6 kwietnia w Muzeum Śląskim w Katowicach, w ramach cyklu „Rozmowy o mowie śląskiej”, odbył się wykład dr. Józefa Kulisza, prezesa Tôwarzistwa Piastowaniô Ślónskij Môwy Danga

Czy następne pokolenia będą umiały mówić po śląsku?

Wykład nosił tytuł: Czamu nōm tak ciynżko go˘dać i pisać piyknie po ślōnsku? Po˘rã słōw ô tym, jak sie traci mo˘wa naszych starzikōw. – Coraz mniej śląszczyzny mamy w otoczeniu i coraz mniej jej używamy, „rozpływa się” niepostrzeżenie słówko po słówku, końcówka po końcówce. Jeżeli nic z tym nie zrobimy, może się okazać, że jesteśmy ostatnim pokoleniem, które potrafi rozmawiać po śląsku – zauważył dr Józef Kulisz.

Dr Józef Kulisz, prezes Tôwarzistwa Piastowaniô Ślónskij Môwy Danga
Dr Józef Kulisz, prezes Tôwarzistwa Piastowaniô Ślónskij Môwy Danga

Przykładem tego procesu jest słowo będące nazwą towarzystwa. Wyraz ‘danga’ czy ‘dynga’ został zapomniany i zastąpiony słowem ‘tęcza’ ze śląską fonetyką. Założyciele i członkowie „Dangi” chcą przeciwdziałać podobnym zjawiskom i ocalić śląską mowę. Dr Kulisz rozpoczął swój wykład od wskazania przyczyn złej kondycji współczesnego języka Ślązaków. Zwrócił uwagę na fakt, że media powodują, iż język większościowy wypiera słabsze systemy. Ponadto wśród śląskich elit jest mało ludzi, którzy nie zatracili sprawności w posługiwaniu się śląską mową, toteż, jeżeli zwykły człowiek chce mówić poprawnie po śląsku, nie ma pozytywnych wzorców. Prezes „Dangi” zauważył, iż wzorcem staje się język kabaretowy – zniekształcony, nienaturalny, który zyskuje popularność, bo jest śmieszny. Nie może to być w żaden sposób wzorzec dla ludzi, którzy chcieliby tę mowę zachować.

– Odziedziczyliśmy taki stan, że mowa śląska ma niewątpliwie niski prestiż i bardzo często ludzi, którzy mówią po śląsku, kojarzy się z osobami niewykształconymi, z niższych warstw społecznych – zauważył wykładowca i dodał: – W konsekwencji śląszczyzna jest wypierana z kolejnych domen językowych. Opracowania dialektologiczne poświadczają, że dla naszych pradziadów mowa śląska była wszechobecna. Po śląsku mówiło się nie tylko w domu, ale i na ulicy, w pracy itd. Natomiast obecnie lansuje się taki pogląd, że to jest mowa, która powinna być zarezerwowana właściwie do rozmów z babcią i prababcią, a nowoczesny człowiek posługiwać się nią nie powinien.

Dr Kulisz zauważył jednak, że w ostatnim dwudziestoleciu nastąpiło przebudzenie śląskości, o czym świadczy, na przykład, potrzeba pisania po śląsku. Tu jednak pojawia się problem przełożenia języka mówionego na język pisany. – Nie może być tak, że będziemy każde słowo pisać na sto sposobów. Jeżeli używanie śląskiego w piśmie nie ma być drogą przez mękę, pismo musi być uporządkowane – podkreślił wykładowca i przedstawił opracowaną przez „Dangę” propozycję śląskiej ortografii.

– Próbujemy wprowadzić nowe znaki w tych pozycjach, gdzie występują różnice w wymowie, żeby mogły być na różne sposoby odczytywane w myśl zasady – jedno pismo, zróżnicowana wymowa. Powinniśmy się starać, by ewentualne reguły ortograficzne nie były zbyt skomplikowane, by odczytywanie i zapisywanie było możliwe dla ludzi bez dialektologicznego wykształcenia. Jest tylko problem wyboru znaków. Nieważne, jak one będą wyglądać, istotne, aby rozpoznać potrzebę oznaczenia danego zjawiska fonetycznego – wyjaśnił dr Kulisz. Zaproponował również, by do przyjmowanych zwykle przy tworzeniu ortografii czterech zasad – fonetycznej, morfologicznej, historycznej i umownej – dodać jeszcze dwie. Po pierwsze, pismo śląskie nie powinno utrudniać nauki polskiej ortografii. Po drugie, musi się jednak odróżniać od języka polskiego, więc należy wprowadzić jakieś dwie, trzy literki, które pozwolą od razu poznać, że dany tekst jest po śląsku. Nie jest też wskazane „odpodabnianie” na siłę tekstów śląskich od polskich i pożyczanie germanizmów, bo to powoduje chaos. Aby tego uniknąć, potrzebne są nowoczesne narzędzia – podręczniki, słowniki, popularne poradniki.

Zdaniem prezesa „Dangi”, tylko nieustanna edukacja, samoedukacja i reedukacja Ślązaków może ocalić śląską mowę. Żeby nie mówić jakąś mieszanką, hybrydą, która nie jest poprawna ani na gruncie literackiej polszczyzny, ani na gruncie języka regionalnego, potrzebny jest świadomy wysiłek. We współczesnym świecie medialnym nie ma mowy o niezakłóconym przekazie językowym w rodzinie między starszym a młodszym pokoleniem. Alternatywą dla ocalenia języka przodków byłby izolacjonizm, ale to jest skazanie się na wegetację na marginesie cywilizacji współczesnego świata.

– Nasze pomysły nie są gotową propozycją ortograficzną. Uważamy, że kodyfikacja śląskiego języka regionalnego powinna się zasadzać na dwóch pryncypiach – integracyjnej ortografii i powrocie do źródeł. Nie chcemy wymyślać języka od nowa – wyjaśnił dr Kulisz. – Kodyfikacja sama w sobie nie jest celem, ona ma nam pomóc w edukacji, a co za tym idzie – w zachowaniu naszego języka. Jest takie słynne powiedzenie Ludwiga Wittgensteina: „Granice mojego języka oznaczają granice mego świata”. Język jest narzędziem do myślenia, jeżeli to narzędzie jest ułomne, to nasze myślenie też jest ułomne. Jeżeli to narzędzie jest chaotyczne i byle jakie, to będziemy chaotyczni i byle jacy jako ludzie. Język jest nam potrzebny, byśmy byli lepszymi i bardziej sprawnymi intelektualnie ludźmi. Potrzebujemy języka, który jest piękny, a po śląsku można mówić pięknie, tylko myśmy się tego oduczyli.

Autorzy: Olga Witek
Fotografie: Olga Witek