Felieton styczniowy piszę w styczniu. W świecie, w którym Rewolucja Październikowa odbyła się w listopadzie, a Oktoberfest jest we wrześniu, to raczej dziwne. Dotychczas pisywałem w grudniu to, co miało się ukazać w styczniu. Ale na świecie jest coraz więcej anomalii, na przykład na uniwersytecie rok kończy się 15 grudnia, bo potem już nic nie można rozliczyć ani załatwić. Powody były jakieś, na pewno poważne, wszelako nie rozumiem, dlaczego w świecie komputerów, smartfonów, Facebooka, milionów gadżetów, miliardów operacji dokonywanych w czasie rzeczywistym nie można podać w każdej chwili, ile aktualnie jest na koncie mojego zakładu, katedry, instytutu czy wydziału. Otrzymujemy dane i rozliczenia nawet pół roku po dokonaniu transakcji. Patrząc z zewnątrz, nie dostrzega się być może wagi problemu, ale gdy od sprawozdawczości zależy poziom zwrotów pieniędzy do MNiSW, to już pojawia się problem. W ten sposób być może nie wiadomo nawet, czy uczelnia jest wypłacalna. A idąc dalej: czy resort jest wypłacalny? A nawet (Boże, wybacz moją zuchwałość): czy Państwo, Rzeczpospolita, Polska są wypłacalne? Ale przypomina mi się stary dowcip o pewnym człowieku, który wygrał w minionej epoce w totolotka i zastanawiał się, co zrobić z niespodziewanie uzyskanymi środkami. Pytał więc lokalnego mędrca, a ten odpowiedział: w banku PKO (uwaga: ten felieton zawiera lokowanie produktu). A jeśli PKO upadnie? Ale coś pan, PKO jest gwarantowane przez rząd peerel (jeszcze raz lokowanie produktu). A jeśli ten rząd upadnie, co wtedy? Wypluj pan te słowa! Jak może upaść rząd peerel? On jest gwarantowany przez sam Związek Rad!!! A jeśli ten związek upadnie? Panie, czy upadek Związku Rad nie byłby wart wszystkich pieniędzy, które pan wygrałeś? Tak więc ewentualna niewypłacalność RP nie powinna nas w tej chwili martwić, zwłaszcza, że – jak twierdzą koledzy prawnicy – obecna RP jest w zasadzie niesłuszna, a w każdym razie jej atrybuty nie są prawidłowe.
Felieton styczniowy w styczniu jest o tyle lepszy od felietonu grudniowego w listopadzie, że łatwiej być prorokiem (bo tak w ogóle, jak mówił Niels Bohr, przewidywanie jest bardzo trudne, szczególnie jeśli idzie o przyszłość). Ale teraz mogę już napisać, że święta w zasadzie były udane (tylko choinek – jodeł było zbyt mało), w Katowicach odbyła się nadzwyczaj efektowna impreza sylwestrowa Polsatu (i znów to lokowanie), a krótko przed Nowym Rokiem chwyciły mrozy. Czyż to nie jest prognoza jak od wróżki? No niestety nie, bo to jest prognoza ex post. A znaczenie mają tylko prognozy ex ante. W meteorologii wystarczy mówić, że jutro pogoda będzie taka jak dziś. A w innych dziedzinach wystarczy powtarzać, że będzie gorzej. Na dłuższą metę to gwarancja sukcesu prorokowania.
A będzie i gorzej, i lepiej. Rok 2016 jest przestępny, więc będzie liczył 366 dni. Czy to dobrze, czy źle, nie wiadomo (w latach trzydziestych w berlińskim zoo urodziła się jakaś rzadka antylopa, na co starsi bracia w wierze zareagowali w charakterystyczny sposób: a czy to dobrze dla Żydów, czy źle?). Z jednej strony otrzymamy jeden nadzwyczajny dzień, ale z drugiej – luty będzie dłuższy i dalej do pierwszego, jeden dzień dłużej oznacza też jedną noc dłużej, a więc jedną więcej możliwość uchwalenia ustawy przez Sejm i jeszcze jedną możliwość akcji służb specjalnych. Czyli w zasadzie bilans jest ujemny.
Ale i tak życzę wszystkim czytelnikom zdrowia i szczęścia oraz możliwości spojrzenia na przeszłość z przyszłości, tak jak niżej podpisany.