BARBARA MORCINEK
Studentka IV roku filologii polskiej, aktywny członek Koła Naukowego Językoznawców, brała udział w pracach badawczych Instytutu Języka Polskiego oraz w Konferencjach naukowych: zorganizowanych przez Uniwersytet w Ostrawie (1997), Uniwersytet Jagielloński: "Mickiewicz i kresy" (1997), UŚ: "Ok. /n/o/" (1996), "Multimedia w nauczaniu języka polskiego jako obcego" (1997). Świetnie włada j. angielskim, uczy się francuskiego, posiada uprawnienia pilota wycieczek krajowych i zagranicznych. Aktywnie uczestniczy w pracach Szkoły Języka Polskiego i Kultury; jako sprawny tłumacz języka angielskiego oraz organizator interesującego programu kulturalnego, pisuje do "Gazety Uniwersyteckiej UŚ"(!). Studiuje wg indywidualnego toku, w ramach którego zalicza blok przedmiotów z kulturoznawstwa.
Jej zaangażowanie w życie uniwersytetu ma swoją genezę najprawdopodobniej w czasach licealnych. W ciepło wspominanym budynku I L. O. im. Słowackiego spędzała niesamowitą wprost ilość godzin (w licznych kawiarenkach literackich, na koncertach, spotkaniach z ciekawymi ludźmi, wykładach, prelekcjach, referatach). Przesiadywanie w szkole do późnych godzin wieczornych uważa za całkowicie normalne, szczególnie jeśli spędza się je w sekretariacie, gabinecie dyrektora, z wychowawczynią, na niekończących się rozmowach. Nic więc dziwnego, że ani przez chwilę nie przyszło jej do głowy, żeby próbować się zmieścić od - do w nowym akademickim rozkładzie zajęć. Akurat nadarzył się nabór do Koła Naukowego Językoznawców, czym prędzej dała się nabrać i od tej chwili wszystko zaczęło się dużo szybciej kręcić.
Lubi to, co robi, nawet bardzo - bardzo - niekoniecznie wszystkie przedmioty - a przede wszystkim kontakty z interesującymi ludźmi. Najbardziej mobilizuje ją świadomość, że tyle ich wokół i wszyscy biorą na siebie ogromną ilość nadobowiązkowych zajęć, ale za to jakich fascynujących! Zawsze miała pociąg do nauki języków obcych, lubiła poznawać nowych ludzi i ich kulturę, dlatego pracę w SJiKP uważa za najfantastyczniejszą rzecz, jaka mogła jej się w życiu przytrafić. Szkoła doskonale łączy te jej dwie największe pasje. Pozwala nawiązywać wiele wspaniałych przyjaźni, bez końca odwiedzać się nawzajem i wymieniać korespondencję. Ogromną satysfakcję daje jej samo tylko obserwowanie postępów swoich uczniów. Przychodzi oto ktoś zupełnie obcy i zupełnie zielony w kwestii porozumiewania się w języku polskim, a po kilku miesiącach potrafi już ileś rzeczy zrozumieć, powiedzieć. To jest ogromna radość i to jest właśnie twórcze.
Sama właściwie nie wie dokładnie, jak to się dzieje, że znajduje czas na to wszystko, a nawet zostaje jej jeszcze trochę wolnego. Jest to chyba jakoś tak, że im więcej ma zajęć, tym więcej czasu. Dziwne to, ale pozwala się naprawdę sprężyć, być bardziej efektywną w działaniu, wszystko zaczyna się wtedy jakoś samo porządkować. Bycie rozlazłą nie leży w jej naturze. A czas musi się znaleźć także, a może przede wszystkim, dla mężczyzny, którego można także zaliczyć jako wynik, chyba najbardziej zaskakujący, kontaktów z SJiKP. Sam też jest ciągle zalatany, ale dzięki temu i bardziej wyrozumiały.
