ZROZUMIEĆ QUEBEC

Tak się złożyło, że w styczniu miałem okazję być w Quebecu. Wygłosiłem trzy wykłady, jeden referat na elitarnym tam zgromadzeniu politycznym, ale to wszystko nie jest ważne. Ważne są tzw. okoliczności. Otóż trafiłem do Quebec po minimalnie przegranym referendum na temat niezależności tej wielkiej kanadyjskiej prowincji i trafiłem do środowiska ludzi związanych w dużej mierze z ideą niezależności przyszłego państwa Quebec. Dla Polaków to sprawy odległe, nie dość tego, ze względu na trwający od kilku lat pewien kryzys kompetencji polskiego dziennikarstwa, nie wiemy praktycznie nic o istocie problemu walki Quebec o niepodległość.

Przejdźmy więc do meritum. Rozmawiałem z Dyrektorem Instytutu Nauk Politycznych, z Dyrektorem Instytutu Studiów Międzynarodowych, z Dyrektorem generalnym w Ministerstwie Edukacji, wreszcie na obiedzie zostałem przyjęty przez Vice- Marszałka tamtejszego Sejmu. Zostawmy znowu sprawy protokolarne. Ważne jest czego można się z takich spotkań nauczyć. Otóż najważniejsze są trzy sprawy.

Po pierwsze, i to winno zostać w świadomości ewentualnych odpowiedzialnych za stosunki międzynarodowe naszego uniwersytetu, Quebec jest naprawdę zainteresowany współpracą z polskimi uniwersytetami.

Po drugie: istnieją duże powody kulturowe byśmy się dobrze rozumieli, czasem można odnieść wrażenie, że tych podobieństw jest o wiele więcej niźli możnaby w ogóle przypuszczać.
Po trzecie: wszystko wskazuje na to, że właśnie nadchodzi ważny moment polityczny, w którym nawiązanie kontaktów może dobrze owocować w przyszłości.

By móc się poznać w konkretnych dziedzinach trzeba wiedzieć o sobie coś więcej niż to co można przeczytać w gazetach (a tu jak pisałem, nie można znaleźć wiele interesującego). Popatrzmy więc na to jak dziś wygląda tzw. sprawa Quebec widziana od strony Quebec (a nie od strony anglojęzycznej Kanady, tak jak to jest przedstawiane w polskiej prasie). Ta wielka prowincja, faktycznie wielki kraj (ale w Ameryce wszystko jest względne) ma trzy cechy, które w naszych europejskich wymiarach pozwalają widzieć ją w sposób odmienny od reszty Kanady. Jest to, po pierwsze, posiadanie kilkuwiekowej historii kanadyjskiej (w drugiej połowie XVIII w. Anglicy podbili ową Nową Francję, która jednak w swej masie zachowała i to w doskonałej formie swą odrębność językową i kulturową); mają więc owi francuskojęzyczni Kanadyjczycy podstawy do historycznego ugruntowanego poczucia tożsamości. Po drugie - ich odrębność kulturowa była zawsze (aż do lat tzw. pokojowej rewolucji społecznej w latach 70-tych i 80-tych kiedy to kościół katolicki stracił znaczenie siły politycznej) wspierana duchowo i instytucjonalnie przez kościól. Od anglojęzycznych "najeźdźców", przeważnie protestantów, odróżniała ich religia a kościół katolicki odgrywał rolę kolebki tutejszej tożsamości. Wreszcie, po trzecie, wbrew temu co pisano w polskiej prasie, Quebec jest w miarę spójną całością gospodarczą z dobrze rozwiniętą strukturą osadniczą. Nic więc nie wskazuje na to by w razie uzyskania niepodległości miał przeżyć jakieś wielkie załamanie gospodarcze.

