Szanowny Panie Redaktorze!
W nawiązaniu do szeregu wypowiedzi profesora Grzegorza Rackiego na łamach naszego miesięcznika GU i Jego polemiki z prof. Zbigniewem Żmigrodzkim pragnę dorzucić swoje trzy grosze.
1. To czym się zajmuje i o czym pisze prof. Racki nie jest naukometrią, ale bibliometrią. Jest to badanie metodami ilościowymi (statystycznymi) piśmiennictwa, również naukowego i technicznego w oparciu o opisy i spisy bibliograficzne (takim jest filadelfijski indeks cytowań!) i statystyki wydawnictw. Tradycja bibliometrii w Europie sięga XVIII wieku. W Instytucie Bibliotekoznawstwa i Informacji Naukowej wykłady, seminaria i prace magisterskie poświęcone bibliometrii prowadzono od początku lat 70-tych, o czym wspomina Z. Żmigrodzki. (Por. Bibliografię prac magisterskich wykonanych w Instytucie za lata 1978-1981, s. 34-37 dotyczących publikacji Uniwersytetu Śląskiego w l. 1968-1978 wg wydziałów i kierunków. ).
2. Badania naukometryczne, jedna z metod współczesnego naukoznawstwa dotyczy szeroko pojętej nauki, a więc ludzi, rzeczy, procesów i zjawisk naukowych, m. in. i piśmiennictwa naukowego, występujących w sposób masowy. Jak dotąd prof. G. Racki nie ujawnił wyniku podobnych badań dotyczących Uniwersytetu Śląskiego.
3. Badania bibliometryczne ukazują tylko stosunki ilościowe występujące w piśmiennictwie naukowym, a nie wartości naukowe publikacji. Z badań przeprowadzonych w 1988 r. przez służby badawcze Kongresu USA za lata 1945-1984 wynika, że najwięcej publikacji z zakresu chemii ukazało się w b. ZSRR, ale w ilości nagród Nobla z tej dziedziny przodowały Stany Zjednoczone AP, zaś np. w latach 1945-1964 w Wielkiej Brytanii, publikującej w chemii 5 (pięć) razy mniej niż w USA uczeni chemicy otrzymali tyle samo nagród Nobla co uczeni amerykańscy. Sam założyciel i dyrektor ISI w Filadelfii, Eugene Garfield wykorzystując bazy bibliograficzne Instytutu dowiódł, że w latach 1976-1983 najczęściej cytowanymi autorami byli K. Marks i W. Lenin! Jedna z ważniejszych współcześnie dla naukoznawstwa publikacja Michaela Polanyiego o "wiedzy ukrytej" nie była cytowana przez 25 lat.
4. Jeszcze w 1979 roku Czesław Daniłowicz i Henryk Szarski z Politechniki Wrocławskiej, uczelni o najdłuższym stażu wykorzystywania międzynarodowych baz danych bibliograficznych, w tym indeksu cytowań udokumentowali tezę, że wartość merytoryczna czasopism jest wielkością zależną od miejsca, czasu, ludzi, tematyki, formy, języka, ceny, dostępności itp. i zmienną w czasie.
5. W ostatnich latach po doświadczeniach bibliometrii rozwijać się zaczyna biobibliometria, czyli połączenie socjologicznej metody biograficznej z bibliometrią. Metoda ta pozwala na ocenę działalności uczonego, jego produktywności, rozproszenia publikacji, cytowań, interdyscyplinarności, udziału w "widzialnych" i "niewidzialnych" kolegiach, różnorodnych typów i form społecznej i intelektualnej działalności uczonego, działalności organizatorskiej itd. W każdej sytuacji dane biograficzne muszą korespondować z danymi bibliograficznymi. Biobibliometria może dotyczyć zarówno jednego jak i całej grupy uczonych. Dla ustalenia produktywności 100 współczesnych, najczęściej cytowanych autorów w l. 1965-1978 Instytut Filadelfijski wykorzystał nie tylko bazę cytowań, ale przeprowadził dodatkowe badania socjologiczne.
