Wynikami swoich badań wzbudził dyskusję w środowisku historyków. Młody badacz nigdy nie planował zajmować się wieżą mieszkalną w Siedlęcinie w okolicach Jeleniej Góry. Zdecydował o tym przypadek. Doktorant na studiach doprecyzował swoje zainteresowania, które w końcu skupiły się wokół dziejów średniowiecznego Śląska, a przede wszystkim XIII i XIV wieku. Nie był to jednak na początku ulubiony moment historii, ponieważ rozbicie dzielnicowe wiązało się z powstaniem kilkunastu śląskich księstw, z dziesiątkami władców, z których na dodatek co drugi miał na imię Henryk.
Prace licencjacką i magisterską, napisane pod kierunkiem dr hab. Bożeny Czwojdrak, poświęcił terenom dawnego księstwa jaworskiego, a dokładniej rodzinie von Zedlitz, a następnie księciu Henrykowi jaworskiemu. Doktorant oczywiście wiedział o istnieniu wieży w Siedlęcinie, jej dzieje nie były jednak w kręgu jego zainteresowań. Do czasu. Dlaczego przyciągnęła jego uwagę i stała się obiektem dociekań? Jest to jedyna tak dobrze zachowana wieża mieszkalna w Polsce. Została wzniesiona w drugiej dekadzie XIV wieku, co czyni ją jednym z najstarszych takich obiektów. Jest to cenny zabytek, ale o jego wyjątkowości stanowią wnętrza.
– Pod koniec XIX wieku na drugim piętrze odkryte zostały freski, których główny cykl przedstawia legendę o Lancelocie, najsłynniejszym z rycerzy króla Artura. Ze względu na tematykę jest to dzieło wyjątkowe nie tylko na Śląsku, ale także na terenie całej dzisiejszej Polski. Świadczyć może o szerokich horyzontach i znajomości zachodniej literatury wśród XIV-wiecznych mieszkańców Śląska – mówi Tomasz Zawadzki.
Zagadka wieży dotyczy jej fundatorów, zleceniodawcy fresków, a także okresu ich wykonania. Do tej pory historycy byli zgodni, że wieża w Siedlęcinie była fundacją książęcą. Budowę miał zlecić Henryk jaworski; także on lub jego bratanek i spadkobierca, Bolko II świdnicki, miał dać polecenie wykonania fresków. Według Zawadzkiego pewne fakty wskazują jednak, że fundatorem obiektu i ściennych malunków mogła być rodzinna rycerska i dodatkowo niepolska. Kolejne badania i analizy doprowadziły badacza do rodziny von Zedlitz. Właśnie w XIV wieku była to najzamożniejsza rodzina zamieszkująca okolice Siedlęcina. Ściana okiennej wnęki na piętrze, na którym znajdują się freski o Lancelocie, została ozdobiona herbem tej rodziny.
– Nie nazwałbym tego odkryciem i przyszłość dopiero pokaże, czy będzie ono ważne. Swoje przypuszczenia miałem okazję zaprezentować, wygłaszając referat na naszym Wydziale Nauk Społecznych w Katowicach oraz na uniwersytetach w Warszawie i Poznaniu, gdzie wysłuchany został m.in. przez fachowców, w tym także osoby zajmujące się wieżą. Wyniki moich badań spotkały się z zainteresowaniem i raczej dobrym odbiorem, choć naturalnie pojawiły się również wątpliwości, które w pracy historyka są zawsze obecne – podsumowuje młody historyk.
Swoje zainteresowania badacz poszerza przez działanie w Zespole do Badań nad Dworami i Elitami Władzy, jednostce Instytutu Historycznego PAN. Zespół powstał z inicjatywy dr hab. Bożeny Czwojdrak, zrzesza badaczy z Polski i sąsiednich krajów zajmujących się elitami władzy i dworami, zarówno monarszymi, jak i szlacheckimi.
– Dotychczas uczestniczyłem w zebraniach oraz w zorganizowanym przez zespół ciekawym i ważnym wydarzeniu – konsylium medyczno- -historycznym poświęconym śmierci Barbary Radziwiłłówny, na którym omówiony został dotychczasowy stan badań, a naukowcy ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego przedstawili prawdopodobne przyczyny śmierci królowej.
Dodatkowo Tomasz Zawadzki pracował jako konsultant serialu Korona królów. W pierwszym sezonie zostały pokazane pewne wątki dziejów Śląska, a zwłaszcza księstwa świdnicko-jaworskiego rządzonego przez Bolka II Małego, siostrzeńca Kazimierza Wielkiego. Sporadycznie udzielał rad dotyczących scen pokazujących Bolka. W drugim sezonie akcja wciąż rozgrywała się na dworze krakowskim, ale równocześnie w Świdnicy. Doktorant był odpowiedzialny za świdnicki dwór i wszelkie śląskie wątki, które pojawiały się w serialu.