Zdalnie, czyli jak?

Znamy to aż za dobrze. Na ekranie nudny slajd, a w jego kącie maleńki prostokąt ze zniekształconą i zamazaną twarzą wykładowcy. Do tego smętny głos. W sumie: potężna nuda. Każdy z nas to widział. Tak dziś wyglądają wykłady, a także większość wystąpień na konferencjach i seminariach.

Wiktor Niedzicki podczas nagrania pokazów doświadczeń dla dzieci
Wiktor Niedzicki podczas nagrania pokazów doświadczeń dla dzieci

Oczywiście, musimy się chronić przed niebezpieczeństwem. Wirus jest nadal groźny. Od wielu miesięcy nie tylko nauka, ale także spotkania uczonych odbywają się zdalnie. Jest bezpiecznie i... tanio. Czy skutecznie? W trakcie wielu wystąpień sen morzy słuchaczy. Czy przekazywana wiedza (także w czasie konferencji) trafia do znudzonych (śpiących?) odbiorców? Krytycy zdalnego nauczania twierdzą, że najgorszy jest brak kontaktu wykładowcy z pokazywanym obrazem. Kłopot sprawia brak mowy ciała. Trudno jest skoncentrować wzrok na postaci mówcy. Prelegent też odczuwa spory dyskomfort. Nie widzi reakcji swoich odbiorców. Jest źle.

Czy to tylko efekt izolacji?

Przede wszystkim warto zdać sobie sprawę z tego, że już od dawna było źle. Na tle świecącego ekranu widzieliśmy ciemne postacie wykładowców, którzy znudzonym głosem czytali swoje notatki lub teksty ze slajdów. Wyświetlane obrazy były często przeładowane tekstem, wzorami i tabelkami. Do tego niewyraźne rysunki oraz znikome zaangażowanie prelegenta. I zwykle brak kontaktu z odbiorcami. Te fatalne przyzwyczajenia zostały przeniesione do zdalnego nauczania, które stawia jednak wyższe wymagania. Skutki widzimy wszyscy.

Mechaniczne przenoszenie wykładów do sieci było dobrym rozwiązaniem na początku izolacji społecznej. Minęło jednak kilka miesięcy. Pora zastanowić się, jak nie zmarnować kolejnych semestrów.

Co robić?

Przede wszystkim warto poprawić to, co nie wymaga dużych nakładów. Popatrzmy na dowolną prelekcję. Wykładowca myśli przede wszystkim o tym, by pokazać możliwie najmniej swojego mieszkania. Jedni nie mają warunków, a inni nie chcą pokazać, jak żyją. W efekcie kamera pokazuje sufit, gdzie na ogół jest największy porządek. Skierowanie kamery na sufit zmusza do przysunięcia się możliwie blisko laptopa. Odbiorcy widzą twarz od dołu. Największe są dziurki w nosie. My, widzowie, mamy poczucie odbierania wykładu na kolanach.

A przecież można inaczej. Wystarczy postawić laptop dalej od siebie w taki sposób, by kamera znalazła się na wysokości oczu. Można wykorzystać dwa stosiki książek na których postawimy laptop (od spodu musi być możliwość przepływu powietrza) i odsunąć kamerkę od siebie. Teraz oglądamy twarz tak jak podczas spotkania w rzeczywistości. Oczywiście, jest wówczas problem z sięgnięciem do klawiatury komputera, choć często wystarcza sama myszka. Jeśli już musimy korzystać z klawiatury, wówczas warto kupić niezbyt drogą kamerkę internetową. Laptop mamy blisko, a kamerka może być w odpowiedniej odległości i na odpowiednim poziomie. Koszty rzędu kilkuset złotych.

Ponieważ zdalne zajęcia trwają już wiele miesięcy, warto pomyśleć nad zorganizowaniem stałego stanowiska do wykładów. Takie miejsce będzie miało przygotowane właściwe tło. Prawdopodobnie przyda się także naszym domownikom do telekonferencji czy prezentacji szkolnych. W niektórych programach do zdalnej nauki są także gotowe wygenerowane tła, które można umieścić zamiast obrazu naszego pokoju.

