Wiele zapisów w projekcie ministerialnym przygotowanym przez firmę Ernst&Young i Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową jest dla środowiska akademickiego w Polsce nie do przyjęcia
O założeniach projektu środowiskowego strategii rozwoju szkolnictwa wyższego na najbliższą dekadę oraz różnicach między nim a projektem ministerialnym mówił 1 marca na Uniwersytecie Śląskim prezes zarządu Fundacji Rektorów Polskich prof. dr hab. Jerzy Woźnicki.
„Strategia rozwoju szkolnictwa wyższego: 2010-2020, projekt środowiskowy” powstała z inicjatywy Konsorcjum Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich. Jej opracowanie zostało zapowiedziane również w projekcie założeń reformy szkolnictwa wyższego Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Wspólną intencją inicjatorów i autorów projektu środowiskowego jest zaproponowanie strategicznych kierunków rozwoju szkolnictwa wyższego w dekadzie 2010–2020. Prace nad projektem zostały zrealizowane po upływie około pięciu lat od uchwalenia ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nowelizacji Ustawy o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki. Okres ten stał się okazją do wielu debat i propozycji, m.in. ogłaszanych przez MNiSW. Opublikowane zostały także uchwały i stanowiska różnych gremiów, w tym Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego (RGSW), Parlamentu Studentów RP (PSRP) oraz Krajowej Reprezentacji Doktorantów (KRD).
Nie tylko środowisko akademickie obecny stan szkolnictwa wyższego ocenia jako niesatysfakcjonujący. Powszechnie zauważany jest niski poziom rozwoju kapitału intelektualnego oraz dalekie pozycje (a nawet ich brak) polskich uczelni w rankingach zagranicznych. Za przyczyny takiego stanu uważa się: zbyt niskie nakłady na kształcenie w przeliczeniu na studenta, dramatyczne niedofinansowanie badań naukowych oraz niedostatecznie efektywne rozwiązania systemowe w perspektywie do 2020 roku. Dlatego projekt strategii jest propozycją kompleksowego programu przemian w szkolnictwie wyższym na najbliższą dekadę. Potrzeba ich wprowadzenia nie budzi wątpliwości. Wynika ona z dynamicznych przeobrażeń w bliższym
i dalszym otoczeniu uczelni.
- Nasza propozycja jest projektem zmian o strategicznym charakterze w strategicznej perspektywie – całej dekadzie 2010-2020, z przeniesieniem ciężaru fundamentalnych zmian, które proponujemy, na drugą połowę tej dekady – powiedział prof. Jerzy Woźnicki na konferencji prasowej, która odbyła się przed spotkaniem z pracownikami i studentami Uniwersytetu Śląskiego. - W pierwszej dekadzie musimy zaprojektować nowe, daleko idące rozwiązania, które zadecydują o przeniesieniu polskiego szkolnictwa wyższego w zupełnie nowe miejsce w perspektywie krajowej i zagranicznej, tak aby stało się ono atutem i źródłem prestiżu naszego kraju. Na tym tle rozwiązania proponowane przez firmę Ernst&Young, to program małej modernizacji, właściwie zaplanowany tylko na najbliższe lata. Uważamy, że nie odwołuje się do dalszej perspektywy. Nasza koncepcja jest wybitnie długookresowa.
Największe emocje w mediach wzbudził temat wprowadzenia czesnego na studiach. Zarówno projekt ministerialny, jak i środowiskowy dotykają tego tematu, jednak w różny sposób. Prof. Jerzy Woźnicki pytany przez dziennikarzy wyjaśniał:
- Według projektu przygotowanego na zlecenie MNiSW minister zamawia pewną liczbę miejsc do studiowania i za nie płaci, pozostałe zostaną oferowane studentom za pełne czesne. Także na studiach stacjonarnych. Co by to oznaczało? Otóż studenci musieliby ponosić pełny koszt! A przecież koszty studiów stacjonarnych są ogromne, np. fizyka na Uniwersytecie Warszawskim kosztuje 48 tys. zł. rocznie, studia medyczne ponad 30 tys. To jest nie do przyjęcia! Nie może być tak, że koło siebie, w jednej ławce będzie siedziała młodzież, z której Kowalski nie płaci nic, a Malinowski płaci 48 tys. zł. To jest absurdalne rozwiązanie! Ponadto nie mieści się w Konstytucji RP i to na dwa sposoby: nie chodzi tylko o art. 70 ust. 2 o bezpłatności nauczania w szkole publicznej, ale również o dbałość równości obywateli wobec prawa. Wprowadza drastyczną nierówność i narusza zasadę apolityczności szkolnictwa wyższego.
