Trocha FICTION

Przenieśmy się na początek grudnia roku, który niedawno się skończył. Zima zdążyła już nas zaskoczyć: pogoda z rodzaju tych określanych obrazowo: psa by nie wygonił.

Imponująca przestrzeń katowickiego Międzynarodowego Centrum Kongresowego, gdzie przeszłość regionu przenika się ze światem XXI wieku. Czerń sufitu, na której tle błyszczą drobne światełka – jak lampki górnicze migoczące w mroku chodnika. Wchodzący do tego ogromnego gmachu mają jeszcze w pamięci jego czarną elewację i pokryte trawą dachy. Czerń i zieleń, ziemia i natura – kolory górnictwa. I wszechobecna nowoczesna technologia.

Wewnątrz tłumy nietypowych w większości kongresowiczów, którzy z błyszczącymi oczyma eksplorują tajemnicze światy. To dzieci i młodzież przybyli na Śląski Festiwal Nauki Katowice 2017 zorganizowany przez katowickie uczelnie dla mieszkańców i potencjalnych studentów, nawet jeśli im ta studencka przyszłość wydaje się odległa niczym daleka galaktyka. Uczyć, bawiąc – bawić, ucząc. Wyjść z oficjalnych budynków akademickich, by gościom Festiwalu dać dotknąć nauki w różnych jej przejawach. Stworzyć przestrzeń rozmowy między uczonymi, którzy na co dzień posługują się językami specjalistycznymi, a odbiorcami niewtajemniczonymi, dla których są to języki obce, niezrozumiałe. Jednych i drugich łączy entuzjazm i pasja poznania, znoszące bariery komunikacyjne, budujące pomosty. Festiwalowe „żywe biblioteki” potwierdzają prawdziwość słów: warto rozmawiać.

Tak liczni młodzi, bardzo młodzi i ci, którzy zachowali dziecięcą ciekawość świata, mogą dotknąć niezwykłego stworzenia o chyba tysiącu nóg, przygotować egzotyczną potrawę, zagłębić się w mikroświat, wywołać kontrolowaną eksplozję, zbudować rakietę, własnoręcznie wydrukować grafikę prasą, która ma kilkaset lat. Ale przecież to tylko maleńki wycinek atrakcji, które przyciągają uczestników imprezy. Bo były tu niezliczone stoiska wystawowe, wykłady, warsztaty, centra nauki, e-sport, teatr naukowy. Dla lubiących wyzwania – gra na patefonie. A cóż to jest? Teraz już wiem!

Twarzą imprezy był ekscentryczny wynalazca. Dzięki Festiwalowi widzowie też mogli poczuć się uczonymi, poszukiwaczami, wynalazcami. Slogan brzmiał: Ino SCIENCE, żodyn FICTION! Znalazło się też miejsce dla strefy Off Science, gdzie prezentowali swoje pomysły wynalazcy amatorzy, pracujący – wzorem Billa Hewletta i Dave’a Packarda – w garażach.

Fizycy stworzyli warsztaty Zobaczyć niewidzialne, filolodzy zaś mówili o tym, co istnieje tylko (?) w słowach: w opowieściach ustnych, na stronach książek, na ekranach. Świat tekstowy jest równie prawdziwy, jak ten dotykalny… Trocha fiction w opakowaniu science też się zmieściło w przebogatym programie świętowania nauki – bo słowo festiwal wywodzi się z łaciny, gdzie festivus znaczy ‘radosny, wesoły, świąteczny’. I taka była atmosfera tej poważnej zabawy w naukę. Wszak w zabawie poznajemy świat.

Spektakularne eksperymenty, oddziałujące na różne zmysły pokazy, barwne prezentacje, koncerty, klasyczne, ale i całkiem nietypowe wykłady, burzliwe dyskusje – przez dwa dni wszyscy mogliśmy poczuć wspólnotę w poznawaniu świata i poszukiwaniu jego rozumienia.