SZUKAJMY TEGO, CO ŁĄCZY

(Komentarz do wypowiedzi Pana Prof. dr hab. Jana Malickiego, Dyrektora Biblioteki Śląskiej "Osobno. Głos wolny, wolność ubezpieczający" w "Gazecie Uniwersyteckiej" nr 7 [63] z kwietnia 1999 r. )

Zanim przystąpię do komentarza, pragnę podkreślić moje uznanie dla Pana Dyrektora Biblioteki Śląskiej i prawdziwy szacunek dla jego dokonań. Doprowadził On do urzeczywistnienia projektu prawie niemożliwego do realizacji - budowy i wyposażenia Jego Biblioteki. Już z tego powodu Profesor Jan Malicki powinien być jednym pierwszych kandydatów do Honorowego Obywatelstwa Województwa Śląskiego. Ze względu na tę estymę, czuję się jednak zobowiązany wewnętrznie do skomentowania jego tekstu.

Ze smutkiem i pewnym zażenowaniem przeczytałem wypowiedź prof. dr. hab. Jana Malickiego "Dyrektora Biblioteki Śląskiej, Z-cy Przewodniczącego Krajowej Rady Bibliotecznej, Przedstawiciela tejże Rady ds. Narodowego Zasobu Bibliotecznego" [cytat z podpisu pod tekstem].

Najpierw wyjaśnię zażenowanie. Autor w podpisie nie zamieścił informacji, że jest także od wielu, wielu lat pełnozatrudnionym profesorem Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Śląskiego, także Kierownikiem Zakładu Historii Literatury Średniowiecza i Renesansu. Zatem te części komentowanej "wypowiedzi" Pana Profesora, które mówią o spojrzeniu z zewnątrz na problemy Biblioteki Głównej Uniwersytetu nie są "zewnętrzne", a tym samym niekoniecznie może tak obiektywne jak sugeruje Autor.

Nie znałem tekstu autorstwa Pani Mgr Wandy Dziadkiewicz przed podaniem go do druku. Nie spodziewałem się także, że Redakcja "Gazety Uniwersyteckiej" ("GU") umieści, może prowokacyjnie, fotografię Biblioteki Śląskiej na okładce. Myślę, że dla wszystkich redaktorów właściwe jest wyszukiwanie tematów ważnych dla społeczności, wśród której pracują. Stwierdzam, że nie mógłbym się podpisać pod wszystkimi tezami artykułu Pani Dyrektor Biblioteki Głównej naszego Uniwersytetu. Nie był to więc, co podkreślam z naciskiem, artykuł "odzwierciedlający poglądy władz Uniwersytetu Śląskiego". Sądzę jednak, że postawione przez autorkę pytanie "Razem czy osobno? " było i pozostanie długo otwarte. Tak długo aż wszystkie aspiracje i potrzeby edukacyjne i kulturalne w Katowicach i Województwie Śląskim zostaną zaspokojone. Chciałbym dożyć tej chwili.

Drugi powód zażenowania wynika z faktu przywoływania przez Pana Dyrektora Biblioteki Śląskiej minionej samorządowej kampanii wyborczej. Uważam, że osoba zainteresowana, "strojąc się w nie swoje piórka", winna nie tylko przegrać, ale czuć się bardziej niż nieswojo. I tu się zgadzamy. Jednakże, obserwując eksponowanie tej sytuacji w wiele miesięcy po wyborach czuję niesmak.

Mój, wspominany na wstępie, smutek wynika z szerszego spojrzenia na problemy nauki i edukacji na Górnym Śląsku. A w tym kontekście na funkcję Biblioteki Śląskiej. Nasz Region jest i wkrótce znajdzie się w pełni, w bardziej niż trudnym okresie restrukturyzacji przemysłu ciężkiego i górnictwa. Zmiany w gospodarce i ugruntowanym długą tradycją sposobie życia narzucają ogromną rolę uczelniom śląskim. Skalę wyzwania społecznego co do potrzeb edukacji na poziomie akademickim przedstawiliśmy w dokumencie "Uniwersytet 2000", jako oszacowanie minimalnych akademickich potrzeb edukacyjnych regionu na przykładzie Uniwersytetu Śląskiego.

