cz. 1

STYPENDYŚCI MEN

RADOSŁAW CZAJA

Radosław CzajaNagrodzony stypendium po raz trzeci, student V roku matematyki, przewodniczący Koła Naukowego Matematyków w roku akad. 1996/97. Uczestniczy w seminariach Zakładu Metod Matematycznych Fizyki UŚ, brał udział w ogólnopolskich Warsztatach dla Młodych Matematyków i Międzynarodowych Konkursach Matematycznych. Zajął drugie miejsce w Wojewódzkim Konkursie Matematycznym we Katowicach (1992) i drugie miejsce w Ogólnopolskim Sejmiku Matematycznym (1992). Jest laureatem Ogólnopolskiego Konkursu Gier Matematycznych i Logicznych, brał udział w finale konkursu matematycznego Dziennika Zachodniego "Złoty Ułamek" i XXI Szkole Matematyki Poglądowej w Siedlcach. Kontynuuje studia na dwóch równoległych specjalnościach: teoretycznej i nauczycielskiej, biegle włada językiem angielskim.

Co się zmieniło w ciągu ubiegłego roku? Zainteresował się oto tematyką seminarium Zakładu Metod Matematycznych Fizyki i uczęszcza w związku z tym na wykład monograficzny dla doktorantów - z czego jest oczywiście bardzo zadowolony. Prace prowadzone na Uczelni motywują go właściwie dużo bardziej niż stypendium MEN, które jest dla niego czymś w rodzaju nagrody za to, co już osiągnął, gdy tymczasem na wydziale ciągle dzieje się coś nowego i pociągającego. To także oczywiście ogromna nobilitacja - być jednym z trzynaściorga wyróżnionych osób.

Na co dzień lubi sobie przede wszystkim długo pospać. Na naukę najwięcej czasu poświęca wieczorem, kiedy jest już cisza i spokój. Uwielbia szaradziarstwo, rozwiązywanie łamigłówek, i to nie tylko tradycyjne krzyżówki, ale przede wszystkim łamigłówki językowe.

Jego wakacje dzielą się na dwie integralne części. Jedna z nich to koniecznie i nieodwołalnie wyjazd, najlepiej z granicę. Uwielbia poznawać nowe miejsca i ludzi, zwykle uczy się wtedy choć kilku słów w języku zwiedzanego kraju, ot żeby porozumieć się lub przynajmniej raz zabłysnąć. Miał już okazję odwiedzić Włochy, Francję, Turcję, Austrię. Sposób zwiedzania zwykle uzależnia od możliwości. Oczywiście najlepiej jest podróżować własnym samochodem - wtedy trzeba samemu zapewnić sobie nocleg i wyżywienie. Trzeba na własna rękę kontaktować się z ludźmi, to jest właśnie praktyczny sposób na poznawanie innej kultury. Rewelacja!

Podróżując po wybranym kraju przede wszystkim z daleka omija dyskoteki (nigdy ich nie odwiedzał i już chyba nie spróbuje), puby poddaje ostrej selekcji. Interesuje go raczej dziedzictwo kulturowe, muzea, sztuka. Poznając inne kultury i religie uczy się pokory i szacunku wobec własnej.

Tymczasem angielskiego zaczął się uczyć na poważnie w drugiej klasie liceum, po otrzymaniu dwóch jedynek z tego przedmiotu. Tu nastąpił efekt motywacji negatywnej. Choć z czasem niechęć do angielskiego zdążyła zamienić się w pasję. Cóż, taki już jest - że stara się być dobry w tym co robi. Języka obcego uczy się właściwie jedynie dla porozumiewania się z innymi ludźmi, bo żeby czytać publikacje naukowe to nie trzeba tak wysokiej znajomości języka. Zbudował właściwie własną drabinę umiejętności językowych. Stosunkowo najłatwiej jest prowadzić rozmowę, gorzej z czytaniem gazety, najtrudniej przychodzi rozumienie telewizji.

Poznawanie innych uczelni i porównywanie ich z własną leży również w zakresie jego zainteresowań i możliwości. Zachwyca go atmosfera we własnej wydziałowej czytelni - gdzie czuje się swobodnie, bo można korzystać z księgozbioru bez żadnych ograniczeń, samodzielnie buszować między regałami. Realnie ocenia kadrę naukową własnego wydziału, uważa, że otaczają go wspaniali ludzie, choć są to bardzo różne typy osobowości. Sam dzieli pracowników naukowych przede wszystkim na wspaniałych wykładowców i nieporównanych "ćwiczeniowców". Te dwa talenty nierzadko spotykają się w jednej osobie. To jest chyba kwestia jakichś wewnętrznych predyspozycji. Najczęściej jednak spotyka się oczywiście typy mieszane - dobre zarówno w jednym jak i w drugim.

