Muzyka na miarę niespokojnych czasów

Co to, u licha, jest? Punk? Postpunk? Blues? Gospel? New wave? Industrial? Do jakiej szufladki to włożyć, do jakiego gatunku przypisać, z czym porównać? Jaką niszę stara się zapełnić zespół Algiers? No i ostatnie pytanie: dlaczego ponad wszelką wątpliwość warto nie tylko poznać ich muzykę i teksty, ale również doświadczyć na żywo?

Chociaż kusi, by określić Algiers mianem zespołu rockowego (bo tak byłoby przecież najłatwiej), najcelniejsze – moim zdaniem – wydaje się sformułowanie: wielopłaszczyznowe zjawisko, które trudno zdefiniować, stosując kryteria przynależne muzyce popularnej. W jednym z portali przeczytałem, że to gospel-punk. Brzmi ciekawie, ale nadto upraszcza sprawę. Czym zatem jest Algiers i dlaczego trzeba znać Algiers?

Odpowiadam: Algiers to zespół z Atlanty (USA), który w połowie drugiego dziesięciolecia XXI wieku postanowił wciągnąć na muzyczną scenę potężny tygiel, w którym bezustannie gotuje się niespokojnie wiele przeróżnych, niejednokrotnie bardzo zaskakujących składników. Mamy tutaj rockandrollowy bunt, postpunkową energię, pozornie odhumanizowaną industrialną elektronikę, nowofalową wrażliwość, gospelową transcendencję i zupełnie nieakceptowalne dla popularnych rozgłośni radiowych eksperymenty. Celem było wypracowanie nowego przepisu na dźwięki, które mimo swojej nieprzystawalności przystają do siebie, będąc jednocześnie dobrą platformą dla zaangażowanych tekstów. Bo Algiers to zespół polityczny skrojony na miarę naszych niespokojnych czasów – niezależnie od tego, jak bardzo jego lider, Franklin James Fisher, broni się przed przypięciem tej łatki.

Polityki tutaj co niemiara – począwszy od samej nazwy zespołu upamiętniającej konflikt zbrojny pomiędzy Francją a algierskim Frontem Wyzwolenia Narodowego (1954–1962). Wojna algierska była jednym z najważniejszych elementów walki ze światem kolonialnym, który doczekał się w końcu swojego w pełni zasłużonego końca. Tak doniosła nazwa to bardzo wyraźny komunikat: „Hej, jesteśmy O CZYMŚ, pojawiliśmy się tutaj PO COŚ i nie mamy zamiaru śpiewać o urokach rockandrollowego życia”. Algiers są konsekwentni w tym, co robią. Tworząc w konkretnym momencie historii, odzwierciedlają krajobraz, w jakim przyszło im zaistnieć. Fisher w swoich tekstach podejmuje kwestie rasizmu, homogenicznej i represyjnej natury społeczeństwa, wyobcowania w nowoczesnym świecie, przemocy, imperialistycznych ambicji mocarstw i prawicowej wizji życia. Sporo tego wszystkiego, dlatego cieszmy się, że ta głęboka, nielekka warstwa liryczna idzie w parze z konkretnymi, porywającymi kompozycjami i świetnym wykonawstwem. W wywiadzie udzielonym „The Guardian” lider Algiers mówił, że „sytuacja polityczna jest złożona, więc sposoby mówienia o niej również muszą być złożone – w przeciwnym razie będzie anachroniczna”. Idealne podsumowanie twórczości zespołu z Atlanty.

Poza samymi dźwiękami wielką siłą Algiers jest ich erudycja. Są to muzycy osłuchani, oczytani, a przy tym świadomi społecznie oraz – jak już wiemy – politycznie. Ich muzyka, choć stanowi melanż wielu, często na pozór przeciwstawnych wpływów, jest zaskakująco przemyślana i dopracowana. Śledząc poczynania Algiers od momentu ich fenomenalnego debiutanckiego albumu Algiers z 2015 roku, po ostatnią płytę There’s No Year z 2019 roku, można dostrzec drogę, jaką obrali. Nie jest to prosta ścieżka oparta na złapaniu konkretnego kierunku i bezpiecznym podążaniu za sprawdzonym rytmem, a raczej ciągłe poszukiwanie, próbowanie, cięcie, łączenie i klejenie – bez wyrzekania się swojej tożsamości. Ich debiut najbliższy był postpunkowi, jego następca (Underside of Power, 2017) sięgał po klasyczne brzmienia wytwórni Motown, a najnowsza płyta reprezentuje nowofalowo-industrialne klimaty (skojarzenia z Killing Joke i mrocznym Depeche Mode nie będą przypadkowe). Próbując umieścić Algiers w konkretnej muzycznej przestrzeni, z czystym sumieniem mogę przywołać twórczość Davida Bowiego, który swoim stylem uczynił brak konkretnego stylu, dając się zapamiętać jako muzyk zaskakujący każdym kolejnym albumem. Algiers robią to podobnie, choć skala oczywiście mniejsza, bo czasy zdecydowanie mamy inne. No i, w przeciwieństwie do Bowiego, nie można w ich przypadku mówić o ambicji zdobywania wielkich aren. Choć coraz bardziej rozpoznawalni, Algiers nadal grają w klubach i niewielkich salach koncertowych, gdzie – trzeba przyznać – ich misterium sprawdza się najlepiej. Te koncerty to potężny żywioł – byłem na pięciu, więc wiem, o czym mówię.

Autorzy: Adam Bała
Fotografie: Adam Bała