Bardzo rzadko się zdarza, by twarz prelegenta była dobrze oświetlona. Dość często światło pada zza głowy. Ciemne oblicze i poświata nie zachęcają do słuchania. A przecież wystarczą dwie małe lampki biurkowe umieszczone w odległości ponad metra po obu stronach twarzy i efekt jest znacznie lepszy. Niedawno kupiłem w internecie za 160 zł lampę pierścieniową o regulowanej sile i barwie światła, ze statywem oraz trzema uchwytami do telefonu. W efekcie twarz zaczyna wyglądać normalnie. Luksus.

Oczywiście, mogę sobie bez trudu wyobrazić, że szkoły i uczelnie przygotowują takie miejsca do prowadzenia zdalnych zajęć. Mogłyby być wyposażone w odpowiednie światła (obecnie panele LED-owe można kupić za kilkaset złotych), kamerki i mikrofony, które zapewniają dobry dźwięk. Chcąc zapewnić jeszcze lepszą jakość, warto zainwestować w mikser wizyjny (ja korzystam z ATEM Mini Pro firmy Blackmagic, ale to propozycja raczej dla szkół). Takie rozwiązanie pozwala realizować wykład przez 3 kamery (plus pokaz slajdów). Na dodatek zamiast malutkiego prostokącika w rogu ekranu, na którym słabo widać wykładowcę, można wstawić całkiem duży prostokąt lub „wkluczować” postać na tle slajdów, czyli prawie tak jak w „normalnej” sali wykładowej. Niestety, opanowanie tego rodzaju pokazu wymaga sporego wkładu pracy.

Myśląc o wykładach, rzadko zwracamy uwagę na jakość dźwięku. Mikrofony w laptopach na ogół nie są nadzwyczajne. Trudno. Już za kilkadziesiąt złotych można kupić mikrofon tzw. krawatowy. Jakość dźwięku poprawi się znacznie. Szkoły lub uczelnie mogą zakupić jeszcze lepsze mikrofony, np. M-AUDIO UBER Mic, który kosztuje kilkaset złotych, ale zapewnia przekaz na poziomie radiowym.

Warto jednak pamiętać, że jeśli mamy mikrofon na stole, to mówimy nie wprost do membrany, a nieco obok.

Unikamy w ten sposób „pukania powietrzem”, co jest bardzo przykre dla słuchaczy.

Niestety, technika to nie wszystko

Najważniejszy jest człowiek. Wymagania w stosunku do prelegentów przekazujących wiedzę zdalnie są znacznie wyższe niż przy przekazie w rzeczywistości („na żywo”). Pamiętajmy, nuda zabija. Znudzony student lub uczeń pod czujnym okiem nauczyciela będzie chociaż udawał, że słucha. Przed ekranem komputera po prostu zaśnie. Trzeba go stale budzić. Zaskakujący, ciekawy temat, zadziwiające pokazy lub poruszające fakty będą utrzymywały jego uwagę na odpowiednim poziomie.

Wbrew pozorom przygotowanie zdalnego wykładu lub prelekcji zabiera znacznie więcej czasu niż zajęcia tradycyjne „w realu”. Co 3–6 minut MUSZĄ pojawiać się nowe atrakcje. Mogą to być filmy, ciekawe fotografie, anegdoty, przykłady, wykresy. Odbiorca nie może się nudzić. Nigdy.

Jak to się robi?

Najważniejsza jest sztuka opowiadania historii. Dziś modny jest storytelling. Jako przykład dobrej opowieści prezentowana jest bajka o Czerwonym Kapturku.