Według prof. Woźnickiego byłoby to upolitycznienie w stopniu dotychczas niespotykanym.
- To jest rozwiązanie, które całkowicie odrzucamy. Nasz projekt proponuje wprowadzenie powszechnego, niewysokiego czesnego - ? średnich kosztów studiów w Polsce, czyli 2500 zł. To byłaby kwota, którą płaciliby wszyscy. Ale nikt nie byłby zmuszany do jej uiszczania podczas trwania studiów. Chcemy przenieść tę opłatę na okres, kiedy młody człowiek byłby już absolwentem i zarabiał przynajmniej średnią krajową – powiedział prof. Woźnicki.
Projekt środowiskowy proponuje wprowadzanie powszechnego czesnego od 2015 r. Wcześniej musi być perfekcyjnie opracowany powszechny system, oferowanych przez banki, pożyczek i kredytów studenckich, dostępnych dla wszystkich, a spłacanych przez absolwentów mających pracę (np. z dwuletnim okresem karencji). Niezbędna jest także publiczna debata z udziałem studentów, doktorantów i parlamentarzystów oraz korekta art. 70 Konstytucji RP. Rozwiązanie takie zwiększa podmiotowość i odpowiedzialność studentów, w tym ich wpływ na uczelnie, umożliwia w naturalny sposób regulowanie systemu poprzez zwolnienia z czesnego lub z obowiązku jego spłaty w części lub całości przez osoby spełniające określone warunki, np. studiujące na kierunkach preferowanych lub osiągające wyróżniające się wyniki kształcenia. Ponadto, zwiększenie przychodów uczelni przyczyni się, według rektorów, do poprawy jakości kształcenia, sprzyjając walce z „bylejakością”.
Oczywiście nie można proponować rozwiązań, których nikt nie wypróbował, czyli „eksperymentować na żywym ciele polskiego systemu szkolnictwa wyższego”. Zdaniem prof. Woźnickiego rozwiązanie środowiskowe jest bardzo dobrze wypraktykowane już w systemie brytyjskim. Działa tam, w sposób absolutnie profesjonalny, agencja rządowa. Jest ona wolna od polityki i to ona dzieli pieniądze, a nie minister. W propozycji środowiska akademickiego minister jest liderem wielkiego projektu dla Polski.
Opracowana wizja proponuje trzy priorytety strategii: krajowy, międzynarodowy i systemowy. Krajowy przewiduje zachowanie (w warunkach ograniczeń demograficznych) zasobów szkolnictwa wyższego oraz ich pomnażanie i doskonalenie w celu zapewnienia dostępności (równości szans) i powszechności wyższego wykształcenia oraz poprawy jego jakości.
- Chodzi przecież o to, aby wykonać zadania konstytucyjne, określone przez tzw. kanony edukacyjne oraz żeby otworzyć ścieżki rozwojowe w szkolnictwie wyższym. Zachowanie i rozwój zasobów, to nie znaczy zachowanie i rozwój instytucji szkolnictwa wyższego. Przeciwnie, wielkie inwestycje w szkolnictwie wyższym uważamy za jego osiągnięcie, ale sfera instytucjonalna wymaga reformy - wyjaśniał prof. Woźnicki.
Według autorów projektu mamy w Polsce za dużo instytucji – ich liczba powinna ulec zmniejszeniu – nawet o połowę. Jednocześnie chcą oni, żeby zasoby szkolnictwa wyższego: sale, aule, laboratoria czy kampusy nie były źle wykorzystywane przez tych, którzy w obliczu trudności na rynku pozyskiwania studentów będą musieli zastosować rozwiązanie likwidacyjne. Bowiem likwidator może sprzedać te zasoby deweloperom, a na miejscu dzisiejszych kampusów zaczną wyrastać 15-piętrowe apartamentowce.
