Dziennie mijamy ich setki gatunków, wielu z nas trzyma kilka w domu, ale rzadko poświęcamy im pełną uwagę. Tymczasem warto się zastanowić, jak wiele zawdzięczamy roślinom i jak szalenie ciekawe potrafią one być. Przypadający w 2022 roku Rok Botaniki to dobry czas, by nieco uważniej spojrzeć na zieleń wokół nas. O barwnym i interesującym świecie roślin opowiada prof. dr hab. Adam Rostański z Wydziału Nauk Przyrodniczych UŚ, który w latach 2013–2019 pełnił funkcję prezesa Polskiego Towarzystwa Botanicznego.
Rok Botaniki ściśle wiąże się z setną rocznicą utworzenia Polskiego Towarzystwa Botanicznego, którego Pan Profesor był prezesem, a obecnie wciąż jest aktywnym członkiem. Jak przez te 100 lat zmieniał się charakter towarzystwa i jakie przedsięwzięcia są obecnie realizowane?
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości organizował się w kraju ruch naukowy, uniwersytecki, w tym przedstawicieli botaniki. Towarzystwo postawiło sobie za cel odtworzenie wiedzy botanicznej w nowym państwie, wsparcie młodych badaczy, popularyzację nauki i rozwój botaniki jako dziedziny naukowej. Od tego czasu organizacja wciąż istnieje i ma się nieźle. W tej chwili liczy blisko 1000 członków i zrzesza głównie botaników profesjonalistów. Rok Botaniki ma na celu zwrócenie uwagi ludzi na rolę roślin w przyrodzie i naszym życiu. Botanika jest dość szeroką dziedziną ze względu na to, że obejmuje ważną część świata ożywionego – rośliny. Oczywiście na botanikę składają się różne poziomy badawcze: od badań na poziomie molekularnym poprzez wyznaczanie i opisywanie gatunków, aż do badań obejmujących zgrupowania roślinne w – jakbyśmy powiedzieli w przedwojennym stylu – „społeczeństwach roślinnych”. Jako towarzystwo prowadzimy od stycznia do końca tego roku cykl webinariów, dostępnych na stronie internetowej PTB. Dotyczą one różnych zagadnień: roślin żyjących w skrajnych warunkach Arktyki czy Antarktyki, alergenów roślinnych, wykorzystywania roślin w remediacji zanieczyszczeń, aspektów ochrony przyrody czy wpływu gatunków inwazyjnych na zmiany we florach. Raz w miesiącu odbywa się jeden wykład.
Ludzie lubią przyrodę – chodzą do parków na spacery, udają się nad morze czy w góry, gdzie roślin jest całe mnóstwo, ale wielu z nich wychodzi z założenia: „Ładne to, tylko czy naprawdę muszę wiedzieć, jak się nazywa i jaką rolę odgrywa w ekosystemie?”. Dlaczego wiedza botaniczna jest ważna?
Dawniej zwykli ludzie wiedzieli znacznie więcej o roślinach niż w dzisiaj. Coraz częściej zdarzają się jednak osoby zainteresowane tym, czy „coś” z ich własnej okolicy albo z doniczki na balkonie nadaje się do zjedzenia. To modny w ostatnich latach kierunek i nie da się tu pominąć wiedzy o rozpoznawaniu roślin. Wiemy, że nie tylko mięso lub inne produkty pochodzenia zwierzęcego, ale też te roślinne są podstawą pokarmową i powinny stanowić większą część jadłospisu. Zboża stanowią filar naszej współczesnej diety, ale wiedza o nich i innych roślinach pokarmowych powstawała przez tysiące lat. Jak daleko sięga historia człowieka, tak człowiek z tymi roślinami miał do czynienia. Istnieje też szereg roślin, choćby o właściwościach leczniczych czy trujących, które bywały nieraz orężem politycznym lub ich wartość porównywano ze złotem. Dziś również tę wiedzę wykorzystujemy w fitoterapii, farmaceutyce i tworzeniu wielu lekarstw. Patrząc szerzej, intensywnie badana jest rola roślin w ekosystemie globalnym. Okazuje się, że nawet drobne organizmy mogą mieć ogromne znaczenie w jego funkcjonowaniu – stanowią ogniwo łańcucha pokarmowego lub przepływu energii. Jeszcze niewiele wiemy o tym, jak wszystkie gatunki są ze sobą powiązane, ale odkrywa się coraz więcej zależności, wręcz zadziwiających. Wydawałoby się, że jedna roślina z drugą nie mają nic wspólnego, a tymczasem niektóre potrafią się wspierać w trudnych warunkach życiowych. Do tego dochodzą grzyby czy inne mikroorganizmy, które uzupełniają ten globalny ekosystem i odgrywają w nim ogromną rolę. Zachodzące tu mechanizmy są niezwykle ważne i interesujące.
