatnią deską ratunku dla szukających poparcia. Narzekano także na brak ewangelickiej reprezentacji w polskim parlamencie. "Konsekwencją tego, co państwo proponują - mówiła Irena Lipowicz - byłaby Partia Ewangelicko-Narodowa. Czy o to nam chodzi?".
W dyskusji wyraźnie zarysowały się dwa stanowiska: "starszych", które możnaby nazwać roszczeniowym, domagające się własnej reprezentacji politycznej i niektórych zmian ustawowych oraz "młodszych", postulujących branie losu w swoje ręce i dołączenie się do już istniejących struktur czy ugrupowań. Wszyscy ubolewali nad tym, że nie ma w Sejmie żadnego ewangelika; młodzi skomentowali to pytaniem: a czyja to wina?
"Spotkanie trochę mnie rozczarowało stwierdził jeden z "młodych" Marek Kalisz Spodziewałem się bardziej konstruktywnej rozmowy z posłami na temat budowania społeczeństwa otwartego, gdzie byłyby uwzględniane prawa każdego, bez względu na to, jak silnie jest reprezentowany w społeczeństwie. Tymczasem dyskusja przerodziła się w wylewanie, czasami słusznych pretensji wobec rzeczywistości, wobec społeczeństwa, które nas protestantów nie dostrzega, może nawet i nie toleruje".
Spotkanie w pełni nie zadowoliło chyba nikogo, może prócz tych, którzy chcieli się po prostu wyżalić. Powiedzenie tego co "leży na sercu" jest bardzo istotne, ale to za mało by zacząć budować. Dyskusja nad charakterem obecności w życiu politycznym pojawiła się bardzo późno i jest wyraźnie reakcją na partie deklarujące swój katolicki charakter. Choć nie mówiono wprost o kontynuacji tej dyskusji, miejmy nadzieję, że do takowej dojdzie. Oby tematy spotkań były wówczas bardziej szczegółowe. Oprócz wspomnianego tu kompleksu mniejszości istnieje także specyficzny kompleks większości, który jest źródłem braku tolerancji.
Bardzo trudno leczyć te kompleksy "w pojedynkę", łatwiej razem, spotykając się i poznając wzajemnie.