Rozmowa z dr Anetą Szczygielską, popularyzatorką nauki z Pracowni Dydaktyki Fizyki UŚ

Efekt aha

Od kiedy zajmuje się pani popularyzacją nauki?

Dr Aneta Szczygielska z Pracowni Dydaktyki Fizyki UŚ
Dr Aneta Szczygielska z Pracowni Dydaktyki Fizyki UŚ

Popularyzacją nauki interesuję się od bardzo dawna. Już gdy byłam na studiach, rozpoczęłam pracę w Pracowni Dydaktyki Fizyki UŚ jako wolontariusz. Od tego czasu, czyli od 1996 roku, staram się popularyzować fizykę i szeroko rozumiane nauki przyrodnicze. Przez popularyzację nauki rozumiem dzielenie się wiedzą i tłumaczenie zjawisk przyrody w sposób prosty i atrakcyjny dla ludzi niebędących naukowcami. Jest to według mnie po prostu pomaganie innym, by mogli zrozumieć otaczający nas świat z całą jego rzeczywistością. Dzięki mojej pracy najczęściej tłumaczę ową rzeczywistość przede wszystkim najmłodszym i jest to niezwykle przyjemne, daje mnóstwo satysfakcji.

Nie do każdego mówimy tak samo. Inaczej tłumaczy się zjawiska przyrodnicze przedszkolakom, inaczej gimnazjalistom, a jeszcze inaczej dorosłym.

– Oczywiście. Zresztą, moim zdaniem popularyzacja nauki powinna być skierowana przede wszystkim do dzieci. To one w przyszłości będą wybierały swoją drogę zawodową, być może nawet zostaną naukowcami i popularyzacja może im ułatwić ten wybór. Również zwykli ludzie, mieszkańcy miast na co dzień niezwiązani z wiedzą akademicką, w XXI wieku powinni znać najnowsze technologie, trendy w rozwoju nauki itp., zaś uczelnie czy inne jednostki naukowe powinny im ułatwiać dostęp do tej wiedzy. Oczywiście do dzieci mówimy inaczej niż do dorosłych, stosujemy metodę „przez zabawę do nauki”. Ale warto pamiętać, że do dorosłych też nie możemy mówić językiem zbyt naukowym, hermetycznym jak na wykładach akademickich. Musi to być język zrozumiały, chociaż na pewno starsi ludzie mają znacznie bogatsze słownictwo i wiedzę. Przez te wszystkie lata pracy mogłam zauważyć, jak osoby w różnym wieku reagują na doświadczenia oraz bawią się nauką. Najbardziej spontaniczną i chłonną grupą są dzieci, ale również słuchacze uniwersytetów trzeciego wieku, którzy reagują równie żywiołowo, potrafią wyrazić swój zachwyt i zadają sporo pytań. Gimnazjaliści są bardziej zamknięci, być może to specyfika wieku. Trochę krępują się pokazać czy raczej wykazać, wyjść przed szereg, ale nierzadko mają szeroką wiedzę. Wszystkim – i dzieciom, i studentom, i starszym – podobają się pokazy, które są spektakularne. Obecnie wśród popularyzatorów nauki używa się określenia „efekt wow”, które oznacza wywołanie wśród odbiorców zachwytu i zaskoczenia poprzez odpowiedni dobór spektakularnych eksperymentów i ich właściwe zaprezentowanie. Staramy się go uzyskać podczas naszych pokazów, ale również bardzo zależy nam na efekcie, który w Pracowni Dydaktyki Fizyki nazwaliśmy „efektem aha”. Czyli najpierw zachwycamy się czymś, a potem mówimy: „aha, to ja już teraz rozumiem, dlaczego tak jest”. Działamy według zasady, że eksperyment powinien nie tylko zachwycać, ale i nieść ze sobą pewną wiedzę, wyjaśniać zjawiska, skłaniać do samodzielnego eksperymentowania i szukania w ten sposób odpowiedzi na nurtujące nas pytania. Istotne jest również to, że aby opisać zjawiska przyrody, dowiedzieć się, dlaczego coś działa w określony sposób, nie są potrzebne różniczki, całki i skomplikowane wzory. Wszystko można w prosty sposób opisać bez stosowania równań matematycznych. Na pokazach dla najmłodszych ciekawie i za pomocą atrakcyjnych rekwizytów opowiadamy o zjawiskach przyrodniczych, bo dla pięcio- czy sześciolatków wzory nie istnieją. Podczas zajęć dla starszych słuchaczy zawsze staramy się wprowadzić proste wzory. Chcemy przyzwyczaić młodzież do korzystania ze wzorów, pokazać im, że „nie taki diabeł straszny, jak go malują”, i przekonać, że jeśli wiemy, na czym polega dane zjawisko, to bez problemu zapamiętamy wzór, który ułatwi nam jego opis.

