Już myślałem, że nasze uniwersyteckie wybory będą jedynym festiwalem wyborczym w bieżącym roku, bo przecież p. Lepper, Szela naszych czasów i ulubieniec mediów przestał blokować drogi i zaczął blokować wymiar sprawiedliwości. Gdyby dalej blokował drogi i natarczywie domagał się ustąpienia wszystkich zewsząd, to może w końcu rząd dla świętego spokoju by ustąpił, wyprzedzając w ten sposób prezydenta, papieża, Kofi Anana i samego Pana Boga, bo żadna z tych osób na dłuższą metę nie jest w stanie zadowolić żądań polskich włościan. Na razie jednak p. Lepper zajął się trzecią władzą. Wielkiej krzywdy sobie nawzajem nie czynią, choć sześć złotych opłaty sądowej, które miał zapłacić naczelnik ludu polskiego było dowodem bezwzględnego okrucieństwa i premedytacji z jaką niszczy się polską wieś. Odwracając jednak znane przysłowie, można by powiedzieć, że gdzie dwaj mają korzyść, to trzeci musi tracić. Wśród licznej rzeszy,, trzecich" nie brak i studentów prawa Uniwersytetu Śląskiego, którzy nieraz za ciężkie pieniądze uczą się czegoś, co kompletnie nie przystaje do rzeczywistości. Na szczęście bywają jeszcze nauczycielki, które mylnie wpisują numer NIP-u w zeznaniu podatkowym, zdarzają się emeryci, którzy przekraczają jezdnię w miejscu niedozwolonym oraz niezbyt rozgarnięci rodacy, którzy ośmielają się podnieść rękę na bandytę. Dzięki nim prawo wciąż może być egzekwowane i wobec nich nasi absolwenci będą mogli z całą surowością wykorzystać wiedzę wyniesioną z wykładowych sal. Poza tymi nielicznymi wyjątkami rzeczywistość niewiele sobie z prawa robi; nawet zresztą w bezpośrednim sąsiedztwie uczelni widać, że nie ma takiej możliwości aby prawo sobie poradziło z p. Lepperem, skoro nie może sobie poradzić z nagminnym łamaniem zakazu wjazdu na uniwersytecki parking. Podobno nie ma takiej siły, żeby ten zakaz wyegzekwować.
Rozpisałem się o prawie, a miało być o wyborach. Rządu nie wybieramy, ale i tak uniwersytecka kampania elekcyjna ma poważną konkurencję. Gdyby słuchać mediów, gdyby patrzeć na billboardy, gdyby wreszcie rozejrzeć się po uniwersyteckich wnętrzach, to temat wyborów rektora oraz innych ważnych w naszej społeczności osób, mówiąc delikatnie, nie dominuje. Dominuje kwestia wyboru funduszu emerytalnego. Nawet surowe korytarze naszych naukowych klasztorów ożywiły różnobarwne postery różnych firm, którym się zdaje, że zrobią tu niezły interes. Prawdę mówiąc, wychodzi tu na jaw, że te fundusze w znacznej części są pochodzenia obcego i opierają się na niepolskich doświadczeniach. Tam, za Odrą albo za Atlantykiem, określone siły i środowiska doprowadziły do tego, że pracownicy uczelni stanowią stabilną i przyzwoicie uposażoną grupę zawodową. My tutaj nad Wisłą odrzucamy ten wraży model, który trąci deprawacją. Aby zachować siermiężną cnotę, specjalnie wysyłamy do rządu wciąż nowych profesorów: zwykły minister z maturą mógłby wpaść na nieszczęsny pomysł zwiększenia nakładów na szkolnictwo wyższe. Minister z tytułem nie ulegnie i dopilnuje, aby jego koledzy hartowali się w tradycyjnej biedzie. Nie zwiedzie go głos profesora Lestera Thurowa z MIT, który w jednym z kwietniowych numerów tygodnika Wprost powiedział: ,, Pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić w Polsce, jest podniesienie poziomu edukacji ludności chłopskiej, z którą macie i będziecie mieli najwięcej kłopotów. Bez dobrze wykształconego społeczeństwa nie ma szans na sukces. Najważniejszym zadaniem rządu powinno być wykształcenie społeczeństwa. Wszystko inne jest bez porównania mniej ważne. Jeśli rząd nie potrafi lub nie chce tego zrobić, Polska - jako kraj ludzi słabo wykształconych - musi przegrać. " No i proszę, taki ten amerykański profesor uczony, a tu androny opowiada. Przecież każdy widzi w TV, że w Polsce słabo wykształcony wygrywa z lepiej wykształconymi. To po co się uczyć? Ustawić traktor na szosie to i bez gimnazjum można.
Ale miało być o wyborach. Nie będę się wypowiadał na temat szans poszczególnych kandydatów, zwłaszcza, że w chwili, gdy piszę ten felieton mogę jedynie zgadywać ich nazwiska. Przede wszystkim nie będę mówił kogo popieram, bowiem zauważyłem dużą korelację pomiędzy wyrażonym przeze mnie poparciem a słabym wynikiem mojego faworyta. Kimkolwiek jednak będziesz, Magnificencjo, powinieneś wiedzieć, że przykład Leppera działa. Zapewne nikt tu nie zablokuje dostępu do laboratorium, ani przejścia do bufetu z kawą - szczególnie to ostatnie byłoby poniżej poziomu humanitaryzmu, właściwego akademikowi. Jednak tzw. ,, czynniki obiektywne" stają się dla członków społeczności równie obce, jak argumenty ekonomiczne dla Leppera. Można oczywiście kontynuować narzekania na rząd, jednak coraz trudniej zrozumieć, dlaczego w miarę kolejnych kosmetycznych zabiegów zwanych podwyżkami uposażeń, powiększa się różnica pomiędzy zarobkami pracowników Uniwersytetu a zarobkami ich kolegów z ościennych uczelni. Uniwersytet ma przed sobą wspaniałą przyszłość, co piszę bez żadnej złośliwości. Dobrze byłoby wiedzieć, jaką mają przyszłość jego pracownicy. Składają się na to zresztą nie tylko uposażenia. Słyszy się ostatnio o poważnych restrykcjach w polityce awansowej względem osób ze stopniem doktora habilitowanego. Czy wiara w misję uniwersytetu wystarczy, aby latami kontentowali się stanowiskiem adiunkta?
A tak w ogóle to gratuluję, a nawet współczuję Magnificencji - Elektowi. Nie jest to łatwy kawałek chleba, zwłaszcza dla kogoś, kto wybrany zostaje dzięki powszechnie cenionym przymiotom ducha i umysłu, zaś przyjdzie mu borykać się z odrażającą cielesnością remontów, niedostatków, kredytów, długów, algorytmów, awansów, rotacji i tego wszystkiego, o co nie pytają recenzenci magisterium, doktoratu, habilitacji i profesury. Tym bardziej więc życzę powodzenia.