To teraz na drugą nóżkę

Uff! No to kolejny semestr mamy zasadniczo z głowy - z dokładnością do egzaminów poprawkowych, które lubią się ciągnąć. Pominąwszy jednak owych nieszczęśników, którzy będą musieli troszeczkę powkuwać, cała reszta może oddać się ulubionym zajęciom akademików, jako to narciarstwo alpejskie i tańce podczas wyjątkowo długiego karnawału w tym roku. Tak sądzi zapewne większość społeczeństwa, które mimo deklarowanego niekiedy szacunku do nauki w gruncie rzeczy nie rozumie, ani nie chce zrozumieć, o co to chodzi z tymi studiami i dlaczego należałoby przeznaczać jakieś środki z budżetu na rozwój potencjału intelektualnego. ,, Wszyscy" natomiast świetnie wiedzą, że fundują tysiącom młodych ludzi kilka lat wspaniałej zabawy, przerywanej od czasu do czasu jakimiś egzaminami, które jednak stanowią zaledwie szczyptę soli w smakowitych daniach podawanych podczas tego nieustającego bankietu akademickiego. Słowo,, wszyscy" wziąłem w cudzysłów, bowiem jednym z koronnych dowodów na brak szacunku dla intelektualnej analizy zjawisk jest nadużywanie uogólnień - i być może prosty lud czyni to rzadziej niż półinteligenci albo członkowie Krajowej Korporacji Intelektualistów Medialnych, bez zahamowań wypowiadających się w środkach masowego przekazu, które nie lubią zbyt szczegółowych rozważań. Politycy, którzy z narcystycznym samouwielbieniem analizują sondaże dotyczące ich własnej popularności oraz z upodobaniem cytują statystyki potwierdzające ich własne decyzje, znacznie rzadziej (które to sformułowanie jest eufemizmem) przekonują wyborców o silnej korelacji sukcesów gospodarczych i poziomu nakładów na rozwój nauki. W końcu, jak z brutalną szczerością twierdzi przywódca najbardziej popularnej ostatnio partii, to wyborcy mają moc odpuszczania wszelkich grzechów - aby więc dostąpić politycznego zbawienia trzeba się im przypodobać, a nie denerwować elektoratu perspektywą poświęcenia w imię nowoczesności, jak w jakiejś, nie przymierzając, Korei (Południowej). Symboliczna w tym kontekście może być niska popularność sondażowa obecnego rządu, jedynego chyba po wojnie gabinetu, w którym premier i jeden z wicepremierów są tytularnymi profesorami. ,, Sine ira et studio" - to nie jest zasada, która gwarantuje wybór na następną kadencję. Ale też profesorowie nie myślą na ogół o swoich dokonaniach w kategoriach kadencji, być może to,, skrzywienie zawodowe" nie pozwala im zapomnieć, że realizacja projektu,, Polska" przewidziana jest na okres, dałby Bóg, dłuższy od najdłuższej kadencji. Myślenie,, na tempa" nie jest ulubioną formą pracy profesorów, a w dodatku profesorowie lubią dyskutować, a nawet ostro polemizować, co,, wszyscy" odbierają jako kłótnię i wołają o interwencję sił gwarantujących ład, porządek, spokój i bezmyślność.

Pobieżny ogląd niektórych statystyk mógłby politykom dać argument za tezą, że nie jest tak źle. Wszak wskaźnik scholaryzacji rośnie; coraz więcej młodzieży chce studiować, coraz więcej rodziców zgadza się inwestować w ich wykształcenie. Tak, tyle, że ten trend, wymuszony przez sytuację na rynku pracy, rozwija głównie,, dydaktyczną" nogę naszych uczelni. Dzięki niej uczelnie w ogóle przeżywają, nawet tworzą się nowe instytucje szkolnictwa wyższego, spora część pracowników nie ma czasu na narzekanie, bo dydaktyka niekiedy daje przyzwoity dochód - to wszystko jednak nie ma zbyt wiele wspólnego z nauką. Prywatne uczelnie często szermują argumentem, iż znacznie lepiej od tradycyjnych uniwersytetów rozpoznają realne potrzeby społeczeństwa. Jeśli tak jest (bo faktycznie,, prywatni" otwierają kierunki uznane przez społeczeństwo za potrzebne: krótkie kursy biznesu, jakieś specjalności ze słowem,, komputer" w nazwie), to jednak po to kształci się elity, żeby identyfikowały te potrzeby społeczeństwa, których ono samo sobie nie uświadamia. Tymczasem wciąż chyba jeszcze daleko do chwili, gdy zaczną nas bombardować doniesieniami o powstaniu zespołów badawczych w Wyższej Szkole Tego, Owego oraz Biznesu. ,, Noga" badawcza zdecydowanie kuleje i to nie tylko w prywatnych uczelniach.

W tych dniach, tuż po sesji zimowej, w,, Spodku" odbędą się II Ogólnopolskie Prezentacje,, Edukacja 2000", gdzie będziemy kusić nogą dydaktyczną przyszłych studentów. Nawiasem mówiąc ogłoszenie w ostatniej,, GU" zapowiada czas tej akcji następująco: ,, 22 - 24 luty 2000". Ponieważ wyżej przeciwstawiałem się zdaniom uogólniającym, to nie chcę wypowiadać się w sposób kategoryczny, ale wydaje mi się, że jeszcze do niedawna napisałoby się,, 22 - 24 lutego". Czy to się ostatnio zmieniło? Proszę o pilną odpowiedź, bo wierzę, iż niezależnie od innych obowiązków, członkowie akademickiej wspólnoty powinni dbać o standard polszczyzny, chociażby społeczeństwo w większości traktowało ów standard raczej elastycznie. Nowy semestr zacznie się więc od akcji propagandowej na rzecz edukacji. Jak można się dowiedzieć np. z uniwersyteckich stron internetowych pod koniec semestru odbędzie się na Śląsku Festiwal Naukowy, który może wzmocnić,, nogę" badawczą w opinii publicznej. Żeby tak się stało, trzeba by sięgnąć po metody promocji, które bywają wykładane na wspomnianych wyżej skróconych kursach kapitalizmu. Może społeczeństwo się wzruszy widząc na plakacie podkrążone oczy uczonego, który późną nocą nadrabiał braki w lekturze, gdyż w ciągu dnia musiał odrabiać,, chałtury". Pod plakatem podpis: ,, Bo rachunki były za słone". Albo dramatyczny obraz połamanych rurek w laboratorium i prośba o natychmiastowe wspomożenie. Najbardziej skuteczne byłoby jednak nastraszenie społeczeństwa. Zgłaszam niniejszym postulat stworzenia trustu mózgów, który opracuje metody skutecznego nastraszenia ludności i rządzących, sięgając do sprawdzonych wzorów pluskwy milenijnej, na której dało się zarobić. Może nie uda się wymyślić pluskwy, może tylko pluskiewkę, ale na pluskiewce też trudno spokojnie usiedzieć. I może chodzi o to, żeby społeczeństwo nie siedziało spokojnie patrząc na dryf polskiej nauki.