JERZY HARASYMOWICZ - poeta z kraju łagodności

Jego poezję klasyfikowano na różne sposoby, pisano o niej z zachwytem, ale i wstrzemięźliwością; okrzyknięto go następcą Gałczyńskiego, by pod koniec życia umieścić w getcie zapomnienia.

Jerzy Harasymowicz
Jerzy Harasymowicz
w okresie debiutu (1955)

Zmarły w sierpniu 1999 roku pisarz był twórcą niesłychanie płodnym, imponował rozległością poetyckich zainteresowań. Wydał ponad 50 tomów wierszy, chętnie kupowanych i czytanych. Nie miał więc przeważnie kłopotów z wydawcami, zarówno w czasach PRL - u, jak i po 1989 roku; był zresztą jednym z nielicznych ludzi pióra, utrzymujących się wyłącznie z pisania (na początku lat dziewięćdziesiątych, po znacznym obniżeniu nakładów wydawanych książek, zwłaszcza poetyckich, kolejny tomik Harasymowicza nosił jakże znamienny tytuł: "Za co jutro kupimy chleb"). Owa niezależność przysparzała mu co prawda tyleż satysfakcji, co kłopotów. Jego imperatyw pisania, poddawany trudnym próbom zmierzenia się z wszechobecną historią, nie zawsze wychodził z nich zwycięsko.

Czego by nie mówić o zewnętrznych okolicznościach, wpływających na tę poezję, zwraca uwagę niezwykłość literackiego języka, którym Harasymowicz władał, jak mało kto. Urodzony w 1933 roku w Puławach, debiutował w wieku 22 lat (ilu dzisiaj to potrafi? ), rekomendowany przez Mieczysława Jastruna, na łamach "Życia Literackiego", razem z czterema innymi poetami: Mironem Białoszewskim, Stanisławem Czyczem, Bohdanem Drozdowskim i Zbigniewem Herbertem (tzw. "debiut pięciu"), co dało początek tzw. "pokoleniu ťWspółczesnościŤ". To historyczne już dzisiaj wydarzenie, uważane za definitywny odwrót od socrealistycznej poetyki wczesnych lat pięćdziesiątych, zapowiadało rozstanie z naiwnością myślenia podporządkowanego zbiorowości, powrót do indywidualizmu jednostki, codzienności życia. Przełom 1956 roku przyniósł nie tylko zmianę rzeczywistości historycznej, ale i nadejście nowego poetyckiego pokolenia. Kazimierz Wyka, krytyk literacki, będący nb. protektorem prób pisarskich młodego Harasymowicza, uznawał w tym czasie poezję za gatunek wiodący, nadający ton rozwojowi i przemianom literatury. Jego książka poświęcona tym zagadnieniom, nosiła tytuł "Rzecz wyobraźni", który znakomicie ilustrował odmienność twórczego spojrzenia na rzeczywistość. Indywidualizm i wyobraźnia właśnie, stanowiły podstawowy wyznacznik poetyckiego spojrzenia młodych twórców czasu "odwilży". W przypadku Harasymowicza, jeszcze wyraźniej nabierało ono cech intymności, swoistego egotyzmu, który jednak nie raził jednostronnością. Dochodziła do tego zmienność poetyckiego obszaru, bogactwo tematyki, inkrustowane jedynym w swoim rodzaju językiem metafor.

Pierwsze tomy wierszy ("Cuda", "Powrót do kraju łagodności", czy "Wieża melancholii"), oceniane wysoko przez krytyków, przyniosły pisarzowi opinię "poety baśni", zorientowanego na powrót do dziecięcego widzenia obrazów; fantazji, nacechowanej wrażliwością. Harasymowicz, od czasu sławnego debiutu zamieszkały w Krakowie, był piewcą geograficznych i kulturowych przedmieść, manifestował swe oddanie małym krainom, zwłaszcza rejonowi Sądecczyzny. Okolice Muszyny, Popradu, Jaworek - rzeczona "kraina łagodności", stanowiły dlań oazę spokoju i harmonii, niezbędną poecie - samotnikowi, a trudno osiągalną pośród wielkomiejskiego zgiełku. Ta ojczyzna z wyboru stanowiła dla pisarza naturalne, autentyczne królestwo wyobraźni. "W upalnym mieście/ zawsze myślę o tym domku za Popradem/ co wieczorami/ w ogromnej aureoli/ jak pustelnik święty/ chustkę białą pasie/ na brzegu splątanych jarów/ a jodły szumią/ i przypominają/ stare zapomniane kolędy" - pisał w jednym z wierszy. Poezja ta, dotycząca przecież konkretnych miejsc i rzeczy, nadawała jednakże opisywanym zdarzeniom wymiar zmysłowo - magiczny, przetwarzając, mocą wyobraźni jej twórcy, świat już niby nazwany, w swój własny - nie skażony powszechnością ogólnych osądów, nie podlegający więc jakiejkolwiek obiektywizacji. Nazwanie rzeczy "na nowo" nie zakłócało zresztą istniejącego obok świata rzeczywistego; poetycka przestrzeń Harasymowicza była bowiem równie indywidualna, co niedostępna dla "postronnych".

A jednak w miarę wydawania kolejnych tomików poetyckich świat Harasymowicza ulega zmianom. Mityczna "kraina łagodności" ukazuje swoje mroczne, ukryte dotąd wnętrza; poeta - co ważne - i tym razem nie kreuje, ale zaledwie odkrywa, ujawnia rzeczy nie zawsze widoczne na pierwszy rzut oka. Bohaterowie tej poezji nie tracą swego baśniowego oblicza, jest ono jednak bardziej zróżnicowane, niejednoznaczne. Pojawia się obraz bólu i cierpienia, zasadzek przynależnych codzienności, która przestaje być sielanką, choć nie traci niegdysiejszego uroku zaskoczenia. Widoczne stają się akcenty autoironii, spoglądania z boku na tworzoną przez siebie rzeczywistość. Zwłaszcza w późniejszych latach sześćdziesiątych, poezja Harasymowicza jest już opisem "względnej rzeczywistości".

