Wigilijne wspomnienie

Kiedy widziałem go ostatni raz, trzy tygodnie przed jego śmiercią, podszedł do mnie uśmiechnięty i tradycyjnie, jak zawsze przy okazji tych ulotnych spotkań, nawiązał do szkolnych wspomnień. Nie po raz pierwszy pochwaliłem go za jakość telewizyjnych owoców jego talentu. Profesjonalny, powściągliwy, skupiony, konkretny, nieszukający sensacji, z powagą i szacunkiem zwracający się do bohaterów swoich reportaży i komentarzy, posługujący się pięknym i precyzyjnym językiem. Skromny… Taki był jako dziennikarz. Kochał bardzo to, co robił, także wtedy, kiedy mówił z głębin kopalni czy z górami w tle o polskich alpinistach... I także wtedy, kiedy – już prywatnie, lecz z takim samym zaangażowaniem i pasją – grał w brydża, w piłkę nożną albo jeździł na nartach.

Wówczas, podczas naszego krótkiego, przelotnego spotkania, podziękował, dodając: „I widzi pan, chodziłem do klasy informatycznej, a skończyłem jako dziennikarz”. Odpowiedziałem – zgodnie z zresztą z moimi wieloletnimi przekonaniami – że szkoła ogólnokształcąca, podobnie jak uniwersytet, ale w gruncie rzeczy jak każda szkoła średnia i wyższa, to przestrzeń szukania dróg, odkrywania i rozwijania pasji, talentów, że nawet szkoły i uczelnie o charakterze zawodowym tak naprawdę nie rozstrzygają ostatecznie o przyszłej profesji absolwentów.

Dobra szkoła czy uczelnia to taka, w której człowiek potrafi, rozpoznawszy siebie, odnaleźć powołanie i doskonalić talenty, i w której ma odwagę dokonać nawet najbardziej nieoczekiwanych wyborów. Darek był i pozostanie przykładem kogoś, kto chodził do takiej właśnie szkoły i kto miał tę świadomość od lat, już wtedy, gdy po raz pierwszy spotkałem go w chorzowskim III LO im. Stefana Batorego, i później, gdy studiował socjologię na Uniwersytecie Śląskim.

Karolina zginęła jako jedna z trzech Polek w ataku terrorystycznym na londyńskie metro w 2005 roku. Podczas ostatniej z Nią rozmowy (jechała do Londynu, do siostry na wakacje) powiedziała, że pracuje za barem, w ten sposób zarabiając na studia i utrzymanie. I mówiła o mężczyznach, takich pokiereszowanych życiem, którzy przychodzą samotni, zamawiają jedna po drugiej kolejkę i mówią do niej. Nie czekają na słowa, radę... tylko na to, by ktoś ich słuchał. I Ona słuchała. Opowiadała o tych ludziach z czułością, szacunkiem, nostalgią... Jak o bliskich… Marek wiele lat borykał się z chorobą nowotworową. Zdołał mimo niej ukończyć szkołę średnią i studia filozoficzne na Uniwersytecie Śląskim, rozwijał się także jako dziennikarz, a potem, na dwa dni przed śmiercią, w szpitalu już, spełnił ostatnie marzenie, żeniąc się ze swoją ukochaną.

Czas świąt Bożego Narodzenia zawsze przywołuje we mnie pamięć tych, których brak nadaje ową specyficzną jedyność wigilijnym myślom. Co począć wobec takiego losu, takich doświadczeń? Jak się pogodzić z tak okrutną nieuchronnością? Nie znam odpowiedzi na tak postawione pytania... Wiem jedynie, że młodość, nawet tak brutalnie złamana, nigdy nie przestaje być życiodajna, że pamięć jest przestrzenią otwartą ku życiu, ku ocaleniu wszystkiego, co piękne i zapamiętane, i że rację miał William Blake, pisząc:

A wszystko, co zaistniało na przestrzeni
sześciu tysięcy lat,
Trwa, nie znikło, nie przepadło i każda najmniejsza
czynność,
Słowo, praca, życzenie, które zaistniało, nadal
Jest...
Gdyż każda rzecz istnieje i żadne westchnienie
żaden uśmiech ani łza,
Żaden włos ani drobinka kurzu nic nie
może przeminąć.

Autorzy: Jacek Kurek