Uważa, że najlepsze skutki przynosi podsuwanie młodym ludziom działalności w kołach naukowych, proponowanie udziału w zajęciach i wykładach spoza siatki studiów. Każdy przecież lubi być zauważany. Wyróżniającego się studenta poznać po ocenach ale i po sposobie zachowania się na zajęciach, aktywności.

Istnienie Uniwersytetu Śląskiego w tym regionie uważa za niezmiernie ważne dla jego rozwoju i przyszłości. Cieszy się z ogromnego wzrostu liczby uczelni prywatnych, choć sam nadal jednak bardziej ufa uczelniom państwowym. To bardzo ważne, aby społeczeństwo było wykształcone. Chodzi tu przede wszystkim o poznawanie różnych sposobów myślenia, wtedy właśnie zmienia się światopogląd - przede wszystkim na bardziej tolerancyjny, wzrasta tak dziś potrzebna umiejętność dyskusji. To nie jest nawet kwestia jakichś nowoczesnych dziedzin czy technologii.

Jemu samemu marzy się możliwość łączenia w ramach jednych studiów dwóch różnych dziedzin, na przykład matematyki i anglistyki. Będąc gościnnie na Uniwersytecie w Brighton został po prostu olśniony łączonymi studiami matematyczno-japonistycznymi. Działało to na zasadzie kontraktu pomiędzy uczelniami z różnych krajów i wymianie studentów. I to jest właśnie rewelacja.

DARIUSZ SOKOŁOWSKI

Dariusz Sokołowski Student III roku matematyki, ukończył z wyróżnieniem liceum o profilu biologiczno-chemicznym, zajął VI miejsce w konkursie matematycznym szkół średnich miasta Bytomia.

Wszystkie życiowe plany pozmieniały mu się drastycznie na miesiąc przed egzaminami wstępnymi na studia. Zamierzał wybrać się na medycynę lub ewentualnie biologię. Tymczasem nauczyciel matematyki uparł się, żeby wytypować go do udziału w konkursie matematycznym. Z tego wszystkiego zdobył w nim VI miejsce... i nagle cały świat zaczął wyglądać zupełnie inaczej. W związku z tym postanowił właśnie zdawać egzaminy na matematykę, choć wcale nie był pewien, czy ta akurat dziedzina zdoła go aż tak bardzo zainteresować, a jednak...

Niestety nigdy nie był cudownym dzieckiem, ani nawet uczniem naznaczonym najmniejszym nawet, byle dostatecznie wyrazistym, piętnem sukcesu - po prostu matematyka zawsze przychodziła mu łatwiej niż wszelkie inne rzeczy. Pierwotne plany medyczno - biologiczne wynikały raczej z popularności tych kierunków wśród znajomych.

Na Uniwersytecie spodziewał się raczej atmosfery chłodnej, ascetycznej i co najmniej wyrachowanej. Oczekiwał jakiegoś niedefiniowalnego Nie-Wiadomo-Co. Tymczasem ku swojemu ogromnemu zaskoczeniu i zadowoleniu poczuł się w uczelnianych murach dużo lepiej i cieplej niż w szkole średniej. Od każdego można tu oczekiwać pomocy, sympatyczni ludzie kręcą się wszędzie wokół. Nie spodziewał się, że będzie aż tak dobrze. Dlatego najchętniej nic by w Uniwersytecie Śląskim nie zmieniał, nie ruszał i nie dotykał, Dobrze jest jak jest. I niech tak już lepiej zostanie.

Cóż znaczy stypendium wobec powagi i rozciągłości życia samego w sobie? Ale jaka satysfakcja jest, świadomość docenienia tego, co do tej pory udało mu się dokonać. Nie spodziewał się takiego wyróżnienia, jakoś bez przekonania składał to szczęśliwe podanie. Jeszcze zupełnie nie zdążył się zastanowić nad tym., co się właściwie stało i co zrobi z pieniędzmi. Być może przeznaczy je na wakacje.

W ciągu roku tak bardzo niewiele jest chwil, których nie spędza wspólnie z matematyką. Ale jeśli już taka się zdarzy - najczęściej słucha muzyki, wychodzi gdzieś z kolegami. Wakacje od lat spędza w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą. Potrafi tam przesiedzieć całe trzy miesiące studenckich wakacji. Gdzież indziej można by pojechać, jak nie tam właśnie. Decyduje przede wszystkim urocze nadwiślańskie położenie, wspaniali ludzie, atmosfera. Takie to małe, ciepłe, ciche, spokojne miasteczko. Można odpocząć. A jak się na co dzień mieszka w tak dużej aglomeracji - to doprawdy jest przecież od czego odpoczywać.

