Jeszcze w połowie maja nic nie wskazywało na to, by tegoroczne wakacje w zdecydowany sposób miały się różnić od dotychczasowych. Jak co roku planowałam jakiś wyjazd nad morze, być może jakąś sezonową pracę. Nawet kiedy przyszedł telegram zapraszający na spotkanie - rozmowę kwalifikacyjną na praktykę letnią w firmie Mars/Master Foods Polska (MFP), nie sądziłam, że będą tak fantastyczne. Zainteresowana nową możliwością - pojechałam do Warszawy na spotkanie z przedstawicielem korporacji. Potem jeszcze dwukrotnie uczestniczyłam w spotkaniach z "ludźmi z Marsa". Rezultatem tych wyjazdów była praktyka w biurze firmy w Kożuszkach Parcel, niedaleko Żelazowej Woli.
Master Foods Polska jest samodzielnym oddziałem Mars, Inc., który został powołany do życia w 1992. Zarówno biura, jak i fabryki znajdują się około czterdziestu kilometrów od Warszawy, na obrzeżach Puszczy Kampinowskiej. Produkowane są tutaj między innymi batony Mars, Snickers, Dove, Milky Way, a także sucha i mokra karma dla zwierząt (np. Pedigree, Whiskas, Frolic). Wszyscy praktykanci spotkali się w połowie lipca, w przyjemnym motelu. Tam mieliliśmy spędzić najbliższe dwa miesiące. Uroku dodawał fakt, że w tym miejscu - jak głosi legenda - Napoleon, przemierzając Polskę, zwykł kuć konie. Byliśmy czternastoosobową grupą studentów z różnych polskich (i nie tylko) uczelni, zupełnie różni od siebie, ale coś nas jednak łączyło: "wylądowaliśmy" w (a właściwie "na") Marsie. Zapowiadała się całkiem interesująca przygoda.
Od początku bardzo mile i sympatycznie przyjęci. Jeszcze w trakcie rekrutacji ujęła mnie panująca w firmie łatwo wyczuwalna atmosfera pracy. Choć początkowo miałam obawy wynikające z pracy w tzw. "otwartym biurze" bez ścian i drzwi, obecnie jest mi momentami trudno odnaleźć się w - dominującej jednak formie organizacji: każdy w swoim pokoju.
Pierwsze dwa dni spędziliśmy w centrum szkoleniowym firmy, gdzie poznawaliśmy historię korporacji, podstawowe zasady jej funkcjonowania, wynikające z przyjętej filozofii działania. W tym czasie również spotkaliśmy się z dyrektorem generalnym Mars/Master Foods Polska, z przedstawicielami konkretnych działów, od których mogliśmy usłyszeć na temat polityki płacowo - benefitowej, czy personalnej firmy. Opowiadano nam o reklamie i promocji zarówno M&M's (od pierwszego września tego roku produkowane w Polsce), jak i suchej karmy dla psów "Chappi". Na koniec natomiast zaprezentowano nam wszystkie produkty produkowane w polskich fabrykach, dając również możliwość ich degustacji.
Po tym krótkim wprowadzeniu i czasie na adaptację każdy z nas został przydzielony do innego działu, w którym miał realizować konkretny projekt. Odtąd - codziennie o ósmej - autokar zabierał nas do firmy, gdzie spędzaliśmy część kolejnego, interesującego dnia. Otrzymane zadania nie miały bynajmniej charakteru fikcyjnych; znalazły praktyczne zastosowanie w pracy działu, firmy.
Trafiłam do działu personalnego, w którym byłam odpowiedzialna za zanalizowanie potencjału polskich uczelni i porównanie tych informacji z wynikami rekrutacji do MFP. Mój bezpośredni przełożony, a zarazem opiekun dał okazję do wykazania się samodzielnością w sposobie realizacji tego zadania. Równocześnie jednak zawsze mogłam liczyć na jego, ale także innych współpracowników, wsparcie i pomoc. Zadbał także o to, bym uczestniczyła w działaniach działu w ogóle.
Zebranie i opracowanie wszystkich potrzebnych materiałów zajęło mi dwa miesiące. W tym czasie miałam dostęp do wszystkich potrzebnych informacji w firmie, nawiązałam kontakty z GUSem, ale także redakcjami "Polityki", "Wprost". Kontaktowałam się z organizacjami studenckimi. Równie ciekawe wiadomości zdobyłam w Ministerstwie Edukacji Narodowej. Efekty swojej pracy przedstawiłam podczas całodniowych prezentacji kończących praktykę. Co więcej wiem, że zaproponowane przeze mnie rozwiązania znalazły swoje praktyczne przełożenie. Ale te wakacyjne miesiące nie będą kojarzyły mi się wyłącznie z wytężoną pracą.
Był to czas fantastycznej zabawy. Dzięki tej praktyce zdobyłam nie tylko nowe, cenne wiadomości i doświadczenia, ale poznałam świetnych ludzi: tak moich kolegów i koleżanki - praktykantów, jak i współpracowników. Z nie małym sentymentem wspominam wspólne wyjazdy na basen, spacery, zacięte mecze siatkówki i koszykówki, weekendowe wypady do Warszawy. Dosyć szybko tradycją też stały się wspólne obiady serwowane w firmowej kantynie, w czasie których nierzadko prowadziliśmy całkiem interesujące i porywające dyskusje.
Rozpoczynając praktykę nie przypuszczałam, że tak trudno będzie mi się rozstać z pracą i ludźmi, z którymi pracowałam, mieszkałam. Mam jednak nadzieję, że nie był to ostateczny powrót z Marsa na ziemię.
Poznałam smak pracy w międzynarodowym koncernie, miałam okazję skonfrontować moją teoretyczną wiedzę z praktyką. Przeżyłam ponad dwa fantastyczne miesiące, których za nic nie zamieniłabym na wakacje w tradycyjnej formie.