Nie mam już ulubionego żyjącego Filozofa

Największą stratę, jak zawsze w takich wypadkach, poniosła Rodzina Andrzeja. Nic się z tą stratą nie może równać. Nie potrafi jej sprostać żadna filozofia ani nauka, próbują religie, prawdopodobnie jednak tylko wiara niesie niejakie pocieszenie. Potem, dużo dalej od Bliskich, jesteśmy my – wspólnota akademicka Uniwersytetu Śląskiego.

Śp. Profesor Andrzej Noras
Śp. Profesor Andrzej Noras

Straciliśmy w Andrzeju Mistrza, Profesora, Nauczyciela, Kolegę, Współpracownika, Przyjaciela, Uczonego, Kompana, Kibica… Kiedy umiera wybitny uczony czy – jak w przypadku Andrzeja – umiera znamienity filozof, jest to dzień, w którym umiera filozofia. Nie w całości na szczęście, ale ta jej część, która już nigdy nie zostanie wypowiedziana jego słowami, jego gestem, całym jego sposobem bycia, który był niepowtarzalny. Potwierdzał tym, że książki nam nie wystarczają i dlatego z uporem trwamy od tysięcy lat w przekonaniu, że nauka i nauczanie muszą mieć siedlisko w żywej osobie, bo wtedy wiedza jest wiarygodna i przekonująca.

Andrzej był chodzącą sprzecznością, jakby duchy dwóch filozofów zamieszkały w Jego ciele. Mistrzem był mu Kant, jemu poświęcił swoje najważniejsze badania i książki. Filozofowi, który w czasach empiryzmu i relatywizmu szukał pewności poznania i stałych fundamentów rozumu. Drugim duchem filozofa, który w nim tkwił, był starożytny sceptyk Diogenes, prowokator i szyderca, który wypróbowywał filozofię w interakcjach społecznych. Kto miał przyjemność i zaszczyt poznać Andrzeja, a zwłaszcza pracować z nim, wiedział, że dla Niego filozofia była praktykowaną formą życia. Miałem okazję pracować z nim jako prorektor przez cztery lata. Irytowały go puste formy, niepotrzebne gadanie, które pozoruje jedynie racjonalność, wiedzę i namysł. Mówił prawdę odważnie, bez troski o konsekwencje.

Fenomen osobowości Andrzeja uzupełniały Jego zainteresowania pozafilozoficzne, choć właściwie wszystko było dla niego materią filozofii. Uwielbiał muzykę i sport. Faktem znanym nielicznym było zarażenie wszystkich kierowców uniwersyteckich muzyką zespołu Pink Floyd. W efekcie, bez względu na to, jakie gusta muzyczne mają pasażerowie, wszyscy słuchają Floydów, ponieważ Andrzej wypełnił ich pendrive’y swoją ulubioną muzyką. Równie żarliwy był jego stosunek do sportu. Nie znam nikogo innego, kto miałby tak szerokie i afirmatywne spojrzenie na większość dyscyplin sportowych. Pływał, grał w tenisa, kibicował niemal wszystkim sportom zespołowym. Najbardziej zaimponował mi, kiedy przyznałem mu się, że jako dzieciak grałem w trampkarzach KS Drzewiarz Jasienica, a On mi powiedział, jakie miejsce zajmują w IV lidze.

Wreszcie to, co jest absolutnie nie do zastąpienia i co nadawało wiarygodności Jego pisaniu i Jego myśleniu, to poczucie humoru, w którym może mieści się wyjątkowość ludzkiej istoty. Andrzej wcielał tę szczególną cnotę mądrego człowieka, która polega na zdolności śmiania się z siebie samego. Każde spotkanie z Andrzejem rozpoczynało się od żartu i można było być pewnym, że nie daruje sobie opowiedzenia dowcipu, zanim nie zabierze się do pracy. A był niezrównanym opowiadaczem dowcipów. Przygotowywałem się na żarty, prowokowałem je nawet. Mawiałem do Niego, że jest moim ulubionym żyjącym filozofem…

No i nie mam już ulubionego żyjącego Filozofa.

Ryszard Koziołek Rektor Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach

Autorzy: Ryszard Koziołek
Fotografie: Agnieszka Szymala