- Chcemy bronić tych zasobów – tłumaczył prof. Jerzy Woźnicki. - Trzeba znaleźć rozwiązania systemowe, które będą szkołom wyższym w kłopotach proponować ścieżkę alternatywną. To oznacza, że musimy zaoferować im możliwość przekształcania uczelni niepublicznej (która np. ma piękny kampus, ale nie ma studentów) tak, aby można było jej przyznać status uczelni publicznej i objąć finansowaniem budżetowym na ogólnych zasadach. Ale może być również sytuacja odwrotna, gdy np. państwowa wyższa szkoła zawodowa nie będzie znajdować dla siebie szansy jako samodzielnej instytucji, a obok będą funkcjonowały inne uczelnie publiczne w podobnej sytuacji. Zatem powinno się znaleźć takie rozwiązanie, aby połączyć je w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego.
To oznacza, że uczelnia publiczna powinna mieć możliwość uzyskania statusu uczelni niepublicznej skarbu państwa z zachowaniem zasobów skarbu państwa jako zasobów publicznych z obowiązkową radą nadzorczą, która będzie chronić misję publiczną i troszczyć się o te zasoby, ale również po to, aby otworzyć dostęp do partnerstwa publiczno-prywatnego.
- To nie ma nic wspólnego z prywatyzacją – wyjaśniał lider projektu. - To jest tak, jakby zastąpić państwowe, socjalistyczne przedsiębiorstwo spółką skarbu państwa ze stuprocentowym udziałem skarbu państwa. Ale oczywiście jedno i drugie rozwiązanie, to rozwiązanie wyjątkowe, dedykowane dla tych, którzy ratują się przed upadłością, nie dla czołowych uniwersytetów – dodał prof. Woźnicki.
Niezwykle ważnym i interesującym dla środowiska akademickiego jest temat dotyczący uczelni badawczych. Pojęcie to pojawia się w obu projektach, ale nie oznacza tego samego. Prof. Jerzy Woźnicki wielokrotnie podkreślał, że pojęcie uczelni badawczej wymaga zdefiniowania, ponieważ nie jest jednoznacznie rozumiane w Polsce.
- My definiujemy to pojęcie w odróżnieniu od naszych partnerów z Ernst&Young - powiedział - i to definiujemy w taki sposób, że według naszych norm, wymagań „uczelni badawczej” nie spełnia żadna polska szkoła wyższa. Podkreślam, nie ma dzisiaj w Polsce uczelni badawczej, a co więcej, rygory nadane temu pojęciu pokazują, że nie powstanie ani jedna taka bez specjalnych projektów. Chcemy dopiero otworzyć w Polsce nowy rodzaj instytucji w ramach programu wzmacniania strony instytucjonalnej, która dotychczas jest źródłem naszych kłopotów.
Według projektu środowiskowego trzeba absolutnie tę sferę zrewitalizować, zlikwidować uczelnie, które nie mają żadnych zasobów, ani studentów. Musimy natomiast konsolidować te zasoby, które są. To samo należy robić w sektorze publicznym, tworząc uczelnie badawcze z prawdziwego zdarzenia, łącząc w formułę związku uczelni (z zachowaniem ich tożsamości). Celem autorów projektu jest wzmocnienie sił badawczych, zwielokrotnienie wyników osiąganych w badaniach naukowych, bo to właśnie te wyniki są podstawą wartościowania uczelni na arenie międzynarodowej oraz ich pozycjonowania. Ideą projektu jest zatem, aby dochodziło do konsolidacji nadmiernie rozproszonych zasobów badawczych w Polsce za sprawą związków uczelni. Ma to być „twarda” struktura, nie konsorcjum czy sieć naukowa, tworzona ustawą, czyli porządny, duży, silny uniwersytet, zdolny do tego, aby z wielkimi graczami tego świata – uniwersytetami amerykańskimi i brytyjskimi – stanąć do konkurencji. Polska musi pojawić się na arenie międzynarodowej ze swoimi wiodącymi uczeniami akademickimi, jako zbiór polskich marek w świecie uniwersytetów, ale najpierw trzeba te marki wykreować.