W lipcu tego roku zmarł James Lovelock, współtwórca hipotezy Gai, zgodnie z którą nawet szkodliwe działania człowieka nie są w stanie zagrozić życiu na Ziemi, ponieważ planeta „dba” o optymalne dla niego warunki. Jak bardzo rośliny są elastyczne? Czy faktycznie możemy być spokojni o ich los?
Wydaje mi się, że tak. Rośliny mają różne mechanizmy służące do przeżycia. Człowiek i zwierzęta wyżej zorganizowane tak daleko są zaawansowane w ewolucji, że muszą wkładać spory wysiłek w ochronę swojego sposobu życia, bo każdy inny osobnik lub czynnik może spowodować dla nich zagrożenie i śmierć. Człowiek się z tego nieco wyłamuje, bo robi też użytek z rozumu i potrafi wykorzystywać różne elementy środowiska na swoją korzyść. Rośliny natomiast mają szereg mechanizmów, może znacznie prostszych, ale przystosowujących je do życia w skrajnych warunkach. Potrafią przetrwać kilka, kilkanaście lat zupełnej suszy, zarzucić rozmnażanie płciowe na rzecz wegetatywnego i w ten sposób spowolnić rozwój ewolucyjny, a przy tym utrzymać potomstwo, swój genotyp przy życiu. Mogą odtwarzać się czasem z niewielkich fragmentów. Uważam, że rośliny mają dużą odporność, która może zostać osłabiona i zniszczona, ale przez skrajne warunki. Jeśli temperatura przekroczy 60–80 stopni Celsjusza, będzie to sytuacja, w której prawie żaden organizm nie będzie w stanie przeżyć, poza termofilami czy skrajnymi termofilami. Przyroda jest wielką księgą, która głosi: „Nie ci, to inni”. W roślinach drzemie spory potencjał, by przetrwać najgorsze, co się może przydarzyć.
Foki, pandy, surykatki, kapibary – słodkie zwierzątka wydają się asem w rękawie zoologów, którzy potrafią nimi skutecznie przykuć uwagę i zainteresować z ich pomocą społeczeństwo kwestiami ochrony przyrody. Czy botanicy dysponują podobnym orężem? Czy nie trudniej z rośliny uczynić symbol troski o przyrodę?
Praca jest trudniejsza. Zwierzęta oddziałują na człowieka w taki sposób, że od razu są lepiej odbierane, szczególnie przez dzieci. Wzbudzane zainteresowanie niekoniecznie też musi dotyczyć miłych futrzaków. To mogą być okazy okropne czy dla niektórych straszne, jak pająki, rozmaite owady. Rośliny właściwie nie wywołują lekkiego strachu powodującego większe zaciekawienie. Mają natomiast pewne elementy, które też są wykorzystywane w popularyzacji. Są nim chociażby organy rozmnażania roślin kwiatowych, czyli właśnie kwiaty. Podobają się one człowiekowi, bo zwykle mają piękne kolory, często przyjemnie pachną. Jesteśmy w stanie wybrać takie ikony, nawet wśród rzadkich roślin, które mogą stanowić element naszej troski o środowisko. Są takie rośliny, jak choćby lilia złotogłów, która występuje w naszych lasach – gatunek rzadki i objęty ochroną, jak mieczyk dachówkowaty – podobny do tych, które mamy w kwiaciarniach, ale rosnący dziko na łąkach. Są i kosaćce mające piękne kwiaty. Mówimy o takich roślinach, że są gatunkami charyzmatycznymi, czyli takimi, na które człowiek zwraca uwagę. Jednocześnie mogą być „parasolami” – jeżeli chronimy te okazy, to też całe ich środowisko i szereg innych organizmów przy okazji.