Jeśli pisałem wyżej o zaskakujących podobieństwach z Polską to muszę podkreślić, że wiele z tych uzasadnień potrzeby niepodległości brzmi tak jakbyśmy słyszeli nasze rozważania o potrzebie odzyskania wolnej Polski. Powiem wprost, wydaje mi się, że procesy zmierzające do usamodzielnienia się Quebec (obojętnie w jakiej formie się to dokona) są już nie do zatrzymania, taka jest bowiem dynamika ruchów społecznych, a w Quebec mamy do czynienia z ruchem a nie tylko działaniem samej partii - Partie Quebecois, która przygotowywała ostatnie referendum. Prawdziwym problemem dla Kanady nie jest teraz to co stanie się w Quebec w razie jego oderwania się od pozostałych, anglojęzycznych prowincji tylko to jak będzie wyglądać Kanada bez Quebec. To jest politycznie, społecznie a i ekonomicznie prawdziwe pytanie o przyszłość całego kontynentu. Pojawiają się bowiem od razu dwa problemy, których rozwiązania nikt w Ottawie, jak dotąd, sobie po prostu nie wyobraża. Po pierwsze, problem znalezienia nowego spoiwa dla tożsamości Kanady bez Quebec. Oznacza to amputację historii, konfrontacje z rosnącymi różnicami kulturowymi między prowincjami wschodniego i zachodniego wybrzeża, wreszcie nowe ułożenie gospodarczej mapy Kanady, co oznaczać będzie, że w miarę szybko centrum przeniesie się ze wschodniego na zachodnie wybrzeże. Będzie to już zupełnie inna Kanada, społecznie i gospodarczo o wiele słabsza, w dodatku stojąca przed wielkimi problemami ustrojowymi i politycznymi. Konfrontacja z "problemem Quebec" pozwala utrzymywać dzisiejszą względną stabilność kraju. Drugi problem polegał będzie na stosunku do "wielkiego brata" (jak my oni także mają swój problem wielkiego brata) to znaczy relacji między USA a taką nową amputowaną o Quebec Kanadą. Pojawią się niewątpliwie ciągoty do ściślejszego powiązania niektórych prowincji (zwłaszcza dynamicznie rozwijających się prowincji zachodniego wybrzeża) z sąsiadującymi przez granicę stanami USA. A ponieważ w Kanadzie istnieje i ustrojowo gwarantowana i faktycznie społecznie akceptowana bardzo szeroko rozumiana autonomia prowincji - do pomyślenia będzie w jakiejś dalszej przyszłości np. referendum w prowincji która zapragnie oderwać się od Kanady. Widzimy więc, że tak naprawdę problem Quebec to raczej problem Kanady a w dalszej perspektywie problem układu na całym kontynencie północnoamerykańskim a nie sam problem Quebec.

Ale jako się rzekło wszystko wskazuje na to, że procesów społecznych skierowanych na pełną niezależność nie da się już powstrzymać. W tej perspektywie rozsądni mieszkańcy Quebec wiedzą, że trzeba zmieniać kierunki relacji międzynarodowych, że kontakty Kanady jako całości już mniej ich będą dotyczyć, że wreszcie Quebec musi być w pełni krajem atlantyckim (podczas gdy, jak wszystko wskazuje, dla przyszłosci Kanady równie ważny, jeśli nie najważniejszy będzie region Pacyfiku). W tej perspektywie Qu*bec prowadzi akcje nowego otwarcia w kierunku Europy a tutaj szybko zauważono pojawienie się nowej jakości w postaci wolnej Europy Środkowej i Wschodniej. Polska jako największy i najważniejszy kraj tej części naszego kontynentu interesuje ich szczególnie.

Nie chcę pisać o wielkiej polityce, skupmy się raczej na tym co nas może bezpośrednio dotyczyć a więc na ewentualnej wymianie naukowej, kulturowej, społecznej. Quebec jest w tych dziedzinach naprawdę powaznym partnerem, uniwersytety tego kraju mają wielką renomę międzynarodową a fakt, iż w tym francuskojęzycznym kraju elity uniwersyteckie posługują się równie dobrze językiem angielskim powoduje, nie ma tam żadnych problemów językowych przy rozwoju współpracy międzynarodowej. Montreal i Quebec, te dwa wielkie centra uniwersyteckie dysponują bardzo szerokimi kontaktami a fakt, że poszukują teraz ściślejszej współpracy z Europą Środkową i Wschodnią nie powinien być przez nas niezauważony. Nie dość tego, aktualny rektor Universytetu Laval w Quebec, profesor Gervais przewodniczy AUPELF-UREF, międzynarodowemu stowarzyszeniu uniwersytetów frankofońskich, co daje szansę (w razie naszej aktywności w tym kierunku) na dołączenie się do poważnej struktury wymiany międzynarodowej, dysponującej wcale niemałym funduszem stypendialnym. I to jest ten moment polityczny, o którym wspominałem na wstępie. Dziś to właśnie uniwersytety w Quebec są zainteresowane współpracą z polskimi uczelniami. Za dwa, trzy lata będzie już za późno, nastąpi ułożenie się nowych struktur wymiany (a może się zdarzyć, że inne polskie uczelnie będą szybsze) i wtedy skonstatujemy, że znowu ktoś nas wyprzedził. Zachęcam więc do intensyfikowania wymiany z placówkami naukowymi w Quebec, za parę lat mamy szansę okazać się ich "naturalnym partnerem" a to byłoby z pewnością sukces Uniwersytetu.

Autorzy: Jacek Wódz