Marzec jest miesiącem liczby Pi, przynajmniej na naszym Uniwersytecie. Nasze myśli wędrują tedy ku matematyce, zwanej niekiedy królową nauk. Pod koniec lutego media doniosły jednakowoż o zamachu na nauczanie matematyki w szkołach stanu Oregon. Niektóre media zrobiły z tego festiwal naśmiewania się z amerykańskich obyczajów, które w imię walki z rasizmem i białą supremacją wywołują nowy, zdawałoby się niemogący zaistnieć konflikt. Matematyka jest wszakże traktowana jako wiedza nieomal doskonała (byłaby nawet jeszcze doskonalsza, gdyby nie matematycy – ale w powszechnym mniemaniu matematycy muszą już tacy być, nieco oderwani od rzeczywistości, żyjący na innej planecie i raczej surowi w obyciu. Pewien uczeń wyznał: matematycy mają takie zimne oczy). A jednak: okazuje się, że według Departamentu Edukacji stanu Oregon nauczanie matematyki powinno być zmienione, bo, jakby to powiedzieć, jest dowodem na podskórny rasizm i utrwalanie stereotypów, takich jak np. wymaganie, żeby podawać poprawne rozwiązania zadań. Nauczycielom w stanie Oregon proponuje się zmianę podejścia i położenie większego nacisku na naturalne skłonności dzieci i młodzieży do popełniania błędów oraz trudności z opanowaniem twierdzeń.
Pracownicy Departamentu Edukacji nazwali swoje propozycje demontażem rasizmu w nauczaniu matematyki. Proponują więcej historii, więcej tzw. etnomatematyki, cokolwiek to znaczy, a także tolerancję dla błędów popełnianych przez uczniów. Niezależnie od oceny tych propozycji muszę stwierdzić, że choć Amerykanie, to Ameryki nie odkryli. Matematycy zdają sobie sprawę z niedostatków uprawianej przez siebie gałęzi wiedzy. Jest ona pewna tylko w twierdzeniach opartych na przyjętych aksjomatach i zdumiewa, że aż tyle różnych zjawisk da się opisać matematycznie (noblista Eugene Wigner pisał o „nierozsądnej” efektywności matematyki w tym kontekście). Matematycy zdają sobie sprawę, że wiele twierdzeń, które ,,przeszły” do historii pod określonymi nazwami (np. twierdzenie Pitagorasa), w rzeczywistości było znanych już wcześniej i stosowanych w różnych kontekstach. Cytowana przez dokument Departamentu Edukacji Rochelle Gutiérrez z University of Illinois at Urbana-Champaign pisze o tym, że tzw. wzór „Fibonacciego” (cudzysłów pochodzi od niej, by podkreślić kolonializm) jest znany od dawna i ,,stosowany” przez Hindusów na wieki przed Fibonaccim, a gdyby abstrahować od ludzi, to wśród odkrywców formuły należałoby wymienić helianthus annus, czyli słonecznik. Jeden z doktorów honorowych Uniwersytetu Śląskiego powiedział kiedyś, że w istocie każde osiągnięcie matematyczne było wcześniej znane. Dorzućmy do tego anegdotę o jednym z najbardziej popularnych twierdzeń, tzw. regule de l’Hospitala, która faktycznie pochodzi od Johanna Bernoulliego (ale to akurat nie jest dobry przykład, bo obaj byli białymi suprematystami). Co do pomyłek, sam słyszałem, że na pytanie Czym się pan właściwie zajmuje? pewien bardzo znany matematyk amerykański odpowiedział: Najczęściej popełniam błędy. I tak dalej, i tym podobnych przykładów na to, że matematycy skromnie traktują pozycję ,,królowej”, jest więcej.
Wspomniana Rochelle Gutiérrez w cytowanym artykule (https://files.eric.ed.gov/fulltext/ED581384.pdf) pisze o swoim pochodzeniu. Jak się okazuje, jej babcia ze strony mamy pochodziła z plemienia (przepraszam: ludu) Rarámuri. Nie wiem, jak z jej bieganiem, ale warto sobie zdać sprawę z tego, że ,,zamach” na matematykę może być fragmentem uporczywego polowania na… Właśnie, na co? The answer is blowin’ in the wind.