Na rowerze także lubiła kiedyś jeździć, i owszem. Do pierwszego większego upadku. Rower marki Wigry 3, tata uczył ją trudnej sztuki utrzymywania na nim równowagi. Jednak najistotniejszy rower w rodzinie należał zawsze do jej brata, który jeździł zawodowo, wygrywając nawet "jakieś tam" Mistrzostwa Polski. I to zapewne on wykręcił jej to stypendium. Ona tymczasem zadowala się posiadaniem kolarstwa w genach, poprzestając tymczasem na bardzo rekreacyjnych przejażdżkach od przypadku do przypadku.
Chciałaby bardzo dostać się na studia doktoranckie, żeby nadal móc robić tylko i wyłącznie to, co lubi najbardziej i o czym zawsze marzyła. Część pieniędzy ze stypendium zainwestowała w komputer, resztę składuje skrzętnie na koncie, nie chce ich roztrwonić na rzeczy nieistotne. W zupełności zadowolona jest z miejsca, w którym przyszło jej studiować. W ciągu tych czterech spędzonych tu lat wszystko jej się zawsze jakoś udawało. Uważa, że dla ludzi, którzy chcą zrobić to magiczne "coś więcej", zawsze znajdą jakieś otwarte drzwi. Jej pomagano zawsze, bo zwykle i siebie chciała przy okazji "w coś wrobić".
MACIEJ ZWEIFFEL
Student V roku filologii polskiej i IV roku filozofii, przewodniczący Koła Naukowego Teorii Literatury, aktywnie współpracujący ze studenckimi Kołami Polonistów na Uniwersytecie Jagiellońskim i WSP w Częstochowie. Autor referatów i współorganizator konferencji naukowych: "Ok. /n/o" (UŚ 1996), "Nowoczesność" (UŚ 1997), "Literatura dobrze obecna" (UŚ 1998); brał udział w pracach założycielskich Akademickiego Towarzystwa Literackiego, od roku akademickiego 1997/98 studiuje wg indywidualnego programu.
Za Człowieka zaczął się uznawać dopiero po zdaniu matury, właśnie w klasie maturalnej udało mu się osiągnąć po raz pierwszy wysoką średnią ocen (w II klasie miał mierny z polskiego). Jego zachowanie zwykle określano jako naganne, a to za pobicie rekordu własnego rocznika w ilości nieusprawiedliwionych godzin. Co z kolei wynikało z jego uczciwości, by nigdy nie zdarzyło mu się fabrykować fikcyjnych usprawiedliwień, uważał bowiem, że człowiek, który kłamie staje się szybko tego kłamstwa niewolnikiem. A do szkoły nie chadzał, kiedy nie miał ochoty, albo pogoda ładna była. System polegał na byciu dobrym z jednego przedmiotu (kolejno: chemia, matematyka, historia, język polski). Pisywał wierszyki i scenariusze na różne okazje, jeździł na "jakieś tam" konkursy.
Jest człowiekiem konsekwentnym: kiedy zaczął pisać wiersze, chciał robić to dobrze. Wybrał się więc na polonistykę, choć zawsze chciał zostać maklerem giełdowym w czerwonych szelkach. Potem zaczął zdawać sobie różne kłopotliwe pytania, czytać książki określane mianem filozoficznych i po chwili po prostu musiał zacząć studiować filozofię. Proces własnej edukacji uważa zresztą za nie mający końca. Na poznanie siebie trzeba przecież całego życia, a i to za mało. Dlatego przeraża go perspektywa pracy, szczególnie w szkole, bo uczyć może przecież tylko ktoś, kto sam jest w miarę wewnętrznie uporządkowany. Jak się uczyć młodych ludzi, to trzeba być piekielnie ostrożnym, żeby im za bardzo w głowach nie poprzewracać.