Czy często jest tak, że dzieci, które trafiają np. do Uniwersytetu Śląskiego Dzieci lub uczestniczą w różnorodnych pokazach, wybierają później karierę zawodową związaną z nauką?

– Oczywiście. Przykładem jest kilku naszych doktorantów, z którymi ja miałam kiedyś zajęcia laboratoryjne. Przychodzili wówczas do nas jako dzieciaki ze swoją klasą, a dziś robią doktoraty. Nawet w Pracowni Dydaktyki Fizyki jest kolega, który pierwszą styczność z naukami ścisłymi miał dzięki zajęciom popularyzującym naukę prowadzonym na naszej uczelni. Takich osób jest sporo. Kiedyś podczas wykładów inaugurujących nowy rok akademicki na naszym wydziale było zadawane pytanie: czy ktoś uczestniczył w cyklu „Osobliwości Świata Fizyki” prowadzonym przez naszą Pracownię? Większość studentów na sali podnosiła wtedy ręce do góry. Uważam, że ich obecność podczas inauguracji to jest właśnie efekt popularyzacji nauki od najmłodszych lat. Nie chodzi nam o to, aby dzieci w przyszłości wybrały fizykę, zależy nam, aby pokochały naukę.

Czasy się zmieniają, więc podejrzewam, że i formy popularyzacji nauki też się zmieniają. Jak ta popularyzacja wyglądała na początku pani pracy, a jak wygląda obecnie?

– Na początku popularyzacja odbywała się raczej w jednostkach naukowych, akademickich, czyli tam, gdzie nauka powstaje. Były to różnego rodzaju zajęcia przygotowywane dla mieszkańców regionu czy dzieci ze szkół. Obecnie akcje popularyzujące naukę są wciąż organizowane przez jednostki naukowe: uniwersytety, politechniki, ośrodki badawcze, jak np. CERN, ale generalnie popularyzacja została skomercjalizowana. Powstało wiele firm prywatnych, które specjalizują się w popularyzacji nauki. Ostatnio w Polsce zauważyłam nowy trend, z którym spotkałam się już za granicą, a mianowicie, że popularyzacja zaczyna wchodzić do galerii handlowych. Organizowane są tam wystawy interaktywne prezentujące podstawowe prawa fizyki, chemii czy biologii. Przy okazji zakupów mnóstwo mam i tatusiów wraz z dziećmi bawi się na przyrządach, jednocześnie się ucząc. Są oczywiście wielkie centra nauki, takie jak Centrum Nauki Kopernik, w których można z całą rodziną wziąć udział w świetnych pokazach, samodzielnie pomajstrować przy różnorodnych przyrządach i własnoręcznie sprawdzić, co, jak i dlaczego działa. Są też mniejsze wystawy interaktywne, tematyczne – organizowane np. przez Collegium Minus czy Muzeum Inżynierii Miejskiej w Krakowie. Na Uniwersytecie Śląskim gościliśmy takie wystawy kilkakrotnie. Przykładowo w zeszłym roku w Instytucie Fizyki była okazja, aby zwiedzić wystawę z okazji Roku prof. Jana Czochralskiego, przygotowaną we współpracy z Politechniką Warszawską. Bardzo duże zainteresowanie wzbudziły również wystawy poświęcone fuzji czy Wielkiemu Zderzaczowi Hadronów i laboratorium w CERN. Staramy się poprzez tego typu wydarzenia zachęcać ludzi do przyglądania się światu i z tego, co widzę, coraz więcej osób jest chętnych, by zgłębiać tajniki nauki. Innym ze sposobów ich poznawania jest udział w festiwalach, festynach czy piknikach naukowych. Największym w Polsce, a nawet w Europie, wydarzeniem popularyzującym naukę jest Piknik Naukowy Polskiego Radia i Centrum Nauki Kopernik, który co roku odbywa się w Warszawie. Pracownia Dydaktyki Fizyki UŚ uczestniczy w nim od 18 lat! Jest to impreza na ogromną skalę, dla nas ciężki, ale dający bardzo dużo satysfakcji dzień pracy.

