czyli o paryskiej "Kulturze"

ŚLADAMI JULIUSZA MIEROSZEWSKIEGO

Juliusz Mieroszewski Należy najpierw wsiąść do szybkiej kolei podmiejskiej RER na paryskim placu de Gaulle'a. Podziemna stacja leży dokładnie pod Łukiem Triumfalnym. Po dwudziestu minutach i minięciu kilku stacji, pociąg zatrzymuje się w Maisons - Laffitte.

Niewielkie, nieco ponad dwudziestotysięczne miasteczko słynie z organizowanych tu wyścigów konnych. Posiada też XVII - wieczny pałac, w którym obecnie znajduje się państwowe muzeum. Zbudowany przez markiza de Maisons, przechodzący przez różne ręce, trafił wreszcie w posiadanie bankiera Filipa Laffitte'a, który dodał swoje nazwisko do starej nazwy Maisons sur Seine. Oto historia pałacu i nazwy miasteczka.

Dźwięk słów "Maisons - Laffitte" był jednak dla wielu Polaków w kraju i na obczyźnie symbolem niezależności, nierozerwalnie kojarząc się z "Kulturą". Po przeniesieniu się z Włoch do Francji, od 1948 roku to tu właśnie działa Instytut Literacki Jerzego Giedroycia; wydawana jest "Kultura", "Zeszyty Historyczne", i seria książkowa "Biblioteka Kultury". Po wyjściu ze stacji idzie się pod górę niewielką ulicą, po której mknie szybko szereg samochodów i motocykli. Trudno się przyzwyczaić przybyszowi z Europy Wschodniej do tak dużego ruchu ulicznego w małym miasteczku. Po przejściu dłuższego odcinka, po lewej stronie ogrodzenie z rosnącymi tuż za nim krzewami, przez które prześwituje znany miłośnikom literatury i badaczom najnowszej historii dom. Siedziba redakcji "Kultury" leży na granicy z sąsiednim miasteczkiem Le Mesnil - le - Roi, a prowadzą do niej wejścia z dwóch stron, leżące przy dwu różnych ulicach. Drugi, mniej znany adres, używany bywał w latach komunizmu, służąc jako kamuflaż....

* * *

Maisons-Laffitte, Instytut Literacki Drzwi wielkiego domu otwiera tym razem sam Jerzy Giedroyc. Tuż za nim Zofia Hertz, druga najważniejsza osoba w "Kulturze", której znajomość z redaktorem datuje się jeszcze na lata wojny, czasy II Korpusu Armii Polskiej na Bliskim Wschodzie. Po przejściu szerokiego hallu, z wiszącymi na ścianach portretami związanych z "Kulturą" pisarzy, pędzla mieszkającego tu aż do śmierci Józefa Czapskiego, wchodzimy do gabinetu Jerzego Giedroycia. Pokój przeszklony, ze spowitymi teraz półmrokiem zbliżającego się wieczoru regałami książek, półkami teczek z korespondencją redakcyjną i tematycznie ułożonymi artykułami do dawnych i przygotowywanych dopiero numerów "Kultury", robi duże wrażenie, mówiąc wiele o osobowości gospodarza. Redaktor Giedroyc zasiada za sporym biurkiem, zasłanym książkami i czasopismami, zapala papierosa. Zaczynamy rozmowę o Juliuszu Mieroszewskim, rejestrowaną przez dyktafon.

Twórca "Kultury", podkreślający wielokrotnie, że Mieroszewski należał do najważniejszych jej publicystów, napisał w swojej "Autobiografii na cztery ręce", że do tak bliskiej mu twórczości nie ma niezbędnego dystansu. Przyznaje też, że Londyńczyk otworzył przed nim nieznany mu świat Zachodu. Studiując bardzo wnikliwie francuską i angielską literaturę polityczną, stał się dla redaktora cennym uzupełnieniem poglądów i ocen. Słuchając niezwykle lakonicznych i zwięzłych zdań, wypowiadanych przez Giedroycia w bezpośredniej rozmowie, odkrywa się także inną prawdopodobną zbieżność. Brak zbędnych ornamentów słownych, oszczędność i zwięzłość w formułowaniu myśli, tak charakterystyczne dla publicystyki Mieroszewskiego, nie mogły pozostać bez znaczenia dla redaktora opiniotwórczego pisma, uważającego, że bardziej od literackich deklaracji i wzniosłych programów liczy się skuteczność w działaniu, przystawalność do aktualnych realiów.