- I dopiero wtedy z najlepszych uczelni badawczych, po latach, wykreują się nasze okręty flagowe – wyjaśniał prof. Woźnicki. - Nie będziemy mianować, ani nominować uczelni flagowych, one muszą same, poprzez swoje wyniki, wygrać konkurencję o tę najwyższą pozycję wśród polskich uczelni.
Jak zostało już wspomniane, pojęcie „uczelni badawczych” pojawia się także w projekcie Erns&Young. Jednak tam oznacza, że te uczelnie już są, a problem polega tylko na tym, że nie zostały one jeszcze „odkryte”. Czyli trzeba się rozejrzeć po kraju, wybrać je i nazwać „flagowcami”.
- A może jeszcze finansować? – Pytał prof. Woźnicki. - Tak nie może być!
Według autorów projektu środowiskowego dopiero wykreowane w przyszłości uniwersytety badawcze będą mogły być kontraktowane w badaniach, ale jednocześnie dostaną najtrudniejsze projekty badawcze do wykonania - ze względu na potencjał przewyższający inne uczelnie. To też nie oznacza, że inne uczelnie nie będą prowadziły badań naukowych, ale w ich misji nie będzie dominowała nauka.
Wśród ważnych tematów, szczególnie dotyczących procesu kształcenia, znalazły się w projekcie środowiskowym propozycje zwiększenia zadań Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego i Państwowej Komisji Akredytacyjnej, rozwój misji konferencji rektorów, zmiana zadań Centralnej Komisji oraz ustanowienie nowych instytucji pośredniczących: Krajowego Punktu Koordynacyjnego dla Ram Kwalifikacji, Polskiej Agencji Wymiany Akademickiej – ze zinstytucjonalizowanym udziałem interesariuszy zewnętrznych. Postuluje się ponadto wprowadzenie jednoetatowości (z vacatio legis), ograniczenie mianowania do profesorów zwyczajnych i nadzwyczajnych, wewnętrznej etatyzacji, uczelnianych systemów płacowo-zadaniowych i spoczynku dla profesorów.
O przyjęciu ostatecznej wersji środowiskowego projektu strategii decydować będzie, na początku maja, zgromadzenie plenarne Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich. W maju br. powinno też dojść do dialogu pomiędzy dysponentami obu projektów o tym, który z nich powinien być przyjęty przez Radę Ministrów jako rządowa strategia. Rektorzy mają nadzieję, że zostanie ona przyjęta na bazie projektu środowiskowego i że nastąpi to jeszcze w tym roku.
Projekt środowiskowy w ocenie przedstawicieli Uniwersytetu Śląskiego
Prof. dr hab. DARIUSZ ROTT, członek Prezydium Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego, Wydział Filologiczny UŚ:
Przedstawiona strategia środowiskowa imponuje swoim rozmachem – to rzeczywiście projekt, którego realizacja może pozwolić na wzrost jakościowy w naszym szkolnictwie wyższym i badaniach naukowych. W mojej opinii dobrze określa stan i uwarunkowania polskiego szkolnictwa wyższego oraz realnie kreśli perspektywy jego rozwoju. Zwrócę uwagę zaledwie na kilka kwestii. Zdaniem autorów strategii należy wzmocnić rolę Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego (połączonej z Radą Nauki). Należy dbać, by nadal było to ciało demokratycznie wybieralne. Rada – co podkreślono w dyskusji nad dokumentem w Katowicach – mogłaby dodatkowo zająć się m.in. kwestiami związanymi z tymi płaszczyznami systemu edukacji, które bezpośrednio dotyczą szkolnictwa wyższego, m.in. egzaminu maturalnego, współpracy szkolnictwa wyższego i ponadgimnazjalnego (błędnie zwanego w dokumencie „średnim”). Z własnych doświadczeń wiem, że współpraca między dwoma ministerstwami: Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Edukacji Narodowej w zakresie np. systemu