SEMINARIUM ZREFORMOWANE

W imieniu Premiera Jerzego Buzka i Minister Koordynator Reform Społecznych Teresy Kamińskiej Centrum Informacyjne Rządu uprzejmie zaprosiło przedstawicieli Gazety Uniwersyteckiej na seminarium dla dziennikarzy mediów lokalnych i regionalnych: "4 reformy społeczne". Spotkanie poświęcone było problematyce reform społecznych, które wchodzą w życie od nowego roku, a więc: reforma samorządowa i finanse publiczne, reforma ochrony zdrowia, reforma systemu emerytalnego i reforma oświaty. Najważniejsze zagadnienie związane z przygotowywaniem i wdrażaniem reform przedstawili odpowiedzialni za nie ministrowie lub ich pełnomocnicy. Każdy z uczestników seminarium otrzymał również zestaw specjalnie przygotowanych materiałów informacyjnych i dokumentacyjnych na temat reform, które - zgodnie z obietnicą - mają być systematycznie uzupełniane.

Seminarium odbyło się 9 grudnia 1998r. w Sali Kolumnowej Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, trwało cały dzień, z przerwą na obiad oczywiście.

Ze skrupulatnością pensjonarki odnotowałam podniosły moment pojawienia się oczekiwanego z niecierpliwością premiera rządu RP. Dokładnie o 11. 20 Dyrektor CIR Bartłomiej Pawlak oświadczył gromkim głosem: "Pan premier jest już na sali" i tym sposobem udało mu się w końcu uciszyć na chwilę rozemocjonowanych dziennikarzy. Jeszcze ostatnią chwilę zamieszania wywołała prośba o zdjęcie charakterystycznych trójkątów reklamowych z radiowych mikrofonów, zza których premiera po prostu - zdaniem przedstawicieli CIR-u - nie było widać. Reporterzy nie byli tym faktem oczywiście zachwyceni. W końcu premier Buzek mógł zacząć planowane podsumowanie rocznej działalności rządu i prezentowanie jego głównych zadań w drugim roku działalności. Szef rządu RP nie krył swojego niezadowolenia ze stanowiska mediów centralnych w sprawie reform, nie są one bowiem ani apolityczne ani obiektywne, w przeciwieństwie do mediów lokalnych(? !). One właśnie oto mają być pomocą w trudnym procesie wprowadzania reform i informowania społeczeństwa o kolejnych etapach tego procesu, nadal przecież postrzeganego przez wielu Polaków jako niepotrzebny, a przynajmniej niezrozumiały. Cztery reformy stanowią więc pewną całość na bieżąco uzupełniane jeszcze innymi przekształceniami gospodarczymi. Wymaga to oczywiście kosztów w momencie wprowadzenia, ale jednak potem mają pozwolić nam łatwiej i ekonomiczniej żyć. Cały ten proces ma jednak duże szanse zakończyć się w miarę bezboleśnie dzięki stałemu od pięciu lat wzrostowi gospodarczemu. "Reformy są trochę spóźnione i należy tego żałować - powiedział premier - to nic, poradzimy sobie z tym problemem oczywiście". Zadaniem mediów lokalnych ma więc być przede wszystkim informowanie społeczeństwa o przebiegu zmian, ale także ich monitorowanie, śledzenie, co może stać się pomocnym kiedy zajdzie potrzeba ewentualnej ingerencji w ten proces. Ostatnim już postulatem premiera Buzka było przekształcenie spotkania w seminarium sensu stricto, a zatem rezygnacja z pytań dziennikarzy. Dziennikarze nie zrezygnowali i premier na czas przerwy na kawę został wprost przygwożdżony do krzesła przez gromadę fotoreporterów.

Kiedy udało się w końcu dojść do głosu Min. Teresie Kamińskiej, zgromadzeni uzyskali jeszcze dodatkowe informacje na temat zaawansowania prac rządu nad czterema reformami i jeszcze raz skierowano do nich prośbę o uaktywnienie społeczeństwa, które musi być świadome i odpowiedzialne za własne decyzje.

O reformie samorządowej mówił min. Józef Płaskonka, który scharakteryzował pokrótce sposoby wdrażania reformy samorządowej, tworzenia nowych urzędów oraz kwestie zatrudnienia i przemieszczania urzędników. Szczególnie ostatni z poruszanych przez niego tematów wywołał żywy oddźwięk wśród zgromadzonych. Pytano o to, na kim spoczywa odpowiedzialność za kierunek przesunięcia konkretnych osób i etatów, o sytuację miast, w których nie było wcześniej urzędów rejonowych, a które uzyskały status miast powiatowych. Bardzo Ważny Telefon przerwał jednak potok dziennikarskiej dociekliwości po zadaniu zaledwie trzech pytań, przerwał także tok odpowiedzi, nieodwracalnie.