6. Naukoznawcy z wielu krajów uważają, że do oceny wartości nauki i uczonych należy stosować nie tylko badania ilościowe (statystyczne), ale cały kompleks metod i technik badawczych wypracowanych przez różne dziedziny i dyscypliny nauki. Na słuszność tej tezy wskazała międzynarodowa dyskusja nad tzw. "Hipotezą Ortegi" przeprowadzona na łamach "Scientometrics" w 1987 r.
W nauce, jak w wielu dziedzinach działań ludzkich nie sprawdza się dialektyka heglowska, że ilość przechodzi w jakość.
Jerzy Ratajewski
Dziękuję profesorowi Jerzemu Ratajewskiemu za stworzenie okazji do wymiany poglądów na tematy merytoryczne. Tym bardziej, że zbiega się to w czasie z serią artykułów w "GU", poświęconych końcowym wynikom naukometrycznego grantu rektorskiego.
Prof. J. Ratajewski uważa, że w istocie pisałem o bibliometrii, a nie o naukometrii. W "Forum Akademickim" (nr 11/1998) mój Szanowny Adwersarz w analogiczny sposób zwracał uwagę prof. A. K. Wróblewskiemu, że w klasyfikowaniu szkół wyższych należy uwzględniać "(... ) cały potencjał nauki (kadrowy, informacyjny, rzeczowy, organizacyjny), a nie tylko ilość publikacji i cytowań". W końcowym opracowaniu dla UŚ wskaźniki bibliometryczne będą zestawione z kategoriami przyznanymi wydziałom i instytutom przez KBN (patrz mój artykuł w "GU" nr 10/1996), liczbą grantów oraz awansów na stopnie i tytuł naukowy. Nie jestem pewien, czy nada już to "monitoringowi" uczelni znamiona prawdziwej analizy naukometrycznej, ale też nie przeżywam z tego powodu większych semantycznych rozterek. Po pierwsze, w każdym moim tekście podkreślałem dużą miarodajność tego typu statystyk dla nauk ścisłych - o nich też przede wszystkim pisałem. Po drugie, omawiając założenia projektu ("GU" nr 10/1997), zastrzegałem się, że "wyniki nawet najbardziej wszechstronnych badań naukometrycznych wymagają weryfikacji przez ekspertów w danej dziedzinie (... )". Podjąłem się udokumentowania w ciągu 2 lat jedynie najbardziej znaczącego - w kategoriach obecności w światowym obiegu informacji - fragmentu dorobku uczelni, a nie holistycznej analizy jej życia naukowego. A tak w ogóle: statystycznie udowodniono już 20 lat temu, że wszystkie mierniki aktywności naukowej - łącznie z ocenami ekspertów - są ze sobą skorelowane (patrz M. Skalska-Zlat oraz L. Piela, "Zagadnienia Naukoznawstwa" nr 3-4/1995).
Prof. J. Ratajewski daje szereg ciekawych przykładów nakazujących ostrożność w interpretowaniu danych bibliometrycznych. Są to na ogół wyjątki w regule (a nie odwrotnie!). Można o nich długo dyskutować, choćby o nieznajomości ważnych prac ze względu na barierę językową. Koronny dowód niech jednak stanowi książka prof. I. Marszakowej-Szajkiewicz pt. "Bibliometryczna analiza współczesnej nauki", rekomendowana przez Szanownego Adwersarza prof. A. K. Wróblewskiemu i czytelnikom "Forum". Praca tej cenionej w świecie współpracowniczki ISI (25 cytowań w ostatnich latach) została wydana w 1996 r. przez UŚ. Wynika z niej, że "analiza bibliometryczna umożliwia śledzenie rozwoju nauki i wykazanie udziału poszczególnych państw w ogólnoświatowym postępie" (s. 7; por. s. 137-161 i tab. 1- 18) oraz "(... ) wskaźniki Impact factor i Immediacy index to bardziej subtelne oceny ilościowe statusu naukowego czasopisma, odzwierciedlające w istocie jakość prac publikowanych na łamach tego czasopisma" (s. 30). Na str. 38 autorka stwierdza jednoznacznie: "Podejście bibliometryczne umożliwia ogarnięcie całego systemu nauki. Każde inne badanie (np. socjologiczne) w porównaniu z nim jest wycinkowe (... ) Przy analizie bibliometrycznej badania prowadzone są na obszernym materiale - uruchamia się światowe bazy danych (... ). W ten sposób ilościowe rozszerzenie podstawy informacyjnej prowadzi do nowych jakościowych wyników". Rejestry ISI zawierają więc wielomilionowe dane przybliżające rzeczywistość nauki, a nie szum informacyjny...