Na naukę przeznacza bardzo dużo czasu. Jest to jednak dość duży wysiłek. Nie da sobie wprawdzie wmówić, że bez przerwy ślęczy nad książkami, bo matematyka w ogóle na tym nie polega. To raczej samo przez się człowiekowi coś siedzi w głowie i się myśli - niemal zupełnie samo i bezwolnie. Jeśli już wpadnie jakiś problem do głowy - i nie daje spokoju - i nawet jeśli robi się właśnie coś zupełnie innego - ale wciąż jednak myśli się o tym samym - jak rozwiązać zadanie - oto jest pytanie!

Dzień standardowy schodzi mu na dojazdach na uczelnię i z powrotem, odrobieniu jakichś lekcji, obowiązkowym obejrzeniu Wiadomości telewizyjnych, zaaplikowaniu sobie codziennej dawki muzyki - i nagle okazuje się, że trzeba już właściwie kłaść się spać. Nie należy zapominać, że czasem siedzi w głowie nierozwiązywalny problem - tak jak właśnie teraz - ale o tym lepiej cicho sza!

Rutynowa strategia rozwiązywania nierozwiązywalnego (pozornie) problemu wygląda następująco: dostaje człowiek jakąś kwestię, należy z nią jak najszybciej zasiąść na chwile w spokoju, jeśli po około dwóch godzinach wyżej wymieniony człowiek zorientuje się, że nie da chyba rady tak z marszu, to trzeba dać sobie spokój na dwa-trzy dni, potem sprawdzić jeszcze raz, spróbować, zasępić się maksymalnie. Jeśli do dej pory nie uda się osiągnąć zadowalających wyników lub choćby nadziei na nie - to trzeba wybrać się do kogoś mądrzejszego i poprosić o pomoc. Wtedy zwykle dostaje się tylko jakąś wskazówkę i cała zabawa zaczyna się od nowa.

TOMASZ DREINERT

Tomasz Dreinert Student V roku filozofii, działacz Koła Naukowego Filozofów, bierze udział w pracach badawczych prowadzonych na uczelni w zakresie filozofii transcendentalnej. Współpracuje z Kołem Naukowym Filozofów Uniwersytetu im. Palackiego w Ołomuńcu. Jest autorem licznych publikacji z zakresu filozofii w czasopismach specjalistycznych oraz opracowań i referatów wygłaszanych w ramach międzynarodowych konferencji i seminariów naukowych. Biegle włada językiem francuskim.

Na samym samiutkim początku wyróżniał się właściwie tylko ocenami, i tak to sobie szło przez jakiś czas. Dopiero na trzecim roku trafił na seminarium Kantowskie, z filozofii transcendentalnej. Tam właśnie przedstawił swój własny tekst. A wszystko wydarzyło się z powodu ciekawości, zwykłej, ludzkiej, właściwej bytom myślącym., filozofującym. Seminarium było zupełnie pozaprogramowe. Na wydziale po prostu ktoś rozwiesił plakaty informujące o tematyce spotkania. Przeczytał i poszedł. No i takim że to sposobem tekst trafił do druku, i właściwie to on w tym druku nadal jeszcze jest... a nawet już niejeden, bo proces drukowania jest strasznie długotrwały. Nadal "drukują" się teksty składane rok temu w październiku. Jego współpraca z kołem naukowym z Ołomuńca zaczęła się przede wszystkim od współpracy naszych Uniwersytetów. Owocuje to zwykle konferencjami, tu akurat corocznymi i studenckimi. Zaczęli się wzajemnie odwiedzać. To tyle.

Nie czuł się filozofem od urodzenia, dowiedział się o tym dopiero w trzeciej klasie liceum, choć od samego początku brał udział w olimpiadach filozoficznych. Polonistka go zwyczajnie namówiła. Tym sposobem został ochotnikiem bez prawa odwrotu. Swoje filozoficzne predyspozycje sam w sobie powoli, ze zdziwieniem odkrywał. Przyzwyczaił się z czasem do swojego ochotniczego, a potem wreszcie dobrowolnego udziału w olimpiadzie. Kończąc czwartą klasę szkoły średniej wiedział już, było to ostatecznie postanowione, że "zostanie filozofem".