kształcenia nauczycieli i systemu ich zatrudniania oraz wynagradzania czy kwestia podwyższania kompetencji nauczycieli i kadr zarządzających w oświacie, powinna być znacznie lepsza. Pytanie tylko, jak oceni tę strategię MNiSW, które przecież zleciło stworzenie konkurencyjnego (znacznie bardziej „kosztochłonnego”) dokumentu, tym bardziej, że nie czekając na strategię w listopadzie ubiegłego roku minister Barbara Kudrycka przedstawiła na posiedzeniu Rady Ministrów projekt nowelizacji ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym (w niektórych punktach sprzeczny ze strategiami) i projekt ten został przyjęty przez RM. Obawiam się i coraz częściej takie głosy słychać w naszym środowisku, że ministerstwo, powołując się na obie strategie i dyskusję, i tak zrobi swoje. Oby najbliższe miesiące rozwiały moje obawy…
Prof. UŚ dr hab. MACIEJ SABLIK, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii UŚ:
Zwróciłem uwagę na jeden wątek wypowiedzi prof. Jerzego Woźnickiego. Otóż mówił on o powstaniu tzw. ,,uniwersytetów badawczych”, które miałyby być alternatywą dla ministerialnych ,,flagowców”. Jeśli dobrze zrozumiałem, uniwersytety badawcze byłyby tworami nieco wirtualnymi, które skupiałyby jednostki z rozmaitych uczelni, wykonujące podobne badania. Podczas spotkania chciałem zadać pytanie, na które jednak nie było czasu: gdy się mówi o jednostkach badawczych, to oczywiście do głowy przychodzą instytuty PAN-owskie. Jednak w projekcie strategii nie ma o nich mowy. Dlaczego? Może przymierzając się do reformy polskiego systemu szkolnictwa wyższego i nauki, trzeba by rozszerzyć rozważane podmioty o Polską Akademię Nauk. Byłoby na przykład sensowne, aby Akademia, nie tracąc charakteru korporacji uczonych, była miejscem realizacji kontraktów naukowych. Zamiast etatów proponowałaby warunki do poszukiwań, wolnych od obowiązków dydaktycznych. Wydaje się jednak, że reforma Akademii wciąż jest przed nami.
I prawdopodobnie jeszcze długo tak będzie.
PRZEMYSŁAW GRZONKA, przewodniczący Rady Samorządu Studenckiego Wydziału Nauk Społecznych UŚ:
Ogólne założenia proponowanej, przez Magnificencje Rektorów, strategii rozwoju szkolnictwa wyższego na lata 2010-2020 oceniam pozytywnie. Zwłaszcza te mówiące o konieczności postawienia na jakość kształcenia, w miejsce dotychczasowego nacisku na liczbę osób studiujących, zwiększenia nakładów na kształcenie w przeliczeniu na jednego studenta, gdzie do dziś, np. w odniesieniu do studiów humanistycznych, pokutują stereotypy, iż do nauki wystarcza kartka papieru i ołówek, a także zmianie sposobu przyznawania środków na system grantowy i radykalnym zwiększeniu nakładów na badania naukowe, w stosunku do stanu obecnego. Propozycje te wydają się dobrze przemyślane i możliwe do realizacji. Trzeba jednak pamiętać, że „diabeł tkwi w szczegółach”. Więc jeśli projekt ten stanie się podstawą do dalszych prac, na co mam nadzieję, potrzeba będzie jeszcze wielu wysiłków, by wszystko dokładnie dopracować na poziomie technicznym. Jest dużym wyzwaniem dla reprezentantów środowiska studenckiego – PSRP i samorządów poszczególnych uczelni, by zadbać o wprowadzenie korzystnych dla nas rozwiązań, zwłaszcza w takich sprawach jak stypendia, odpłatność za studia i system jej kredytowania. Liczę jednak na to, że zarówno MNiSW, jak i Magnificencje Rektorzy, wzorem dobrej praktyki Uniwersytetu Śląskiego, będą nas traktować jako partnerów w konstruktywnej dyskusji i nie pozostaną głusi na studenckie postulaty i argumenty.