Uporządkowanie uporządkowaniem, a człowiek powinien być jednak zaniepokojony. Przede wszystkim: nie dać zamienić się w maszynę. Witkacy mówił, że ludzie osiągają dobrobyt za cenę uczuć metafizycznych, choć to właśnie one czynią ich w pełni ludźmi, każą im zastanawiać się nad swoim istnieniem, zadawać pewne podstawowe pytania. W sumie przyszłość swoją widzi jedynie na uniwersytecie. Jeśli człowiek zaczyna pytać o siebie, to przede wszystkim widzi siebie wyalienowanego, samotnego, a stąd bierze się potrzeba znalezienia kogoś, z kim można nawiązać jakiś kontakt. Jest to oczywiście trud daremny, ale cały absurd życia polega na tym, że inaczej się nie da.
Od kilku lat stara się robić jedynie rzeczy istotne, bezpośrednio tyczące się jego osoby jako istoty ludzkiej. Z tego wszystkiego ma strasznie dużo czasu, nie wie, skąd mu się to bierze. Uwielbia więc chodzić, albo jeździć na rowerze, a potem w nieskończoność mógłby go reperować. Wyjeżdża w góry i na narty - ale tam jest ostatnio tak strasznie dużo ludzi. Może więc czas popróbować biegówek, wtedy można by pójść tam, gdzie nikogo nie ma. W wolnych chwilach siedzi i myśli. Czyta wyłącznie książki Ważne, bo wzrok ma zbyt słaby na zwykłą rozrywkę. Okularów jednak nie nosi, posiłkując się wyobraźnią, sam komponuje sobie rzeczywistość z plam barwnych. Niestety często się myli i potem ludzie uważają go za zarozumialca, bo "cześć" nie powiedział. A on po prostu bywa czasem zupełnie nieprzytomny.
Uwielbia chodzić na imprezy. Przyjaciół nie ma, choć ma mnóstwo znajomych. Rozmawianie z ludźmi na istotne tematy musi się siłą rzeczy kończyć na pewnym stopniu ogólności, a w ogóle mówienie o sobie jest po prostu niebezpieczne, pomijając już kwestię, że nie ma sensu. Człowiek jednak jest tą namiętnością daremną (sformułowanie Sartra), w pewnym momencie nie wytrzymuje i szuka zapomnienia, rozkoszy zapomnienia.
Wybór uniwersytetu jest zawsze czymś przypadkowym w indywidualnym procesie kształcenia, jeśli człowiek chce poszerzyć swoją wiedzę, to może to robić gdziekolwiek. Jego organizacja jest jak drabina, która może coś ułatwić, ale to najpierw człowiek musi zechcieć piąć się. Jedno źle się dzieje: że oddzieliło się wiedzę od sokratejskiej mądrości, która obejmowała także sferę etyki i moralności. Autentyczna wiedza powinna czynić człowieka cnotliwym, tak jak to rozumieli starożytni. I zawsze trzeba zaczynać od siebie zamiast narzekać, a to wymaga uczciwości i konsekwencji, czego w naszych czasach okropnie brakuje.
MONIKA JAŚKO
Studentka V roku geografii, aktywna członkini Koła Naukowego Geografów, uczestniczka organizowanych w ramach pracy Koła wyjazdów na obozy naukowo-badawcze: Jaworki (1996), Tatry słowackie (1997), Bornholm (1998). Współautorka publikacji naukowych, brała udział i współorganizowała konferencję naukową: "Przeobrażenia elementów środowiska geograficznego pod wpływem antropopresji" (1998). Od 1997 roku członkini Polskiego Towarzystwa Geograficznego, pracuje w sekcji Edukacji geograficznej Towarzystwa.
Jej nadrzędną życiową zasadą jest: jeśli coś robię, to nie porównuję się ciągle z innymi, nie staram się być od kogoś lepsza za wszelką cenę, ale robię po prostu tak, jak sama najlepiej potrafię. Momentu przełomowego w jej życiu nie było. W działalność Koła wciągała się powoli, w zasadzie to koledzy ją wciągnęli, kiedy po I roku studiowania przestała być w końcu zbyt przejęta samym faktem bycia w murach wyższej uczelni. Geografia i biologia interesowały ją zawsze, choć skończyła Technikum Ekonomiczne. W ten sposób została wyeliminowana jako biolog (plan lekcji w technikum w ogóle nie przewidywał tego przedmiotu). Jednak pomimo, iż miała z nią kontakt po raz ostatni w szkole podstawowej, to przecież nadal wymienia biologię jako teren swoich potencjalnych zainteresowań i preferencji.