Wyboru Uniwersytetu Śląskiego na miejsce swoich studiów dokonał nie wiadomo na jakich podstawach. Po prostu nigdy nie zastanawiał się nad jakąkolwiek inną uczelnią - i tyle. Przecież tu mieszka. Żadne rankingi uczelni nie wydawały mu się potrzebne przy wyborze miejsca studiów. Ważny przecież jest przede wszystkim student - który osiągnie co tylko będzie chciał, jeśli tylko rzeczywiście mu się zachce. Działalność wyższej uczelni w naturalny sposób pobudza region. Nie na darmo Rektor nieustannie wspomina o potrzebie restrukturyzacji jednoczesnej uczelni wyższych i regionu właśnie.

Na studiach początkowo bardzo niewiele orientował się w przedmiocie, który skądinąd sam sobie wybrał. Raczej przeczuwał dopiero co się święci. Na pierwszym roku trudno w ogóle cokolwiek czy kogokolwiek zauważyć, jest bardzo dużo ludzi. Choć podobno - jak wynika z rozmarzonych opowieści pracowników - drzewiej bywało po kilkanaście osób na roku - i to się przecież zupełnie inaczej pracuje. A teraz jest po sto kilkadziesiąt. Trzeba dopiero samemu się gdzieś dostać, choć prowadzący ze swej strony starają się jak mogą wyłapywać z tłumiku studentów co bardziej zainteresowanych i godnych zainteresowania zarazem.

Nie jest zachwycony ciągłym wzrostem liczby studentów. To niebezpiecznie zbliża ideę uniwersytecką do formuły zwykłej produkcji dyplomów... Sam najchętniej przywróciłby elitarność studiów... przecież jeśli ktoś nadaje się do jakiegoś zawodu, to niechże sobie robi szczęśliwie karierę w jego ramach, ale uniwersytet go chyba nie potrzebuje, może raczej jakaś dobra politechnika? Na własnym roku sam dostrzega raptem kilka osób, które naprawdę na poważnie zajmują się kwestią własnych studiów, wiedzą co robią i znają się na tym. Gwałtowne zainteresowanie filozofią łączy się z kolei chyba raczej ze wzrostem zainteresowania studiami jako takimi. A tu wystarczy znać literaturę polską XX wieku, przeczytać jedną książkę z filozofii - i to jest relatywnie prosty egzamin.

Kiedy nie zajmuje się filozofowaniem - lubi posłuchać muzyki klasycznej, najchętniej barokowej. Bach, Beethoven, Dvořak - to kanon, absolutna podstawa. Współczesna muzyka poważna już go tak nie pociąga, jest nawet czasem zupełnie nie do słuchania, no chyba, że Kilar...

Lubi sobie też poczytać o historii Katowic. Funkcjonuje wśród ludzi mit o Katowicach - mieście brzydkim, pozbawionym uroku i wszelkich walorów architektonicznych. Ale coś przecież jeszcze jest poza tym dworcem i rynkiem! Zaczął więc przeglądać odpowiednie wydawnictwa. Miejsce zamieszkania zobowiązuje człowieka do podejmowania różnorakich działań. Szalenie interesująca okazała się kwestia architektury międzywojennej w Katowicach. To wszystko jest dziś oczywiście brudne i zaniedbane. Mimo wszystko jadąc gdziekolwiek warto czasem zadrzeć głowę i sięgnąć wzrokiem powyżej witryn sklepowych, albo jadąc tramwajem, kiedy nie trzeba nawet patrzeć pod nogi.

A francuski? Francuskiego uczył się w liceum - i tę wiedzę postanowił też pogłębić, zdać jakieś egzaminy, potwierdzić swój poziom. I w tym roku dostał się właśnie na dwutygodniowy kurs do Francji. Myśli też trochę o uzyskaniu uprawnień tłumacza, ale to może nieco później. Chwilowo musi koniecznie pogłębić angielski, no i nauczyć się porządnie niemieckiego - to niezbędna umiejętność, jeśli chce się nadal zajmować Kantem. A chce - pracę magisterską pisze o kantowskiej wersji filozofii dziejów.

Tymczasem planuje sobie przede wszystkim doktorat i bardzo chciały zostać na Uniwersytecie. Chętnie uczyłby także filozofii w szkole średniej. W każdej klasie znajduje się zwykle kilka zainteresowanych osób. Właściwie wystarczy oprzeć się na ich własnych zainteresowaniach, przykład Sokratesa i jego mądrości życiowych zawsze działa znakomicie w takiej sytuacji. Kwestie specjalistyczne są dla wtajemniczonych. Należy oddzielać sprawy boskie i ludzkie. To pierwsza i podstawowa czynność nauczyciela i człowieka. Studia na filozofii dają właśnie możliwość szerokiego spojrzenia na świat. Filozofia pozwala na dystans.