Pośród licznych zagrożeń dla ziemskich ekosystemów często wskazuje się gatunki inwazyjne, które wkraczają na nowe obszary wskutek zmian klimatu lub aktywności ludzkiej. Czy zawsze jednak są to niechciani intruzi? Może należy na nich spojrzeć jak na zwycięzców, których ewolucja wyposażyła w najlepsze narzędzia?
To trudne zagadnienie także dla mnie. Z jednej strony człowiek zawsze chciałby uszanować to, co zastał, co pamięta – nasze krajobrazy rodzime. Pojawiające się gatunki obce mają mechanizmy umożliwiające jak najefektywniejsze rozmnażanie się i zajmowanie możliwie dużej powierzchni. Rodzi się pytanie: czy to źle czy dobrze? Możemy na nie patrzeć jak na zagrożenie, przyczynę eliminacji innych gatunków, poszerzenia areału kosztem pozostałych organizmów. Z drugiej strony możemy się zastanowić, dlaczego one sobie radzą tak dobrze. Czy ewolucja nie wyposażyła ich właśnie na ten moment, żeby się rozprzestrzeniały wtedy, kiedy mają ku temu sposobność? Może gorszy jest fakt, że to człowiek często sprzyja rozprzestrzenianiu się tych gatunków – jego przemieszczanie się z miejsca na miejsce może przyspieszyć cały proces o 150–200 lat albo nawet o kilka tysięcy. Wędrówki roślin byłyby naturalnie hamowane przez warunki geograficzne, klimatyczne, ale ludzie wszystkie te bariery przełamali. Przenosimy ze sobą fragmenty środowisk i rozprzestrzeniamy gatunki, które w nowych warunkach często nie mają naturalnych wrogów, a przy tym mogą się szybko namnażać, opanowując większą przestrzeń. Stąd to zagrożenie. W skali ewolucji to jakieś kilka wieków – właściwie niewielki wycinek czasu. Tymczasem przemiany szaty roślinnej świata odbywają się na lądzie w sposób bardzo dynamiczny od milionów lat, ale człowiek te procesy znacznie przyspieszył.
Na Górnym Śląsku ludzie pozostawili po sobie dość mocny ślad w postaci przemysłu ciężkiego, kopalni, hut. Czy historia sprawia, że nasz region jest z biologicznego punktu widzenia unikatowy?
I tak, i nie. Z jednej strony tego typu oddziaływania przemysłowe są widoczne w różnych miejscach świata. W XIX wieku na Śląsku produkowano najwięcej na świecie cynku i ołowiu, i to już nas wyróżnia. Zostały po tym okresie pamiątki. Możemy je różnie oceniać. Niektóre, jak odpady po węglu kamiennym, stanowią problem ze względu na masę i zajmowaną powierzchnię, ale mniejszy, jeśli chodzi o szkodliwość dla środowiska. Oczywiście, część takich obszarów jest zasolona, ale po pewnym czasie sole są wypłukiwane i trafiają do wód powierzchniowych. Skały wydobyte z głębokości rozpadają się na powierzchni ziemi i powoli wnikają w nasz krajobraz, właściwie wzbogacając na swój sposób ekosystem, i pokrywają się zielenią. Po kilkunastu latach można nie rozpoznać takich miejsc. Gorsze są oddziaływania, które eliminują organizmy żywe, spowodowane zagęszczeniem pewnych substancji toksycznych w takich ilościach, jakie w przyrodzie naturalnie nie występują lub tylko w niektórych miejscach. Znane są na świecie obszary, gdzie stężenie pierwiastków toksycznych jest wysokie i tam też żyją rośliny, ale dość szczególne. Zazwyczaj spotykamy tam gatunki endemiczne, które od setek tysięcy lat przystosowywały się do życia w tych niezwykle trudnych warunkach.
Czy u nas też pojawiły się takie specyficzne, dobrze przystosowane rośliny?