Nie poświęca całego swojego wolnego czasu sprawom uczelni i nauki, do kina czasem pójdzie, a nawet trochę częściej niż czasem, lubi podróże, zarówno dalekie jak i bliskie. Większą część tegorocznych wakacji poświęciła poznaniu własnego miasta - Dąbrowy Górniczej - z przewodnikiem w ręku i z nieodzownym kolegą w zapasie objeżdżali wiele zaskakująco ciekawych miejsc. Oczywiście na rowerach, bo takie wycieczki sprawiają jej szczególną przyjemność.
Myśląc o swojej przyszłości, myśli także troszeczkę o uczelni, trochę ja jakby pociąga kariera naukowa, jeszcze czasami rozważa taką możliwość, ale jednak od zawsze, od pierwszych uświadomionych deklaracji w szkole podstawowej, marzyła o pracy nauczycielki. To także miało niebagatelny wpływ na wybór kierunku studiów. Niestety dzisiaj niezmiernie trudno jest dostać pracę w szkole, tak właściwie to zupełnie nie wiadomo, co życie przyniesie, więc może ten uniwersytet... jednak... jakoś...
Tymczasem w wolnych chwilach wyobraża sobie siebie jako pedagoga z prawdziwego zdarzenia, takiego, który to nawet najbardziej opornych potrafi jakoś zainteresować geografią. Kiedy wspomina swoje uczniowskie czasy, stwierdza nie bez żalu, że niektóre lekcje geografii potrafiły nawet ją zanudzić. Tymczasem ona zamierza dać z siebie wszystko. Może w ten sposób udałoby jej się przyczynić do powiększenia liczby młodych naukowców- geografów lub choćby zagorzałych miłośników nauk o Ziemi. Oto cel, oto zadanie! Kładłaby nacisk przede wszystkim na kształtowanie umiejętności, a to poprzez działanie, a działanie wynikłoby z zainteresowania, bo któż nie zachwyci się oglądając filmy, zdjęcia, kolorowe albumy. Podręcznik każdy ma w domu na co dzień, tam można zawsze coś przeczytać, sprawdzić, znaleźć. Wiedza pamięciowa i tak jest krótkotrwała, a lekcja ma służyć do zaciekawiania przede wszystkim. Nieodłącznym składnikiem takiej lekcji byłyby oczywiście wycieczki dalekie i bliskie, najchętniej rowerowe, bo któż nie lubi jeździć na rowerze!
Tymczasem działalność w Kole Naukowym Geografów daje jej nie tylko możliwość upragnionych wyjazdów, ale główną jej atrakcją jest spotykanie się z ciekawymi ludźmi. Decyzja o przystąpieniu do tego wesołego grona, mimo iż kiełkowała długo, w pokaźny sposób wpłynęła przecież na uatrakcyjnienie wręcz jej życia. Nie da rady cały czas skupiać się wyłącznie na książkach, nawet najmądrzejszych, i egzaminach, nawet najtrudniejszych. A Koło nie tylko organizuje konferencje, ale prowadzi także szeroko zakrojoną działalność kulturalną, której efektem jest na przykład Bal Geografa, nie wspominając już o szeregu wspólnych spotkań, imprez i wyjazdów - toż to sama przyjemność!
Jest więc najzupełniej pewna, że Uniwersytet Śląski daje możliwość spełnienia się każdemu, komu tylko na tym zależy. Nie spotykała na swej drodze żadnych niedogodności ani barier nie do przejścia. Dla osoby, która chce coś zrobić, chce się rozwijać nie ma przecież żadnych przeszkód.