WRACA NOWE


Z pewną taką niepewnością wystukuję mozolnie kolejne słowa w niniejszym felietonie, bo wciąż się coś zmienia i łacno słowa te staną się nieświeże. Będę wtedy co prawda w niezłym towarzystwie jesiotra drugiej świeżości z powieści Bułhakowa, oraz Platona, o którym pewien mój znajomy twierdzi, że on już też "cokolwiek nieświeży". Podejrzaną świeżość prezentuje najświeższe osiągnięcie polskiej klasy politycznej, czyli rząd p. Cimoszewicza.

Pan Cimoszewicz jest doktorem praw, i to sprzed lat, więc raczej trudno byłoby mu zostać adiunktem na Uniwersytecie Śląskim (patrz: uchwała ostatniego Senatu w sprawie adiunktów), ale nie każda instytucja ma tak elitarną kadrę jak nasza Alma Mater. Za to w rządzie już tradycyjnie jest kilku profesorów, w tym najbliższy sercu pracowników przemysłu edukacyjnego prof. Wiatr senior. Czy nowy minister tchnie ożywczo, czy też jak halny narazi na szwank zdrowie "sercowców" - oto jest pytanie, które zadają sobie meteoropaci ze szkół i uczelni. Profesor Wiatr jest oczywiście nowoczesny i, podobnie jak wielu przyjaciół z formacji, przeszedł ewolucję poglądów, dzięki czemu nie jest już dinozaurem marksizmu, lecz wznoszącym się orłem..., właściwie trudno powiedzieć czego, ale być może badania naukowe to ustalą. Jednak "mowa jego zdradza go", a w każdym razie pod skrzydłem wśród piór, prześwitują stare łuski. W czasie przesłuchań w Sejmie kandydat na ministra zeznał, że nauka powinna być bezpłatna, ale nie dla młodych ludzi z zamożnych rodzin, którzy w restauracji potrafią zjeść obiad i zapłacić więcej niż wynosi czesne. Coś takiego! Ohyda!

Gdy się otrząśniemy z obrzydzenia, spróbujmy zadać kilka pytań. 1. Skąd profesor wie, gdzie i za ile konsumują studenci? Widocznie Wiatr jak duch - tchnie kędy chce, czasem zawiruje nad stolikiem w Mariotcie, zakręci mu się w głowie od rachunku i omdlewając, spłynie do kieszeni marynarki, w której ku swemu zgorszeniu, przekartkuje niechcący indeks żarłoka. 2. Jak ustalić, kto bogaty, a kto nie? Zaczaić się w restauracyjnej szatni? Poprosić zakład pracy tatusia o wykaz dochodów na głowę? A czy to przypadkiem nie tajemnica? A może czynniki społeczne się wypowiedzą? Przez tyle lat wszystko było jasne: kto kułak, kto prywaciarz, kto spekulant a kto bikiniarz. A może na odwrót: ustalić komu się należą studia bezpłatne? Wprowadzić punkty za przychodzenie, zamiast przyjeżdżanie limuzyną. 3. A teraz pytanie z ekonomii: dlaczego właściwie bogatsi mieliby płacić? W naszym kraju rządzonym pewną ręką I wicemistera Uniwersum, Grzegorza Kołodki tak to jest ułożone, że bogatsi płacą większe podatki, i względnie, i bezwzględnie. Tak więc wkład bogatych w pensję p. ministra i wszystkich pracowników jego resortu jest i tak wyższy od przeciętnej. Również uczelnie wyższe, żyjące z budżetu, więcej zawdzięczają bogatym niż biednym. Tak się nie tylko w Polsce przyjęło, że bogaci więcej łożą. Jednak chyba tylko w Polsce wzamian za to, że dają więcej, mieliby stać się obywatelami drugich kategorii, ich dzieci zapłaciłyby raz jeszcze za to, że rodzice odprowadzając wyższe podatki umożliwiają studiowanie dzieciom uboższych obywateli Reczypospolitej.

Nie chcę tu wyjść na jakiegoś Realnego korwinistę, ale trochę denerwuje, że realny socjalizm wychodzi, niczym słoma z butów. Niby nie ma powodu do alarmu, to przecież tylko słowa ulotne, ale w ministerstwie, które odpowiada za wychowanie nie jest to pierwsza nutka nostalgii. W ubiegłym roku był pomysł przywiązania nauczyciela do szkoły, bo przecież państwo "nie może łożyć" na wykształcenie absolwentów, którzy nie chcą odpracować państwowej łaski. Wszyscy ci ludzie, z Kielc czy z WUML-u, zarzekają się, że są awangardą nowego. Ale ten nieświeży zapaszek jeszcze niewywietrzony, jeszcze w kącie pod pajęczyną czai się czerwony gnom, a komputer na biurku modernizuje biurko, ale nie użytkownika. Trzeba i o tym pamiętać, gdy będziemy wybierać Rektora i nowych (? ) ludzi do władz naszej uczelni.