Tym sposobem doszedł do głosu min. Wojciech Maksymowicz, który przedstawił harmonogram wdrażania harmonogramu reformy i zaprezentował ostatnio przyjęte regulacje dotyczące ochrony zdrowia i tworzenia Kas Chorych. Reform - w liczbie mnogiej - albowiem stanowią one pewien kompleks przekształceń dotyczących przede wszystkim zasad działania ubezpieczeń zdrowotnych i funkcjonowania placówek ochrony zdrowia. Minister zechciał pochwalić się także własną praktyką dziennikarską, prowadził kiedyś bowiem gazetkę samorządową. Główny nacisk kładł jednak na czasowy aspekt wprowadzania reform ochrony zdrowia. Ten rok nie jest bowiem rokiem ostatecznych rozwiązań, prawdziwa próba rynkowa zostaje odsunięta czasowo do roku 2000, kiedy to nastąpi otwarcie rynku ubezpieczeń zdrowotnych.

Tymczasem zgromadzonych dziennikarzy najbardziej interesowały kwestie regulacji finansowych dotyczących pobytu w sanatorium, leczenia obcokrajowców, nadmiaru zwolnień, oddłużenia zakładów opieki zdrowotnej, kryteriów podpisywania umów z lekarzami, stosunku gabinetów państwowych i prywatnych i w ogóle różnicy pomiędzy lekarzem rodzimym a ośrodkiem zdrowia pełnym specjalistów. Polega ona w skrócie na tym, że lekarz rodzinny ma być instytucją pierwszego kontaktu, doradcą i przewodnikiem po strukturach służby zdrowia, centrum informacji o pacjencie, jego mecenasem wreszcie. W okresie przejściowym całodobową opiekę gwarantuje oczywiście dotychczasowa placówka ochrony zdrowia.

Po przerwie na smaczny obiadek i ciasteczko wróciłam do sali obrad, za oknami zaczęło się ściemniać, wokół poszarzało. Dziennikarze - a nie wszyscy wrócili, aby wziąć udział w dalszej części spotkania - wyglądać zaczęli jakoś sennie. Nieliczni wychodzili już w trakcie wznowionych dyskusji.

Pałeczkę przejął Marek Góra, pełnomocnik rządu do spraw reformy systemu emerytalnego, zastępujący panią minister Ewę Lewicką, która, mimo zapowiedzi, nie dotarła na spotkanie. Kampania informacyjna na temat ostatnio przyjętych regulacji związanych z reorganizacją systemu emerytalnego ruszyła z kopyta. "Do tej pory system się nie zawalił - zaczął Marek Góra - a to już dobrze, prawdopodobnie jednak nie wytrzyma naporu w przyszłości". A jak wygląda sytuacja w tej kwestii na świecie? Najbogatsze kraje stać na państwowe subsydia emerytalne, biedniejsze szukają dodatkowych dochodów, głównie poprzez odcinanie wydatków w innych dziedzinach, fundamentalna reforma w Polsce ma tymczasem zlikwidować przyczyny, które spowodowały problem, uniezależnić system emerytalny od konieczności dofinansowania z zewnątrz. Pomysł ten ma swoja genezę w Szwecji, ale nie tylko, stanowi właściwie polską mieszankę firmową. Dziennikarzy dodatkowo interesowały kwestie całościowych kosztów tego przedsięwzięcia, ubruttowienia składek i regulacji dotyczących przechodzenia na wcześniejsze emerytury.

Na samym, samiutkim koniuszku głos zabrał min. Mirosław Handke, który pokrótce przedstawił cele i założenia reformy oświaty, zaprezentował ostatnio przyjęte dotyczące jej regulacje, objaśnił harmonogram wdrażania reformy. Jej główne idee to przede wszystkim upowszechnienie wykształcenia wyższego i średniego, wprowadzenie trójpodziału władzy: nadzór, nauczanie, egzaminowanie, usprawnienie systemu finansowania poprzez wdrożenie bonu edukacyjnego (uwzględniającego więc liczbę uczniów, a nie nauczycieli w szkole), wprowadzenie dodatkowego etapu kształcenia, a mianowicie gimnazjum. Rolą gimnazjum ma być uzupełnienie braku szkół średnich na prowincji, a także wyrównywanie poziomów i szans uczniów z różnych szkół podstawowych przed rozpoczęciem kolejnego etapu edukacji. Minister Handke jest także zdania, że reforma edukacji może się samofinansować, jeśli założymy stały poziom nakładów na edukację, uzależniony od procentu dochodu krajowego brutto, a to dlatego, że zbliża się wielki niż demograficzny, a sama reforma ma charakter procesualny. Niechęć zaś nauczycieli do reformy spowodowana jest zapewne strachem i wciąż żywymi pobudkami politycznymi. Minister Handke uporczywie powstrzymywał się od tematyki szkolnictwa wyższego "z uwagi na dynamikę zmian", udało się go jednak nakłonić do wyrażenia swojej opinii o studiach doktoranckich, które jego zdaniem, powinny być par excellence studiami, czymś w rodzaju zachodnich post graduate courses. W taki systemie jeden doktorant wart jest tyle co pięciu studentów dziennych, jest więc inwestycją ze wszech miar opłacalną, a nawet zyskowną dla każdej uczelni wyższej.