Trudno zatem zgodzić się z wnioskiem, iż liczby publikacji i cytowań nie ukazują "wartości naukowe publikacji". Ktoś, kto publikował w periodykach z tzw. "listy filadelfijskiej", gdzie prace poddane są wnikliwej ocenie i selekcji, doskonale zna ten skok jakościowy. W najbardziej prestiżowych czasopismach ("Nature", "Science") akceptuje się zaledwie 10 % nadsyłanych tekstów. Na własnej skórze przekonałem się, że w amerykańskim periodyku, przodującym w mojej dyscyplinie ("Geology"), do negatywnej decyzji redaktora wystarczyło, że jedna z dwóch recenzji nie była dostatecznie entuzjastyczna. To nie przypadek, że autorzy najbardziej znanych prac UŚ ("GU" nr 4/99) należą do tych często goszczących w poważnych wydawnictwach zagranicznych (nota bene, dotyczy to też całych dyscyplin). Uniwersalne aspekty listy filadelfijskiej omówił szerzej prof. A. K. Wróblewski w "Sprawach Nauki" (nr 9/1998), a w "GU" (nr 8/1998) prof. J. Wódz podobnie uświadamiał profesorów nadzwyczajnych UŚ, proponując zbudowanie systemu zachęt do odpowiedniego publikowania. W tym kontekście, morderczy dogmat rządowej polityki naukowej "Publikuj w klasowych periodykach i wydawnictwach albo zgiń" może(? ) i nie zawsze jest słuszny, ale reguła przeciwna ("Nie publikuj i trwaj") z pewnością zawsze jest błędna.
Co do nagród Nobla, to należy szukać korelacji ich liczby z zakresem powołań, a nie porównywać zbiory publikacji z różnych krajów. Prawdziwym sprawdzianem wartości na rynku nauki jest bowiem dopiero "kupienie" - twórcze wykorzystanie - wyników przez innych. W skali państw przestawia to stosunek przeciętnej cytowań jednej publikacji z danego kraju do jednej publikacji na świecie, tzw. wskaźnik względnego wpływu (relative impact); w 1994 r. dla USA wynosił on 1, 42, Wielkiej Brytanii - 1, 31, Polski - 0, 69, Rosji - 0, 42, a dla Białorusi - 0, 15 (wg publikacji KBN; J. Kozłowski, J. Kopka 1995).
Reasumując, u progu XXI wieku bibliometria staje się merytoryczną podstawą naukometrii, a w praktyce nierzadko już jest jej synonimem - takie podejście przejawia się w opracowaniach KBN (por. też B. Stefaniak, "Nauka i Szkolnictwo Wyższe" nr 3/1994). Definitywnie świadczą o tym ostatnie roczniki "Scientometrics", w których 80% prac bazuje na bibliometrii właśnie. Nie oznacza to wcale, że nie należy prowadzić wszechstronnych, socjograficznych studiów wartości nauki i uczonych. Jeśli tylko zostanie przedstawiony projekt tego typu badań przez Instytut Biblotekoznawstwa i Informacji Naukowej, z pewnością każdy zespół rektorski UŚ zechce wesprzeć go finansowo.
Grzegorz Racki