20 grudnia

Rozpoczyna się nowy rok. I co z tego? Matuzalem, który dożył ponoć 969 lat, musiał już nieźle być znudzony tymi wciąż nowymi „rokami”. On już wszystko widział, dla niego to musiał być nieznośny, trwający prawie tysiąclecie „Dzień Świstaka”. Ale my żyjemy znacznie krócej, więc każdy rok budzi nieopisaną ekscytację. Tym większą, im młodszy jest osobnik i im więcej ma złudzeń co do przyszłości.

No dobrze, wraz z wiekiem rośnie sceptycyzm związany z nadmiernymi oczekiwaniami. Już wiemy, że nie ma co mnożyć postanowień, które nie mają szansy na przetrwanie. Rzucić palenie można w dowolnym momencie, rzadko natomiast udaje się to „od Nowego Roku”. Podobnie ze zrzucaniem zbędnych kilogramów. Czy one naprawdę są zbędne? Kochanego ciała nigdy dość, jak mawiał klasyk, więc po cóż pozbawiać Ojczyzny cennych kilogramów obywatela, jak dawał do zrozumienia inny klasyk?

Mimo wszystko coś jest w Nowym Roku, co powoduje, że traktujemy go z większą atencją niż, powiedzmy, 20 grudnia. 20 grudnia jest dniem bez specjalnych odniesień (może jeśli ktoś akurat się urodził tego dnia, to ceni go sobie bardziej, ale umówmy się: to bardzo prywatny punkt widzenia). 20 grudnia nie może się równać z 25 grudnia, 1 stycznia czy 1 maja. To dni nawet dla twórców kalendarza ważne i zaznaczone innym kolorem. To dni, które już z daleka się wyróżniają. Myślę, że aktywiści powinni się zająć równouprawnieniem wszystkich dni w kalendarzu. Dość tej spuścizny dawnych wieków, zakłamania obyczajowego i patriarchalnego ucisku. Dlaczego 20 grudnia nie miałby mieć tej samej wagi co jego kolega 25 dzień tego samego miesiąca? Albo nawet 24 grudnia, który choć niezaznaczony na czerwono, dla ludzi tradycyjnych ma znaczenie dużo większe niż nieszczęsny 20 grudnia. Nie mówię już nawet o 29 lutego, który tylko dlatego jest zauważalny, że wypada raz na 4 lata (z wyjątkiem lat podzielnych przez 100, a tu z kolei znowu jest wyjątek dla roku, którego liczba setek dzieli się przez 4).

W ogóle z tymi liczbami to jest bałagan zmierzający w kierunku chaosu. A przecież liczby powinny porządkować nasz świat. Specjalistami od liczb są w powszechnym mniemaniu matematycy, choć to może być mylące: matematycy liczą szybko, ale popełniają błędy. Z drugiej strony, choć matematycy dzielą liczby na pierwsze (ale nie ma drugich ani żadnych innych), to czynią wiele w kierunku równouprawnienia obiektów swojego zainteresowania. Na przykład potrafią udowodnić, że wszystkie liczby są interesujące. Sam dowód jest indukcyjny. Liczba 1 jest oczywiście interesująca. Przypuśćmy, że istnieje jakaś liczba, która nie jest interesująca. Wtedy zbiór liczb nieinteresujących jest niepustym podzbiorem liczb naturalnych. Jako taki musi mieć element najmniejszy. Wobec tego istnieje najmniejsza liczba nieinteresująca. Ależ taka liczba musi być interesująca! Jest to rozumowanie nieco przewrotne, ale dające do myślenia.

Matematycy mają w ogóle różne pomysły, np. „krok pielgrzyma”, czyli przekształcenie naśladujące dawną metodę pielgrzymowania, polegającą na robieniu dwóch kroków naprzód i jednego do tyłu. Netto: posuwamy się do przodu o jeden krok, tyle że czynimy to na dwie raty. A dodajemy rozkosz trudu pielgrzymiego! Znacznie później Lenin napisał „Czasem trzeba zrobić krok w tył, by można pójść dwa kroki do przodu”, ale w praktyce okazało się, że bolszewicy robili jeden krok w przód i dwa do tyłu. Czyli netto: cofali się.

Jak będziemy się poruszać w nadchodzącym roku? A co ja będę prorokował, jeśli ostatnie lata są tak zaskakujące, że naprawdę trudno coś przewidywać, zwłaszcza przyszłość? Na wszelki wypadek napiszę: „będzie gorzej” – to podobno najpewniejszy sposób na zyskanie sławy proroka. Chciałbym się mylić, ale ta tendencja rzeczywiście się potwierdza. Ale może się pomylę? Starajmy się, ale nie gońmy czasu, nie zmuszajmy go do zbyt szybkiego biegu. Może się zbiesić i lokalnie zapętlić, co byłoby materializacją „Dnia Świstaka”, a to może być dolegliwe.

Żyjmy dniem, carpe diem, bo jutro może się nie zdarzyć. Tym niezbyt optymistycznym akcentem kończę felieton noworoczny, w którym domagałem się równouprawnienia wszystkich dni w roku.