* * *

Redakcja paryskiej Za najważniejszą w dorobku myślowym Mieroszewskiego ideę uważana bywa koncepcja zbliżenia Polski z sąsiadami ze Wschodu, narodami Litwy, Białorusi i Ukrainy. Program polityki wobec państw ULB, sformułowany już na początku lat pięćdziesiątych, zawierał przede wszystkim postulat pojednania polsko - ukraińskiego, co było zgodne z linią polityczną "Kultury" w tej sprawie. I choć Mieroszewski nie był inicjatorem tego tematu na łamach pisma, to właśnie jego artykuły rozwinęły problem, nadały mu pożądany kształt. Warto pamiętać, że kwestię uregulowania stosunków ze wschodnimi sąsiadami dyskutowano w "Kulturze" w czasach, gdy większość emigracji (pochodzącej często z tzw. kresów wschodnich) postulowała powrót wschodniej granicy Polski do kształtu sprzed II Wojny Światowej. Paradoksalnie, nie kwestionowano w "polskim" Londynie położenia granicy na Odrze i Nysie, choć generalnie negowano przecież jałtańskie rozstrzygnięcia w sprawie granic. Podobna niekonsekwencja dotyczyła kwestii zadośćuczynienia terytorialnego; jakkolwiek przed 1939 rokiem przyłączone teraz ziemie zachodnie zamieszkiwało niewielu Polaków, nie widziano w fakcie przyłączenia nic złego, negując natomiast oderwanie ziem wschodnich od Polski, mimo znacznie większego odsetka ludności ukraińskiej na tym terenie.

Mieroszewski wychodził z założenia, że podstawą normalizacji stosunków z Ukrainą jest pozbycie się takich resentymentów, kompromis terytorialny. Nie traktował ziem kresowych, jako niezbędnego atrybutu suwerenności i niepodległości; wręcz przeciwnie - dowodził, że dobra jakość stosunków z potencjalnie silną, dużą terytorialnie Ukrainą, może stać się w przyszłości znaczącym atrybutem bezpieczeństwa w tej części Europy. Bezpieczeństwa, co ważne, w czasach Europy wolnej, o czym, formułując swoje koncepcje, był święcie przekonany. I choć dzisiaj, kiedy niepodległość państw ULB stała się faktem, uważamy te postulaty za coś zupełnie oczywistego, to w czasach ich formułowania uważane bywały często za futurologiczne przepowiednie, nie mające pokrycia w faktach. Mieroszewski przestrzegał wreszcie, że pretensje terytorialne pod adresem Ukrainy, mogą spowodować jej zbliżenie z Niemcami, co oznaczało by powtórzenie znanego sprzed wojny układu "okrążenia", zmuszenie do prowadzenia polityki dwubiegunowej.

Nie sposób w myśleniu o kwestii wschodniej pominąć znaczenia Rosji i w publicystyce Mieroszewskiego odgrywała ona ważną rolę, choć koncepcje te ulegały zmianom w miarę, jak zmieniał się sposób geopolitycznego myślenia Londyńczyka. O ile na początku był zwolennikiem walki przeciwko ZSRR "na wszystkich dostępnych nam polach i w każdej dostępnej nam formie", to w latach późniejszych uznał metody siłowe w zimnowojennym układzie sił za bezcelowe, formułując przekonanie, że ewolucyjność zachodzących w imperium zmian musi w rezultacie doprowadzić do jego rozpadu. Zauważał jednak, że problem rosyjski i wówczas będzie dla Polski obowiązujący, wymagający rozwiązania. Takie porozumienie polsko - rosyjskie winno być jednak poprzedzone zmianą negatywnego myślenia, spojrzeniem na sąsiada, jako partnera, odrzuceniem martyrologicznych refleksji i zadawnionych zadrażnień.

