Lata 80-te w świecie elektroniki charakteryzował niezwykły rozwój technologii wytwarzania obwodów zintegrowanych. Stopień "upakowania" tranzystorów w jednym elemencie scalonym osiągnął rozmiar kilku tysięcy - dla opracowań normalnej dystrybucji i kilkudziesięciu tysięcy dla specjalnych zastosowań. Z punktu widzenia przeciętnego użytkownika oznaczało to radykalne obniżenie ceny komputerów przy znacznym wzroście ich mocy i szybkości obliczeniowej. Konsekwencje tych zmian można było odnotować bardzo szybko w formie wzrostu zainteresowania zastosowaniami informatyki w wielu dziedzinach: w zarządzaniu, wspomagańiu eksperymentów naukowych, wspomaganiu projektowania, itp.
Wcześniej - w latach sześćdziesiatych świat nauki przeżył podobny okres fascynacji informatycznej, który przerodził się w stan rozczarowania. Okazało się bowiem, że oczekiwania przerosły możliwości informatyki. Wysokie ceny, niedostatek oprogramowania użytkowego i narzędziowego oraz brak umiejętności informatycznych użytkowników spowodowały znaczny regres w dziedzinie informatyki lat siedemdziesiątych.
Dzień dzisiejszy informatyki zasadniczo różni się od "nieudanego" dwudziestolecia. Przede wszystkim za sprawą niskiej ceny sprzętu i oprogramowania. Pozostaje jednak ciąle nierozstrzygniety problem niedostatków w kwalifikacjach informatycznycń użytkowników.
Aby właściwie wyjaśnić tę ostatnią kwestię przypatrzmy się specyficznym grupom użytkowników:
Grupa pierwsza, to użytkownicy bierni którym należy dostarczyć oprogramowanie w tzw. zamkniętej formie. Pakiety oprogramowania użytkowego wyposażone w system menu (menu driven systems) prowadzą użytkownika przez kolejne opcje w których wypełniane są określone pola edycyjne. Jako przykład mogą tu posłużyć systemy gospodarki materiałowej, systemy ewidencji kadrowej, księgowość, itp.
Grupy druga (tzw. użytkowników świadomych) stanowią projektanci wykorzystujący komputer, który wspomaga ich twórczą pracę, poczynając od edytorów tekstowo-graficznych, poprzez pakiety wspomagania projektowania CAD, kończąc na projektowaniu systemów inteligentnych na podstawie "otwartych" systemów narzędziowych (konwersacja z komputerem, ekspertyza komputerowa). Są to narzędzia opracowane przez profesjonalne zespoły informatyków i specjalistów z dziedziny zastosowań.
Grupa trzecia to profesjonalni informatycy, dla których komputer i jego oprogramowanie są przedmiotem badań.
Innym kryterium podziału środowiska odbiorców informatyki jest poziom rozwoju "kultury informatycznej". I tak możemy wyróżnić:
- fazę wczesną - charakteryzującą się dużą liczebnością grupy pierwszej (wedle podziału pierwszego), w której znaczna część użytkowników traktuje komputer jak atrakcję turystyczną: trzeba pokazać, że u nas też są komputery. Ten okres nie jest szkodliwy, gdy dostatecznie wcześnie się kończy. Jest jednak źle, gdy nie widać oznak wychodzenia z owego niemowlęctwa;
- fazę zaawansowaną, w której zaczyna przeważać druga grupa użytkowników. Dopiero wtedy można odnotować symptom korzyści z poczynionych nakładów na informatyzację przedsiębiorstwa;
- fazy dojrzałą, w której odbiorca potrafi podjąć dyskusję z projektantem oprogramowania użytkowego precyzując swoje potrzeby i wymagania informatyczne.
Według specjalistów amerykańskich każdy projektant systemu informatycznego musi mieć na uwadze regułę "20/80". To znaczy: w nakładach inwestycyjnych jakiegoś przedsięwzięcia informatycznego koszt sprzętu nie może przekroczyć 20% wartości całej inwestycji. 80% nakładów należy przeznaczyć na oprogramowanie. Jest to warunek konieczny amortyzacji inwestycji informatycznej. W tej kalkulacji pominięto inny oczywisty warunek, mianowicie pełne wykorzystanie każdego stanowiska przez kilkanaście godzin na dobę. Każde inne rozwiązanie należy traktować jako nie spełniające kryterium racjonalności ekonomicznej.