Jak najbardziej. Mamy na Śląsku rośliny i miejsca, które uważam za niezwykle ciekawe. Mogą przy tym ładnie wyglądać! Przykładem są murawy galmanowe z wieloma metalami ciężkimi w podłożu. Na ich obszarze wytwarza się skąpe pod względem gatunków (choć nie zawsze), nie w pełni pokrywające powierzchnię zbiorowisko roślinne złożone z gatunków przystosowanych do wysokich stężeń substancji toksycznych – metali ciężkich. Głównie są pozostałościami po tym, co wydobyto kiedyś z ziemi, przetworzono i pozostawiono odpady o dużej toksyczności. Dobrze, jeżeli szkodliwe związki nie przenikają w głąb podłoża i nie zatruwają wód podziemnych, nie są roznoszone po regionie. Te obszary opanowały rośliny o dość ciekawej biologii, zazwyczaj rzadkie, gwarantujące też lokalną fitostabilizację – utrzymują to podłoże, utrudniają też rozprzestrzenianie się toksyn przez wiatr. Żyją po cichu, spokojnie i prowadzą swoje trudne, mozolne życie codzienne. Dwa lata temu udało nam się z kolegami opisać podgatunek pleszczotki górskiej Wójcickiego – na cześć prof. Zygmunta Wójcickiego, założyciela Polskiego Towarzystwa Botanicznego. Roślina występuje w okolicach Olkusza i Bolesławia i przystosowana jest do życia w trudnych warunkach w obecności metali ciężkich. Dawniej uważano, że wywodzi się z populacji, która przywędrowała z wyższych partii gór, ponieważ ten gatunek rośnie w Tatrach, Alpach, aż po Pireneje. U nas bytuje jednak na niższych wysokościach. Prawdopodobnie jest izolowana od paru tysięcy lat i możliwe, że nawet nie dotarła do nas z gór. Niewykluczone też, iż pochodzi z czasów, gdy lodowiec zmieniał krajobraz Europy. Zresztą, szczątki tego gatunku są znajdowane w osadach polodowcowych sprzed kilku tysięcy lat. Możemy sądzić, że stanowi osobny podgatunek, który tutaj ewoluował – potwierdziły to badania genetyczne. Efektem tych badań jest publikacja, jaka ukazała się co prawda w 2020 roku, ale z myślą o Roku Botaniki – i dlatego roślina jest jednym z symboli świętowania przez nas tego wydarzenia.
Na koniec zadam Panu Profesorowi osobiste pytanie: jaka jest Pana ulubiona roślina?
Mam parę takich, z którymi łączy mnie stosunek osobisty. Pierwsza to roślina, którą rodzinnie zajmował się mój ojciec – wiesiołek dwuletni. Chociaż polska nazwa nie bardzo mi się podoba. Wolę łacińską Oenothera biennis czy też angielską – Evening Primrose lub niemiecką – Gemeine Nachtkerze, czyli ‘świeca nocna’ – ze względu na rozkwitanie tej rośliny wieczorową porą i wabienie owadów nocnych pięknym zapachem. Wiesiołki występują właściwie wszędzie na terenie naszego kraju i Europy, choć większość przywędrowała z Ameryki, tak więc to obcy przybysze. Kolejnym jest pleszczotka górska, o której rozmawialiśmy. Jej biologia i historia występowania otworzyła nowe horyzonty myślenia nad tym, jak rośliny mogły wykorzystać swój potencjał i uciec z przekształcanego przez człowieka środowiska na tereny poprzemysłowe, gdzie znalazły swoje miejsce. Trzecim gatunkiem jest rzodkiewnik Hallera będący metalofitem. To troszkę skrzywienie zawodowe. Roślina ta występuje u nas w kraju zazwyczaj w górach, ale także często spotykana jest na podłożu bogatym w cynk lub o wysokim stężeniu innych metali ciężkich. Możemy powiedzieć, że jest indykatorem, wskaźnikiem ich występowania. Badania nad tym gatunkiem prowadzimy w dalszym ciągu. Co ciekawe, to roślina górska, która w Polsce występuje na niżowych stanowiskach, tylko na Wyżynie Śląskiej i zazwyczaj tam, gdzie mamy dużo cynku, ołowiu i kadmu.
Dziękuję za rozmowę.