Ostatnio można było przeczytać w prasie wiele artykułów o budowie campusu 600-lecia Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jego powierzchnia wyniesie tyle, ile obecnie Uniwersytet zajmuje w budynkach porozrzucanych po całym mieście. Można tylko pochwalić te szlachetne pomysły, bo są one dobre zarówno dla studentów jak i dla wykładowców, a także dla samego miasta Krakowa, które stanie się jeszcze piękniejsze. Finansowanie tego projektu, według zapewnień premiera Buzka, nie spowoduje zmniejszenia środków budżetowych dla innych uczelni. Czytając liczne opinie na ten temat zacząłem zastanawiać się jakim campusem może się pochwalić nasz, ponad 30-letni, Uniwersytet Śląski.
Nasza uczelnia jest specyficzna - nie dość, że w Katowicach jej budynki są rozproszone, to dodatkowo niektóre Wydziały znajdują się w innych miastach: Sosnowcu, Chorzowie i Cieszynie. Uniemożliwia to stworzenie campusu z prawdziwego zdarzenia obejmującego wszystkie jednostki naukowe wraz z kompleksem akademików. Natomiast niepodważalnym faktem jest, iż w rejonie ulicy Bankowej skoncentrowana jest największa liczba budynków uniwersyteckich. To tutaj swoje siedziby mają: Rektorat, Wydział Nauk Społecznych, Wydział Matematyki, Fizyki i Chemii, część Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska, Wydział Prawa i Administracji oraz Biblioteka Główna, a także stołówka studencka. Wkrótce powstaną nowoczesne budynki Wydziału Prawa i Administracji, a także długo oczekiwany gmach Biblioteki Głównej, które powiększą jeszcze obszar zajmowany przez Uniwersytet Śląski w pobliżu centrum Katowic.
Można byłoby zastanowić się teraz, czy jest szansa na taką zmianę obrazu uczelni w rejonie ulicy Bankowej, aby można było pomarzyć o campusie? Wiadomą sprawą jest, że Uniwersytet Śląski nie uzyska tak dużych dodatkowych sum z budżetu jak krakowska uczelnia, ale moim zdaniem, zdaniem studenta, istnieje możliwość zmiany obecnego stanu rzeczy.
Po pierwsze należałoby zająć się poprawą otoczenia budynków. Te wątpliwe perły architektury mogą dużo zyskać w wyniku rozsądnego planu zagospodarowania terenów wokół nich. Obecnie sytuacja w tym względzie nie jest zadowalająca. Skwerek obok Instytutu Fizyki im. Augusta Chełkowskiego już długo czeka na kogoś, kto ustawi nowe ławki i zaklei dziury w wąskich, asfaltowych alejkach. Popatrzmy dalej. Przed bocznym wejściem na WNS kierowcy urządzili sobie parking, choć plac ten niewiele ma z parkingiem wspólnego: błoto jest tutaj na porządku dziennym. Kierując się w stronę stołówki musimy iść po popękanych betonowych płytach, które z pewnością zostały tu ustawione tymczasowo. Z prawej zaś strony jawią się ruiny jakiegoś niedokończonego budynku. Nie lepiej jest w okolicach Rawy, gdzie sterty śmieci nikogo już nie dziwią. Bez komentarza pozostawiam walory zapachowe rzeki i jej co cenniejsze skarby: lodówki, fotele i inne. Na koniec należałoby wspomnieć, iż ulica Bankowa jest newralgicznym ciągiem komunikacyjnym miasta, a hałas jaki się z tym wiąże nie pomaga studentom w przyswajaniu wiedzy.
Ta pobieżna analiza wykazała, że na najbliższe lata pracy jest sporo. Wydaje się jednak, że jest realna szansa, aby zmiana na lepsze dokonała się stosunkowo szybko, jeśliby tylko władze uczelni porozumiały się z miejskimi włodarzami. Nie od dziś wiadomo, że Katowice chcą zerwać ze stereotypem miasta górniczo-hutniczego na rzecz wizerunku inteligenckiego i biznesowego. Miasto robi wiele, aby swoje życzenia wcielić w życie i, jak dowodzi chociażby nieodpłatne przekazanie gruntu pod budowę Biblioteki Głównej, jest zainteresowane rozwojem Uniwersytetu Śląskiego. Nasza uczelnia powinna te sprzyjające okoliczności w pełni wykorzystać.
Już pod koniec tego roku prace przy renowacji koryta Rawy rozdzielającej tereny uniwersyteckie na dwie części, dojdą do ulicy Bankowej. Nastąpi wtedy znaczna poprawa otoczenia wokół rzeki, a jej nieprzyjemny zapach zniknie po wybudowaniu oczyszczalni. Przy tej okazji warto zastanowić się nad pozyskaniem wszystkich działek przylegających do rzeki w rejonie Bankowej, a zajmowanych obecnie przez m.in. MPGK Katowice. Te tereny po odpowiedniej adaptacji mogłyby stać się atrakcją przyszłego campusu, bo przecież brakuje studentom prawdziwej oazy spokoju: zieleni, ławek i błogiej ciszy. Po wybudowaniu zaś ulicy Nowogranicznej będzie możliwość zamknięcia lub też znacznego ograniczenia ruchu na ulicy Bankowej.
Dopiero wtedy będzie mógł powstać zwarty obszar uniwersytecki zasadniczo różniący się od obecnego. Mógłby on stać się nowym symbolem stolicy Górnego Śląska, doskonale wpisującym się w strategię urzędników z Młyńskiej. Jednak żeby można było pomarzyć o utworzeniu w ciągu kilku lat campusu na miarę 30-letniego Uniwersytetu Śląskiego oraz 400 tysięcznego miasta z dużymi ambicjami należy już teraz zakasać rękawy i zabrać się do pracy. Ta praca powinna być jednak przede wszystkim poprzedzona przedrostkiem „współ”, bo bez tego kolejne roczniki studentów będą narzekać na brak akademickiej atmosfery w Katowicach. W obliczu zbliżającego się wielkimi krokami niżu demograficznego i coraz lepszej oferty edukacyjnej prywatnych szkół wyższych katowicki uniwersytet nie może sobie pozwolić na złe opinie u studentów. Po prostu zbyt wiele to kosztuje.
Na koniec nie pozostaje mi nic innego jak tylko, w imieniu całej społeczności akademickiej, zachęcić zarówno uczelnię jak i miasto do współdziałania. Zatem czekamy z niecierpliwością na obszerne publikacje w prasie na temat powstania campusu uniwersyteckiego, ale już nie w Krakowie, ale w Katowicach.
Autor jest studentem III roku politologii
na Wydziale Nauk Społecznych UŚ.