Mamy zatem pozytywną bohaterkę (chce pomóc babci), która musi się zmierzyć z trudną sytuacją (ciemny las i czyhający wilk), popełnia błędy (zdradza wilkowi, dokąd i po co idzie), ale walczy z przeciwnościami i na końcu, z pomocą leśniczego pokonuje złego wilka. Oczywiście, musimy pamiętać, że bajkę opowiada się, potęgując napięcie, stosując zmiany tempa, natężenia i barwy głosu, a także wykorzystując pauzy. Bajka musi być opowiedziana jak... bajka. A wykład? W jego trakcie też powinniśmy wykorzystać nasz głos. Głos jest znakomitym nośnikiem emocji, szczególnie wtedy, gdy prelegent jest słabo widoczny. To głos może utrzymywać uwagę odbiorców.

Warto skorzystać z przykładów wykładowców i młodych naukowców, którzy prezentują się w internecie. Znakomite wystąpienia zostały zarejestrowane podczas licznych konferencji TED. Wiele jest tłumaczonych na język polski. Trzeba posłuchać i podpatrzeć, w jaki sposób najlepsi przyciągają uwagę tłumów. Najczęściej wykorzystywanym schematem w czasie wykładów TED (lub TEDx) jest krótka historia ze swojego dzieciństwa lub młodości (bywa, że dwie historie), przedstawienie idei, wspomnienie o swoich doświadczeniach w danej dziedzinie (też historyjka) i zachęcenie słuchaczy do wsparcia lub realizacji pomysłu. Widz zauważa, że te wystąpienia są znakomicie przygotowane. Nic nie jest przypadkowe. Wykonawca powtarzał swój tekst wiele razy. Przed publicznością. Nie musi dobierać słów, nie błądzi wzrokiem i całym sobą pokazuje pasję.

Również w Polsce mamy znakomite konkursy FameLab. Młodzi naukowcy mają zaledwie trzy minuty, by przedstawić problem. Ich pomysły, a także wykonanie tych prezentacji po prostu zapierają dech w piersiach. Ja też chętnie podglądam, na jakie pomysły wpadli laureaci konkursu. Może coś warto wykorzystać podczas moich prezentacji i wykładów? Bardzo ciekawe wystąpienia przygotowują również Rzecznicy Nauki. Spora ich grupa to właśnie laureaci FameLab. W grudniu 2020 zrealizowali w sieci akcję „Nakręcona nauka”. Można znaleźć 10 instruktażowych filmów o czasie trwania około 15 minut, które podpowiadają wiele rozwiązań dotyczących przygotowywania filmów i filmowych wykładów. Od sprzętu, po zaplanowanie i samo wystąpienie.

Jeszcze innym źródłem inspiracji są wykłady wygłaszane podczas Śląskich Festiwali Nauki. Proszę posłuchać, jak o bardzo trudnych problemach opowiadają młodzi (i nie tylko młodzi) naukowcy. Ile serca i pracy wkładają w przygotowanie tych wystąpień.

Takich przykładów jest wiele. Niektórzy wykładowcy często korzystają z gotowych materiałów, które można znaleźć w Internecie. Bywają filmiki naprawdę pasjonujące. Nikt z odbiorców nie narzeka wówczas, że musi godzinami siedzieć przed ekranem. I nikt nie śpi. Odpowiednie dobranie takich materiałów znacznie poprawia zainteresowanie odbiorców.

To wszystko oznacza, że problemem nie jest zdalne nauczanie, a brak czasu na dobre przygotowanie lekcji lub wykładów. Ale to już zupełnie inna sprawa.

 


Wiktor Niedzicki jest dziennikarzem, popularyzatorem nauki, autorem 520 wydań programu telewizyjnego „Laboratorium” (25 lat na antenie) oraz programów „Kuchnia”, „Nobel dla Polaka” i wielu innych. Napisał 5 książek na temat sztuki prezentacji, 8 broszur z doświadczeniami dla dzieci, 2 książki na temat tajemnic Ziemi i wiele innych publikacji. Ostatnio wydał Z kamerą wśród uczonych. Jest ambasadorem Śląskiego Festiwalu Nauki KATOWICE.

Autorzy: Wiktor Niedzicki
Fotografie: Bożenna Niedzicka