– Raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy, odwiń, zawiń! – słowa instruktorki niosą się po sali przy akompaniamencie pianina, a pary tancerzy wirują w rytm muzyki. Do pierwszego po wakacjach koncertu w Czeladzi zostało kilka dni, trwa wyciąganie z pamięci ruchów i słów, a muzycy kapeli dyskutują nad aranżacją nowej piosenki. Co się dzieje, zanim Studencki Zespół Pieśni i Tańca „Katowice” Uniwersytetu Śląskiego (SZPiT) zamelduje się na scenie? I skąd ci ludzie się tu wzięli?
– Do SZPiT-u trafiłam w 2013 roku – mówi Aleksandra Kwiatkowska, dyrektorka zespołu. – Przyjechałam na studia do Katowic, mam tu ciocię, która 20 lat wcześniej występowała w zespole.
Wielu spośród moich rozmówców związało się z folklorem znacznie wcześniej. Dorota Cymorek była członkinią dziecięcego zespołu w Bystrzycy, Emilia Głombica występuje od 5. roku życia, a Karolina Pluta od 7. Kuba Chołuj tańczy od 25 lat, zaś Mateusz Buba tylko o 4 lata krócej.
– Z zespołem jestem związana od 20 lat – mówi Kasia Łukaszczyk, instruktorka tańca. – Jak się raz trafi do folkloru, nie da z się niego wyjść. Ludziom się często wydaje, że to jest śmieszne, wiejskie, tymczasem te tańce są trudne i wymagające.
Trzeba ciężko pracować i dużo ćwiczyć. Zarówno grupa mniej zaawansowana (przygotowawcza), jak i bardziej doświadczona (reprezentacyjna) mają po trzy półtoragodzinne próby w tygodniu (dwa razy taniec, raz śpiew).
– Część świeżo zrekrutowanych członków zespołu nigdy nie tańczyła, pozostali wywodzą się z różnych zespołów i środowisk – opowiada Kasia. – Przez pół roku poznają kroki i układy. Pierwszy koncert dają na wiosnę – wychodzą na scenę razem ze starszą grupą, z którą od początku staramy się ich integrować.
Instruktorka nagrywa nowo wprowadzane elementy telefonem, dzięki czemu tancerze mogą między próbami oglądać swoje postępy. Ci, którzy układy opanowali, dostają do pary tych, którzy jeszcze się ich uczą. Na grupę można liczyć, nawet kiedy komuś wybitnie nie idzie.
– Miałam dużo upadków – wspomina Oliwia Janus. – Na jednej z prób koledzy nałożyli mi folię bąbelkową na kolana i głowę. Powiedzieli, że teraz będę bezpieczna, i cały układ przetańczyłam w tej folii. Od tamtej pory upadków było mniej.
Ból jest częstym towarzyszem życia zespołowego: w trakcie obrotów panowie regularnie dostają po twarzy warkoczami. Trzeba być czujnym i stale obserwować partnera/ partnerkę, szybko myśleć i reagować, a jak zapomnisz tekstu, to „szyj” na bieżąco.
I po co tak się męczyć? Jednym z magnesów są na pewno wielobarwne stroje ludowe.
– Dziewczyny lubią sobie robić w nich zdjęcia – uśmiecha się Aleksandra. Większość zainteresowanych twierdzi jednak, że w znacznym stopniu jest tu „dla ludzi”.
– Zostałam, bo zobaczyłam, że fajnie się bawią – ocenia Dorota. – Jesteśmy bardzo otwarci, u nas nie ma grupek – podkreśla Karolina. – Często po próbie pada hasło: „Idziemy na Mariacką?” – dodaje Kuba. – Zawsze się znajdzie ekipa, która pójdzie.
Warto podkreślić, że w szeregach SZPiT-u oprócz studentów UŚ znajdziemy przedstawicieli innych uczelni – WSB, PŚ, ŚUM, AWF czy UE. Przychodzą i zostają na dłużej, bo znajdują tu coś więcej niż tylko taniec i śpiew.
– Bardzo doceniam momenty, kiedy ktoś podejdzie i powie, że zaczęłam nie tą nogą, co trzeba – podkreśla Oliwia. – W tym zespole czasem tobą potrząsną w dobry sposób.
SZPiT może poszczycić się długoletnią tradycją wyjazdów międzynarodowych. W latach PRL stanowił prawdziwe okno na świat. Dla wielu występy w zespole były jedyną szansą na podróże do krajów, o których przeciętny obywatel mógł jedynie pomarzyć. Kolejne pokolenia SZPiT- -owców ciepło wspominają zagraniczne wojaże.
– Moją podróżą życia było Peru w 2015 roku – mówi Kasia. – Byliśmy tam 3 tygodnie, w tym 10 dni w Limie, a potem podróż samolotem do Cuzco, gdzie występowałam najwyżej w życiu, na wysokości 4 000 metrów. Każdy najdrobniejszy układ kończył się olbrzymią zadyszką.
Konieczność radzenia sobie z rozmaitymi warunkami pogodowymi wspomina też obecna szefowa zespołu.
– W Chinach w styczniu było strasznie zimno, występowaliśmy z bielizną termoaktywną pod spodem – mówi Aleksandra. – Dla odmiany w Macedonii przesadziliśmy z plażowaniem, a potem musieliśmy zakładać stroje śląskie na poparzone słońcem ciała.
Występowanie w różnych miejscach to nie tylko okazja do chłonięcia różnych kultur, ale i wyzwania.