Jak to się ma do relacji Biblioteka Śląska - Uniwersytet? Mniemam, że wszyscy winniśmy współdziałać dla regionu. Jednakże w wypowiedzi Pana Dyrektora czytam: "Na ogólną liczbę 1572 pracowników naukowych Uniwersytetu Śląskiego zapisane są w Silesiance [chyba próba analogii do "Jagiellonki"] zaledwie 103 osoby, co stanowi zaledwie 6, 55% wszystkich nauczycieli akademickich. Nie korzysta więc z zasobów śląskiej książnicy aż 93, 45% (sic!) uniwersyteckich naukowców... Również i studenci Uniwersytetu rzadko odwiedzają Bibliotekę Śląską. Na ogólną liczbę 37 769 studentów jedynie 1551 osób jest czytelnikami naszej biblioteki. Stanowi to zaledwie 4, 11 wszystkich osób studiujących" (cytaty ze wspomnianego tekstu w "GU"). Jak można to interpretować? Dwojako:

1) Biblioteka Śląska w obecnej formule i ofercie nie jest atrakcyjna dla wymienionych powyżej grup akademickich: pracowników naukowych i studentów naszego uniwersytetu;

2) Pracownicy i studenci Uniwersytetu Śląskiego są po prostu nieukami lub ignorantami i nie korzystają ze wspaniałych, nowocześnie udostępnianych zasobów Biblioteki Śląskiej, które oferują niemal wszystko wszystkim.

Sądzę, że obie, przerysowane interpretacje są nieprawdziwe. Rzeczywistość jest bardziej skomplikowana.

Dla mnie, geografa - zajmującego się współczesnymi procesami geomorfologicznymi i przyrodą Arktyki - "Silesianka" stanowi mało zasobne źródło prac i informacji (co stwierdzają także moi magistranci). Sądzę, że jest podobnie dla większości fizyków, matematyków, biologów... Może jednak ja wykazuję tutaj ignorancję?

Nie mogę wszakże zrozumieć, dlaczego tysiące studentów wydziałów humanistycznych i społecznych Uniwersytetu nie zapisuje się do Biblioteki Śląskiej? Może nie ma tam nic naprawdę ważnego dla nich? Może winna ta wspomniana poprzednio przez Dyrektora wielka ignorancja profesury? [W to akurat wyraźnie wątpię, ponieważ znam na przykład osiągnięcia Wydziału Filologicznego UŚ oraz najnowsze, wysokie oceny Komitetu Badań Naukowych dla większości naszych wydziałów, a nie da się przecież rozwijać nauki bez wiedzy opartej na publikacjach dostępnych w bibliotekach].

Co zatem wynika z tych rozważań ? Nowoczesna Biblioteka Śląska nie jest i prawdopodobnie nie będzie integralną częścią systemu edukacyjnego Województwa Śląskiego na poziomie akademickim. Ciekawy jestem ilu pracowników naukowych i studentów oraz z jakich państwowych i niepaństwowych uczelni w regionie przyciąga Biblioteka Śląska? Nie znam odpowiednich danych. Mam jednak nadzieję, że są one łatwo osiągalne. Zastanawiam się więc, kto stanowi "klientelę" tej wspaniałej biblioteki? Nie chciałbym domniemywać, że Biblioteka Śląska" stała się rodzajem "Wieży z Kości Słoniowej" dla niewielkiej elity intelektualnej Śląska.

Podkreślam raz jeszcze mój szacunek dla Autora komentowanej tutaj wypowiedzi. Wiem jednak, że małe środowisko naukowe i akademickie naszego Regionu winno jednoczyć się wokół wspólnych, ważnych dla Tej Ziemi, wyzwań i zadań społecznych. Spieranie się: "razem, czy osobno" niczego nowego nie przyniesie. Przy dramatycznych wyzwaniach edukacyjnych restrukturyzowanego gospodarczo regionu należy konsolidować wysiłki, by im sprostać wyzwaniom oraz aby efektywniej wydawać pieniądze podatników przeznaczone na ten cel. Jest tutaj także miejsce dla Biblioteki Śląskiej. Nie chciałbym widzieć jej w przyszłości jako instytucji wyizolowanej - będącej na dystans w stosunku do problemów i potrzeb Regionu.

Pragnę, aby mój komentarz nie był traktowany jako próba skłócenia i tak już mocno zdezintegrowanego środowiska naukowego i kulturalnego Śląska. Chodzi o świadome poszukiwanie rozwiązywania wspólnych problemów, problemów społeczności, w której żyjemy i której służyć winniśmy. Szukajmy tego, co łączy.

Prof. dr hab. Jacek Jania,
Prorektor do Spraw Nauki
Uniwersytetu Śląskiego

Autorzy: Jacek Jania