Co robić w parku?

Banalnie byłoby powiedzieć: spacerować („Jesień idzie przez park”), usiąść na ławce („W parku pod kasztanem pani siądzie z panem”), nawiązywać relcje interpersonalne („W Saskim Ogrodzie koło fontanny jakiś się frajer przysiadł do panny”), słuchać koncertów ptasich chórów i popisów solistów („Będą ćwierkać, świstać, kwilić,/ Pitpilitać i pimpilić”) oraz spadających bez pośpiechu, a potem szeleszczących romantycznie liści („Czy słyszysz, co te liście gwarzą? [kopie nogą liście] Szit, szit — szit, szit… szit, te liście marzą”). Nie tylko patrzeć, ale też widzieć. Uśmiechnąć się na widok uroczej i płochliwej wiewiórki, podążać za ślimakiem w jego tempie, wpatrywać się w aleatoryczne ruchy delikatnych ważek. Skoncentrować się na nieustającym w świecie przyrody ruchu.

I to wszystko dostępne w mieście, w zasięgu ręki. Bańka spokoju o różnych barwach i o zapachach zmieniających się w rytmie pór roku, przestrzeń ciszy i dźwięków natury, dająca możliwość wytchnienia od gwaru miasta, tworu z kamienia, betonu, stali, szkła.

W przestrzeni miejskiej parki istniały „od zawsze”, przetrwały do dziś. Literacki portret mojego Sosnowca (Sosnowca, bo niegdyś miejscowość otaczały bory sosnowe) z pierwszej połowy XX wieku stworzył Zbigniew Białas: „miejsce dudniących pociągów, bitych tysiącami świń na zapleczu targowicy, walcowni, z której dochodzi łomot jak z piekła, rozbrzmiewającego ptasimi trelami parku Sieleckiego, drewnianych domków kwartału żydowskiego, gwarnego hotelu Victoria”. Taki Sosnowiec w dużej części żyje już tylko w tekstowym świecie, ale park Sielecki, który powstał przed 1835 roku, nadal przyciąga stuletnimi już drzewami i śpiewającymi wśród nich ptakami. Ale dziś spacerowicz znajdzie w nim także duże place zabaw ze zjeżdżalniami, rozmaitymi instalacjami do wspinaczki, huśtawkami, trampoliną, karuzelą i piaskownicą, także siłownię pod gołym niebem, skate park, boiska do koszykówki.

Definicyjnymi elementami przestrzeni parkowej w mieście są drzewa, krzewy i trawy, wytyczone aleje, ścieżki, dróżki, przy których są umiejscowione ławki. I pełni ona funkcje rekreacyjne. A te wykraczają już daleko poza zwykłe spacerowanie, czyli wolne chodzenie dla przyjemności lub dla zdrowia. Park się zmienia, bo zmieniają się czasy i ludzie, ich potrzeby, upodobania, przekonania…

Drzewa i zieleń pozostają. Ale praktyczne okazuje się wybetonowanie przestrzeni rekreacyjnych, wyłożenie ich materiałami bezpiecznymi dla użytkownika parku, którym ma się stać zwykły spacerowicz – może potrzebny byłby okazjonalizm parkowicz. Ławki też nadal mają swoje miejsce w parkach, ale przecież nie mogą służyć tylko do siedzenia i odpoczywania. Ich funkcję podstawową zatem wzbogacają lub zastępują inne zadania, np. ładowanie smartfonów. Siadając na ławce, można też wysłuchać proponowanego przez projektanta utworu muzycznego lub podcastu. Ławka, obiekt małej architektury, staje się przedmiotem prymarnie estetycznym, kiedy przybiera kształt np. otwartej książki: jest może oryginalna, ale siedzieć na niej trudno, bo… nie jest wygodna. Ale czy musi być ergonomiczna? Nie! Stanisław Wyspiański ofiarował Lucjanowi Rydlowi i jego żonie krzesła swojego projektu. Piękne, co oczywiste, ale nie do siedzenia. Młodzi małżonkowie zachwycali się designerskim podarkiem, ale ich goście już znacznie mniej. Teraz też spacerowicze podziwiają wymyślne ławki z daleka, ale siadają na nich z ostrożnością i nieufnością, uprzedzeni o potencjalnych zagrożeniach: „Administrator nie ponosi odpowiedzialności za szkody powstałe w wyniku nieprawidłowego korzystania z ławki przez użytkowników”. Bo czasem, żeby spocząć na ławce parkowej, trzeba najpierw dogłębnie przestudiować rozbudowaną instrukcję jej obsługi.

Konieczność porządku instrukcji wskazał Georges Perec w puzzlowej powieści o tytule intrygującym także interpunkcją: Życie instrukcja obsługi (1978). Może wydawać się, choć pewnie mylnie, że ławka jest prostsza w obsłudze…

Pójście do parku oznacza każdorazowo podróż w czasie: przeszłość i tradycja spotykają się z dzisiejszością i innowacjami.