– W naszej sali w Katowicach ćwiczymy w świetnych warunkach, a na koncertach czasami wychodzimy na scenę, która ma 3 na 4 metry, w rozłożystych strojach – śmieje się Kuba. – Tańczymy na 6–8 par, musimy się obracać blisko siebie, wszyscy lądują na innych miejscach, niż było ćwiczone, wtedy zaczyna się najlepsze, czyli improwizacja. – Spontaniczność na scenie jest ważna – potwierdza Oliwia. – Widać, że układ jest wyćwiczony, ale dopiero kiedy zaczynamy się bawić, ludzie to inaczej odbierają i doceniają. Dobrze pokazał to festiwal we Włocławku.
IX Ogólnopolski Festiwal Zespołów Folklorystycznych „O Kujawski Wianek”, o którym wspomina Oliwia, odbył się w listopadzie 2021 roku. Był to pierwszy konkurs, w którym SZPiT wziął udział od wielu lat, prezentując układ Wiosna w Beskidach, popularnie zwany Beskidem. Jury doceniło energię młodego zespołu, przyznając mu ex aequo pierwszą nagrodę. – Stwierdzili, że gdyby było nas więcej, zarwalibyśmy scenę – śmieje się Oliwia. – Było widać, że bawimy się tym tańcem, a nie tylko odtwarzamy go mechanicznie – dodaje Emilia.
Beskid to żywy świadek historii, obecny w repertuarze SZPiT-u od wielu dekad. Przez lata układy ulegają modyfikacji – czasami zależy to od choreografa, czasem od kondycji zespołu, innym razem zaś od wymogów sceny. W jaki sposób przechowuje się spuściznę SZPiT-u? – Mamy archiwum z nutami i starymi nagraniami – tłumaczy dyrektorka zespołu. – Dużo materiałów kapela umieściła na dyskach w czasie pandemii.
No właśnie, pandemia. Zespół – jak sama nazwa wskazuje – to przedsięwzięcie stadne, wymagające kontaktu, bliskości, wspólnego ruchu, śpiewu, spotkań i rozmowy. Co działo się ze SZPiT-em od marca 2020 roku?
– Postanowiliśmy, że zespół dalej działa, spotykamy się minimum raz w tygodniu, przez Zoom, byleby się zobaczyć – mówi Aleksandra. – Przeprowadziliśmy wcześniej zaplanowany nabór wiosenny online. To był ewenement – zapisało się 15 ludzi, z których aż 10 z nami zostało, choć przez pół roku uczestniczyli tylko w zajęciach zdalnych. Kiedy tylko było to możliwe, zrobiliśmy sesję zdjęciową w parku Boguckim – niektórych nowych ludzi zobaczyliśmy na żywo dopiero wtedy.
W czasie pandemii instruktorki regularnie prowadziły zajęcia na temat folkloru, tradycji, strojów, mitologii i wierzeń słowiańskich – rzeczy, na które wcześniej często nie było czasu. Przyniosło to całkiem dobre efekty.
– Teraz mogę na zajęciach powiedzieć „zaczynamy od ułana” – kiwa głową Kasia – i oni wiedzą, który to jest taniec.
Kiedy zaczęto luzować obostrzenia, zespół stopniowo wracał do tradycyjnych form działalności – zajęć, integracji, koncertów. W 2022 roku SZPiT miał okazję wystąpić m.in. na koncertach charytatywnych na rzecz Ukrainy, w trakcie forum WUF 11 i na festiwalu w Grecji. Jak wyglądają przygotowania do występu?
– Jeżeli koncert jest duży, wybieramy stroje wcześniej na próbach, a jeśli mały, to w tym samym dniu – zaczyna opowieść Aleksandra Kwiatkowska. – Jeżeli gramy blisko, jedziemy w strojach, a jeśli daleko, przebieramy się na miejscu. Mamy swoich garderobianych – Mateusz Kitel i Bożena Fonfara dbają, żeby wszystko było poukładane, opisane i w odpowiednich pudełkach. Wyprane, wyprasowane i z przyszytymi guziczkami. Dziewczyny robią make-up, przyklejają rzęsy, zaplatają warkocze. W razie potrzeby pomalują się w 5 minut, ale zwykle zajmuje im to pół godziny: oczy brązowymi cieniami, kreska eyelinerem, rzęsy, róż na policzki, usta na czerwono, wstążeczki, włosy gładko zaczesane, zaplecione równiutko w warkocz, który doplatamy – włosy są prawdziwe, ale warkocze sztuczne. Paznokcie nie mogą być pomalowane – kolory trzeba zamalować cielistym lakierem. Wszelkie tatuaże muszą być zakryte. Obrączki są dopuszczalne, ale też ich raczej unikamy. Nie pozwalamy na farbowanie włosów – gdy ktoś jest w zespole, wie, że trzeba być naturalnym. Potem próba akustyczna – jeżeli to możliwe, zespół przejdzie po scenie parę układów i na 20–30 minut przed koncertem jesteśmy gotowi, w strojach, pomalowani, blisko sceny.
W niedzielę 11 września Studencki Zespół Pieśni i Tańca „Katowice” wystąpił na rynku w Czeladzi z okazji 760-lecia lokacji miasta. Oliwia stresowała się bardziej niż zwykle, bo tańczyła w rodzinnej miejscowości. Kasia zastanawiała się, jak zespół wypadnie w granym pierwszy raz od dawna repertuarze patriotycznym. Z całego zamieszania SZPiT wyszedł zwycięsko, a krakowiak, zwany popularnie Krakowem, wzbudził ogólny zachwyt.
53 lata i grają dalej – z folkloru nie da się wyjść.