Jest oczywiste, że każdy rozsądny przedsiębiorca analizuje wydatki głównie poprzez pryzmat oczekiwań ekonomicznych. Nie podejmuje ryzyka inwestycji niepewnych, które mogą mieć znamiona rozrzutności. Taka kalkulacja dotyczy również inwestycji informatycznych. Zysk mierzony jest usprawnieniami systemu zarządzania, co oznacza redukcję zatrudnienia, a więc pośrednich kosztów wytwarzania lub znaczne usprawnienie marketingu, czyli dynamiki przedsiębiorstwa. Zapominając o wymienionych wyżej regułach ekonomicznych zmierzamy prostą drogą do bankructwa.
Uczelnia nie jest, rzecz jasna, przedsiębiorstwem produkcyjnym w popularnym znaczeniu tego słowa, ale wszystkie reguły ekonomiczne na terenie akademickim mają identyczne skutki. Są one wprawdzie trudniejsze do odnotowania, ale tylko dlatego, że ich obieg odbywą się dalszą drogą, poza ramy "przedsiębiorstwa". Niegospodarność to nie trafione zakupy i nie kończące się potrzeby złego gospodarza.
Choć trudno z pozycji obserwatora ferować wyroki, wydaje się, że znakomita większość użytkowników systemów informatycznych naszej (i nie tylko naszej) uczelni należy do wymienionej wyżej grupy pierwszej - w fazie wczesnej. Ale, co gorsze, brak symptomów fazy zaawansowanej.
Poddaję również pod rozwagę regułę 20/80, a w tym celowości informatyzacji uczelni w oparciu o komputery lokalne PC XT/AT i inne, system operacyjny DOS, braki transferu danych między komputerami, itp. I wreszcie nie daje mi spokoju problem stopnia amortyzacji sprzętu komputerowego służb administracyjnych uniwersytetu, ponieważ niezbyt odległym wydaje się moment, gdy komputery osobiste trzeba będzie zastąpić stacjami roboczymi; jak sądzę z wielodostępnym systemem UNIX. Wszak nie tak dawno obserwowaliśmy amok komputeryzacji za pomocą mikrokomputerów 8-bitowych, których stopień amortyzacji był bliski zeru.
W dyskusji na temat informatyki w szkole wyższej nie można z pewnością pominąć spraw dydaktycznych, choć nie przypadkiem podejmuję ten temat w drugiej kolejności (?). Tu również można by się pokusić o dokonanie pewnej klasyfikacji użytkowników, bliskiej modelowi przedstawionemu wyżej. W znacznym uproszczeniu można wyróżnić grupę konsumentów informatyki oraz grupy służb informatyki. W naszym uniwersytecie dominuje grupa pierwsza o cechach fazy wczesnej. Z moich obserwacji oraz obserwacji moich współpracowników, wynika szereg wniosków świadczących o potrzebie szerszej dyskusji nt. problemów kształcenia: jak i czego nauczać na poszczególnych kierunkach? Jest to problem złożony, wymagający więcej uwagi niż pozwalają na to ramy niniejszego artykułu. Jedno jest pewne: wiekszość wydziałów Uniwersytetu Śląskiego nie jest przygotowana merytorycznie do prowadzenia samodzielnej działalności dydaktycznej w zakresie informatyki. Pragnę zwrócić uwagę na jeden istotny szczegół: średnio co trzy lata ma miejsce skok jakościowy w informatyce. Profesjonalista informatyk, intensywnie pracujący w swoim zawodzie, ma duże trudności w nadążaniu za postępem informatycznym. Czy takiemu wyzwaniu może sprostać amator?
Lata 90-te to kolejny próg jakościowy, który może się okazać bardzo trudny czy wręcz niemożliwy do pokonania dla amatora. Jest nim "Środowisko Windows" z bardzo bogatym oprogramowaniem narzędziowym; to projektowanie obiektowe, to nowa generacja języków ogólnego przeznaczenia, to zaawansowane pakiety projektowania systemów informacyjnych o wbudowanej inteligencji. Zdaniem specjalistów jest to nowa jakość, która wymaga zasadniczej reformy kształcenia informatycznego.
Choć mam świadomość faktu, że moje wątpliwości przelane na papier w postaci niniejszego tekstu zapewne nadal pozostaną tylko moim zmartwieniem, to jestem wdzięczny redakcji "Gazety Uniwersyteckiej", że mi zaproponowała jego napisanie.