Mieroszewski proponował "demokratyzację" ZSRR, swoisty "eksport europejskości", co miałoby neutralizować zgubne skutki mechanizmów komunizmu, zarówno wewnątrz imperium, jak i w państwach satelickich. Taka miała by być rola Polski, państwa najbardziej geograficznie i kulturowo zbliżonego do Zachodu.

Według Londyńczyka, jedynie ewolucyjne przekształcenie Sowietów w swoisty Commonwealth, związek suwerennych państw, plus równoczesna niepodległość państw ULB (by nie stały się one przedmiotem rozgrywki w normalizacji stosunków polsko - rosyjskich), miały być niezbędnym warunkiem do ułożenia wzajemnych relacji, ale i zwiększenia szans na niepodległość Polski. Mieroszewski zdawał sobie sprawę z istniejących po obu stronach stereotypów, dogmatyzmu myślowego. Jego program wschodni, krytykowany przez powojenną emigrację "londyńską", zakładał jednak wyjście poza dotychczasowe schematy myślenia, Chodziło tu zwłaszcza o zarzucenie polskiego myślenia "mocarstwowego", zakładającego, że geopolityczne położenie Polski usprawiedliwia jej potrzebę terytorialnej hegemonii; posiadania zarówno obszarów zakreślonych granicami traktatu ryskiego (1921), jak i linią, wyznaczoną przez Odrę i Nysę...

* * *

Redaktor Giedroyc zapala kolejnego papierosa. Odpowiada na moje pytania krótkimi zdaniami; sprawdza się, powtarzana wielokroć opinia, że nie jest łatwym rozmówcą. Ale może to także kwestia osoby pytającego...

"Kultura" od samego początku chciała być pismem reagującym na krajowe wydarzenia, niezależnie od tego, że zachodziły one w kraju niesuwerennym. Był to kolejny punkt niezgody z emigracją skupioną wokół londyńskiego ośrodka władzy, uważającą, że bez zupełnej niepodległości rozpatrywanie sytuacji w kraju mijałoby się zgoła z celem. Mieroszewski zdawał sobie sprawę z nieodwracalności przemian historycznych, a więc błędu tkwienia w minionej przecież, nierealnej rzeczywistości, jaki popełniali jego adwersarze. Z tej postawy wynikała bardzo ważna cecha myślenia Londyńczyka, cecha programu ideowego "Kultury". Było nią przekonanie, że nie należy myśleć kategoriami raz ustalonego porządku, raz sformułowanej ideologii. Koncepcje polityczne Mieroszewskiego ewoluowały więc, w miarę zmiany sytuacji geopolitycznej na świecie. "Zmieniam taktykę, bo polityka nie jest sakramentem; [... ] Trzeba umieć zachowywać zasady i zmieniać poglądy" - te, napisane po latach przez Giedroycia, a tożsame z tym, co myślał Mieroszewski słowa, bywały jednak często postrzegane jako dowód niekonsekwencji, czy braku jednolitej koncepcji politycznej "Kultury".

Londyńczyk uważał, że przywrócenie Polsce niepodległości jest głównym celem polskiej polityki, co jednak nie wyklucza rozpatrywania "półśrodków" - rozwiązań, dotyczących aktualnej polskiej sytuacji kraju zniewolonego. W publikacji o znaczącym tytule "Karty na stół" ("Kultura" nr 99/styczeń 1956) pisał: "W imię pełnej wolności nie odrzucamy półwolności w imieniu tych, którzy od lat 16 pozbawieni są w ogóle wolności". To konsekwencją takiej postawy był, udzielony przez "Kulturę" po Październiku 1956, kredyt zaufania dla Gomułki (z którego później się wycofała), a w latach późniejszych zarysowanie się zrębów tzw. koncepcji ewolucjonizmu.

Zakładała ona ewolucyjną, odśrodkową zmianę oblicza komunizmu w krajach Europy Środkowo - Wschodniej. Po 1956 roku poprawiła się nieco jakość stosunków Wschodu z Zachodem, oddalająca ewentualność wybuchu światowego konfliktu. Teoria wewnętrznej ewolucji systemu miała więc pewne szanse na realizację. Mieroszewski postulował, by, zamiast likwidować komunizm, zmieniać jego oblicze. Co ważne - nie miał to być cel sam w sobie, a jedynie etap służący późniejszemu rozkładowi całej doktryny. Teoria ewolucjonizmu spotkała się z krytyką londyńskiej emigracji, dla której punktem wyjścia do dyskusji miała być całkowita "likwidacja" komunizmu, nie zaś jego przekształcanie.