Była w tej literackiej niejednoznaczności jakaś chytrość twórcy, odsłaniającego się etapami; chęć zaskoczenia czytelnika nowym spojrzeniem, zmianą poetyki, tematów, słownictwa. Poeta w kolejnych tomach ujawniał fascynację kulturą łemkowską, ukraińską, czy nawet ormiańską (cykl wierszy ormiańskich powstał pod wpływem rzekomego przekonania o własnym pochodzeniu); był piewcą krakowskiego zaścianka, kultury przedmieścia (słynny "Bar na Stawach", wyd. 1972), a równocześnie autorem poematu o Wawelu, pochlebnie ocenianego przez Kazimierza Wykę. Był wreszcie obrazoburcą, nie stroniącym od wulgarności poetą - prowokatorem, poszukującym literackich doznań w wielu różnych dziedzinach życia. Potrzeba dotknięcia, przeżycia, oswojenia rzeczywistości czyniła go podobnym renesansowemu humaniście (w myśl zasady: "Nic, co ludzkie, nie jest mi obce"); paradoksalnie, pomimo różnorodności, bujności przeżyć, w poezji tej równie często widoczny był motyw samotności, twórczego wyobcowania, melancholii, wynikającej ze świadomości istnienia.

Często powoływano się na duchowe pokrewieństwo z Harasymowiczem, a jednak trudno byłoby zaklasyfikować go jednoznacznie, znaleźć mu miejsce w panteonie poezji. Nie był do końca ani awangardystą, ani klasycystą; w jego twórczości widoczna jest wspólnota cech z Białoszewskim (madonny Harasymowicza są jednak bardziej "ludzkie"; religia podlega tu także prawom przetworzenia, jest pozbawiona tradycyjnego dystansu, a więc i wynikającego zeń nabożeństwa), ale i Tytusem Czyżewskim (ludowość), czy nawet Jarosławem Markiem Rymkiewiczem.

Miał łatwość przetwarzania wszystkiego w poezję, pokonywania progów języka. Lata pisania przyniosły niezwykłą swadę wypowiedzi twórczej, mnogość poetyckich autostylizacji, począwszy od staropolskiej, poprzez barokową, ludową i uczoną, kończąc na wyrafinowanej próbie nawiązań do swych wielkich poprzedników (por. np. wiersz skierowany do Apollinaire'a).

Czytelnicy, przyzwyczajeni do neutralności, czy nawet programowego odcinania się poety od spraw bieżących, ze zdumieniem czytali w 1984 roku cykl jaskrawo agitatorskich politycznie wierszy ("Pożegnałem się/ z kurną liryką gór/ Moje wstąpienie do rewolucyjnej wyobraźni/ - jest/ nieodwracalnym/ faktem" - pisał m. in. w wierszu "Moje wystąpienie"). Za poparcie reżimowej władzy stanu wojennego poeta płacił w późniejszych latach towarzyskim i literackim bojkotem. W czasach politycznych procesów opozycji, Harasymowicz współpracował z pismami, związanymi z ówczesną władzą, mówiąc w jednym z opublikowanych wówczas wywiadów: "Uważałbym za niemoralne drukowanie w wydawnictwach ťpodziemnychŤ. Nie jestem pupilkiem władzy, lecz nie będę też niczyim innym pupilkiem (... ). Jeśli więc władza mnie nie bojkotuje, nie bojkotuję i ja władzy. Żyję z pisania wierszy, które są niezależne historycznie, społecznie. Ludzie kupują je bez przeinaczeń, bez skreśleń. W imię czego mam uprawiać bojkoty? Moje córki zamiast w butach, nie pójdą do szkoły w bojkotach".

Tych deklaracji nie potrafiono wybaczyć Harasymowiczowi już do końca, chociaż wielokrotnie odcinał się później od swych wypowiedzi z tamtego okresu. O jego twórczości z lat dziewięćdziesiątych pisano rzadko i jakby niechętnie. "Kraina łagodności" stała się wyludnionym zaułkiem osamotnienia.

Muchomor

Onegdaj
spotkałem muchomora

rudy
w turystycznym stroju
w pumpach

niósł pod pachą
gazetę artystów

panie rzekł
odkąd nie występuję
w sztuczkach
granych przez karzełków

a zajmuję się
opracowaniem
rozkładu jazdy
hub latających

sztuka moja
jest nie zrozumiana

mówią
takich trujących facetów
jak muchomor
należy kopać

a czy ja
panie
jestem do żarcia

ja jestem
abstrakcja

Mit o świętym Jerzym 1960
Czarny namiot

Ustawiony w górach
czarny namiot jej włosów
w którym leżę cały dzień
nigdzie nie wychodząc

Wiedzione instynktem
jej ręce jak małe zwierzęta
chodzą znanymi od wieków
ścieżkami miłości

Dalekie światełka Baligrodu
czy drzewka w jej rękach
kwitnące

Z jej pępka
wyleciał szpak
usiadł na jodły skraju

Czarny namiot włosów
wzbija się nad góry
porywa ciało

Baligród, maj 86
Miłość w górach 1997

W głębi lasu

W głębi lasu rozpinałem jej kubrak czarny
Zapinany na kielich konwalii
Zioła patrzyły ze zdumieniem
na rękach ją niosłem
całując jej brzuch
mały i śniady jak dłoń
Który urodził ten czerwcowy dzień
długi jak jej suknia

Miłość w górach 1997

Autorzy: Mariusz Kubik