Noworoczne czarnowidztwo

Za nami stulecie Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej (mam nadzieję, że nie zdekomunizują mi tego felietonu), stulecie objawień fatimskich (to dla równowagi), a przyszły rok już zapowiada kolejne setne rocznice: zakończenia wielkiej wojny, odrodzenia Rzeczypospolitej, a także setną rocznicę urodzin Richarda Feynmanna i Chaima Herzoga. À propos dekomunizacji: pod koniec grudnia wojewoda śląski ogłosił decyzję o zmianie nazwy placu Szewczyka na plac Marii i Lecha Kaczyńskich, co wywołało protesty ludności – mieszkańców Katowic. Na ogół nie zajmuję się tutaj polityką, więc tym razem tylko napiszę, że jeden z moich znajomych chciał zaprotestować przeciw zmianie i trafił na stronę internetową, na której dano do wyboru głosowanie za starą nazwą lub nową. A on chciał zaproponować zmianę nazwy na plac Dworcowy – takiej opcji niestety organizatorzy nie przewidzieli. Czy fakt niedopuszczenia do wyrażenia swojej opinii można nazwać manipulacją? Według mnie tak, ale może się mylę.

Przejdźmy jednak do zasadniczej części felietonu, mam nadzieję niezdekomunizowanego. Proponuję, by udać się w podróż w przyszłość, niezbyt odległą, bo tylko o rok. A więc jedźmy, nikt nie woła… Za rok będzie sporo nowości, choć nie wiem, czy nowości to coś, za czym tęsknimy. Obyś żył w ciekawych czasach to przekleństwo, podobnie jak obyś cudze dzieci uczył. A większości członków uniwersyteckiej społeczności obie te rzeczy się przydarzyły i przydarzają wciąż. Tak więc do nowości nauczyłem się podchodzić z ostrożnością. Zwłaszcza jeśli będą one dotyczyć naszego życia, jak proponowana ustawa o nauce i szkolnictwie wyższym. Co prawda projekt Gowina został ostro skrytykowany przez posłów partii rządzącej, ale prezes podobno powiedział, że uciszy tych krzykaczy. No i wtedy zapewne przyjdzie dzień sądu i rozliczeń. Co to będzie, co to będzie? – jak pisał Wieszcz. No, pewnie nie będzie wesoło, biorąc pod uwagę sytuację naszej uczelni. Na 12 wydziałów 7 ma kategorię B. Może jeszcze odwołania coś zmienią, ale mam wrażenie, że odwołania niewiele pomogą. Z kategorią B nie można nadawać nawet stopni doktora. Chyba że B zmieni się w B+, ale jeszcze nie wiemy, jakie będą kryteria. A o habilitacjach nawet nie ma co marzyć (tylko A lub A+). No i rozwiewają się sny o potędze, o statusie uczelni badawczej czy nawet o prowadzeniu studiów akademickich. I co uczelnia ma począć z taką sytuacją? Czy rektor nie będzie namawiał do likwidacji tych wydziałów, które „ściągają” w dół? A może rozważy ponowne połączenie z Uniwersytetem Jagiellońskim? Ale czy krakusy nas zechcą?

Straszna wizja, prawdziwy horror, może jednak nie będzie tak źle, jak to maluję. Może prezes nie uciszy tych krzykaczy? Ale wtedy może nadejść jeszcze gorszy scenariusz: scenariusz powolnej śmierci nauki w Polsce, bo społeczeństwo nie zechce dłużej wspierać działalności nieprzynoszącej konkretnych rezultatów. A konkretne rezultaty to niestety miejsca w rankingach, bo te przemawiają do wyobraźni społecznej.

Mimo wszystko: Do siego roku i spełnienia wszelkich marzeń życzy Stefan Oślizło