Dla Mieroszewskiego potwierdzeniem słuszności teorii ewolucjonizmu stała się czechosłowacka "praska wiosna". I choć dubczekowe budowanie "socjalizmu z ludzką twarzą" rozjechane zostało przez czołgi bratnich armii Układu Warszawskiego, dla Londyńczyka był to ważny przyczynek do konstatacji, że efekt wydarzeń 1968 roku trwale wpłynie na sytuację w bloku wschodnim. Podobnie, mimo ich klęski, rozpatrywał wypadki Grudnia 1970 roku w Polsce. "Wartość każdego kryzysu polega na tym, że przyspiesza krystalizację pewnych problemów" - pisał w 1971 roku, w artykule "Refleksje grudniowe".

* * *

Jerzy Giedroyc uważa, że zarówno za życia Mieroszewskiego, jak i obecnie, ponad dwadzieścia lat po śmierci Londyńczyka, dyskutanci, próbujący zmierzyć się z jego poglądami, nie znają zbyt dokładnie całości jego publikacji. Nie jest to łatwe: w samej "Kulturze" zamieścił ponad 450 artykułów. Pewną trudność sprawia również rozległość podejmowanych tematów, wielość interesujących go dziedzin, rozproszenie informacji z danego zakresu zainteresowań. "Ale ilość osób rozumiejących koncepcje Mieroszewskiego znacznie wzrosła - mówi mi redaktor - choć dotyczy to raczej niezależnej inteligencji, niż naszych elit politycznych... "

Część wschodniego programu "Kultury" wykorzystuje w swej polityce zagranicznej prezydent Kwaśniewski. Ale tak dużo jeszcze zostało do zrobienia... I to nie tylko w gabinetach polityków, ale na "niższym szczeblu", w spojrzeniu zwykłego Polaka na Ukraińca, Litwina, czy Białorusina. Moje obawy o skuteczność dobrych stosunków sąsiedzkich w czasach przestępczości zorganizowanej, przybyłej zza wschodniej granicy, czy nieprzychylnych spojrzeń na ogromne ilości handlujących, Giedroyc nazywa właśnie owym polskim "spojrzeniem z góry", przyczyną niewłaściwych ocen i nieporozumień w patrzeniu na wschodnich sąsiadów. Czy aby jednak do końca?...

Mieroszewski zmarł w czerwcu 1976 roku, tuż przed wypadkami w Radomiu i powstaniem KOR-u, kilka lat przed "Solidarnością". 13 lat po jego śmierci Polska stała się krajem suwerennym, w dwa lata później rozpadł się Związek Radziecki. Ale zwiastuny tych wydarzeń widoczne są w jego publicystyce. Był przekonany, że przemiany społeczne w Polsce dokonają się przy współudziale robotników i inteligencji. Już w latach siedemdziesiątych pisał o następnej Wiośnie Ludów w końcu wieku XX, nadającej nowy kształt wizerunkowi Europy i Świata. I mimo, że wiele z jego postulatów politycznych wciąż czeka na realizację, wychodzę z redakcji "Kultury" po skończonej rozmowie w przekonaniu, że droga do ich spełnienia nie jest tak bardzo odległa...

C. D. N.

P. S. Po oddaniu pierwszego odcinka tej relacji, z nieznanego mi powodu dodano do nazwiska redaktora "Kultury" kreskę nad "c" ( "Giedroyc"). W książce o Giedroyciu, pióra Ewy Berberyusz, czytamy m. in. : "Kreseczkę [... ] zgubiono za granicą dla wygody. Zresztą z punktu widzenia etymologii taka pisownia jest uprawomocniona [... ]". Od siebie mogę dodać jedynie tyle, że pisownię "Giedroyc" można spotkać w każdej książce, poświęconej "Kulturze", w tym również w tak ważnej serii, jaką jest, wydawany przez "Czytelnika" cykl "Archiwum Kultury".

Autorzy: Mariusz Kubik