Jakie imprezy popularyzatorskie organizuje Pracownia Dydaktyki Fizyki UŚ?

– Po pierwsze „Osobliwości Świata Fizyki”. To jest nasz sztandarowy cykl wykładów, który odbywa się przez cały wrzesień już od 1984 roku i w tym roku świętowaliśmy trzydziestolecie! „Święto Liczby Pi” to impreza wydziałowa, organizowana głównie przez matematyków, ale biorą w niej udział również fizycy z Pracowni Dydaktyki Fizyki, inni wykładowcy z Instytutu Fizyki, studenci i doktoranci. Prezentowane są ciekawe eksperymenty, prowadzone są warsztaty i seminaria. „Fizyka się liczy” to ogólnopolski konkurs z fizyki dla uczniów szkół ponadgimnazjalnych, organizowany przez dyrekcję Instytutu Fizyki i Pracownię. To pewnego rodzaju sprawdzenie wiedzy uczniów przed maturą. Nagrodą jest atrakcyjny wyjazd do Laboratorium CERN w Genewie, gdzie przez kilka dni uczniowie mogą brać udział w warsztatach, wykładach popularnonaukowych związanych głównie z fizyką cząstek elementarnych. Pracownia prowadzi również wykłady na zamówienie dla szkół wszystkich szczebli oraz „Zabawy z Nauką” dla przedszkolaków. No i oczywiście Uniwersytet Śląski Dzieci – to nasze największe przedsięwzięcie. Współpracują z nami pracownicy zarówno Uniwersytetu Śląskiego (różnych wydziałów), jak i innych uczelni oraz jednostek, m.in. Politechniki Śląskiej, Narodowego Centrum Badań Jądrowych, Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. W czerwcu tego roku UŚD skończył 5 lat. Obecnie ma ok. 600 studentów w czterech grupach wiekowych: Poszukiwacze (dzieci 5-, 6-letnie), Odkrywcy, których jest najwięcej, bo ok. 300 (klasy I–III), Młodzi Naukowcy (uczniowie klas IV–VI) i Eksperci (gimnazjaliści). Dzieci i młodzież biorą udział w wykładach przygotowanych dla każdej grupy wiekowej, a następnie mogą wybierać seminaria z różnych dziedzin nauki zgodnie z własnymi zainteresowaniami. Staramy się, aby seminaria były różnorodne, żeby każdy znalazł dla siebie coś ciekawego. Tematyka i sposób prowadzenia zajęć są zawsze dobrane do odbiorcy.

Wiemy, że szef Pracowni dr Jerzy Jarosz w 2006 roku zdobył prestiżowy tytuł Popularyzatora Nauki, przyznawany przez Polską Agencję Prasową. Jakimi jeszcze nagrodami indywidualnymi lub jako jednostka Pracownia może się pochwalić?

– Dr Jerzy Jarosz, mgr Janina Pawlik i ja otrzymaliśmy w 2003 roku Nagrodę im. Krzysztofa Ernsta za popularyzację fizyki przyznaną przez Zarząd Główny Polskiego Towarzystwa Fizycznego. Wraz z dr. Jaroszem otrzymaliśmy dwie międzynarodowe nagrody Teachers Award podczas europejskich festiwali „Physics on Stage” i „Science on Stage”, w 2003 i 2005 roku. Była także nagroda za całokształt działalności popularyzatorskiej podczas Ogólnopolskiego Festiwalu „Nauki Przyrodnicze na Scenie” (2004) oraz wyróżnienia – pierwszego stopnia w konkursie na najciekawsze doświadczenia fizyczne podczas Zjazdu Fizyków Polskich w Białymstoku (1999) i wyróżnienie pokazu „Żyjemy na Ziemi – wirującej planecie” podczas Ogólnopolskiego Festiwalu „Fizyka na Scenie” w Poznaniu (2000).

Autorzy: Agnieszka Sikora
Fotografie: Agnieszka Sikora