Jako siedmioletni dzieciak widzi wydarzenia 1905 roku, zachowując w pamięci nie tyle bunt robotników, co realizację ich postulatów – powstanie szkół polskojęzycznych. Korzysta więc z tego przywileju i uczy się legalnie w ojczystym języku, kilka lat później bierze udział w gimnazjalnej tajnej sekcji „Strzelca”. W 1915 roku przerywa naukę i wstępuje do Legionów Polskich. Potem jest Szczypiorno, POW, wojna graniczna z Ukrainą i wojna z Rosją, w której uczestniczy jako oficer 1. Pułku Piechoty Legionów, odznaczony zostaje Krzyżem Virtuti Militari i czterokrotnie Krzyżem Walecznych.
We wrześniu 1939 roku, poszukując swej jednostki, trafia do Lwowa, gdzie w styczniu 1940 roku zostaje aresztowany przez NKWD, a następnie więziony przez 13 miesięcy, najpierw w zamarstynowskim więzieniu we Lwowie, później w moskiewskiej Łubiance, a następnie w Saratowie. Odzyskuje wolność w lipcu 1941 roku po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej. Natychmiast zgłasza się do armii generała Andersa, z którą dociera na Bliski Wschód. Stamtąd zostaje oddelegowany do pracy w wydawanym w Jerozolimie czasopiśmie „W Drodze”. W 1945 roku wraca do Polski: do bliskich i „(…) do roboty (…) służyć naszemu wspólnemu celowi – odbudowie” („Kurier Popularny”, 1945).
O kim mowa? O Władysławie Broniewskim. Z odpowiedzią nie mają problemu literaturoznawcy, trudności mogą mieć jednak niemal wszyscy, którzy przystępowali do matury w okresie od powojnia do późnych lat 70. ubiegłego wieku. Nie było uroczystości państwowej, oficjalnych świąt, którym nie towarzyszyłyby wiersze autora Mazowsza. Rocznice wybuchu II wojny światowej honorowano obowiązkowymi: Bagnetem na broń, Żołnierzem polskim; obchody rocznicy Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej czczono Pokłonem Rewolucji Październikowej, a pochodom pierwszomajowym wtórowały z głośników: Pieśń majowa i Robotnicy – żelazny repertuar peerelowskiej propagandy, która pomijała całą wojskową karierę autora Słowa o Stalinie. Na początku lat 80. ubiegłego wieku zainteresowanie twórczością Broniewskiego zdecydowanie zmalało.
W pracach badawczych dr. hab. Macieja Tramera, prof. UŚ z Instytutu Literaturoznawstwa UŚ, autora monografii Literatura i skandal. Na przykładzie okresu międzywojennego (2000), poeta pojawiał się w różnych konfiguracjach, ale – jak tłumaczy naukowiec – zawsze gdzieś w tle i na uboczu. Istotną zachętą stało się odkrycie bogatego i dobrze zachowanego archiwum zdeponowanego w Muzeum Władysława Broniewskiego, wspólna wyprawa z przyjaciółmi z instytutu oraz spotkanie z niezwykłymi kustoszami: Sławomirem Kędzierskim i Reginą Kaźmierczak. To otworzyło możliwość lektury Broniewskiego nie od strony nienaruszalnego druku, lecz z perspektywy rękopisu, notatki, nieznanych tekstów, dokumentów czy korespondencji. Wynikiem były: obszerna publikacja naukowa pt. Brudnopis in blanco. Rzecz o poezji Władysława Broniewskiego (praca habilitacyjna, 2011), liczne artykuły, a także opracowania krytyczne Pamiętnika (2013) i Publicystyki (2016) Władysława Broniewskiego, a w 2021 roku pięć szkiców o W. Broniewskim pt. Wszystko zmienne (Wydawnictwo UŚ). Najbardziej wymiernym efektem była jednak współpraca i spotkania na różnych etapach: konferencje, wystawy, serie wydawnicze czy wspólne monografie, a nawet konsultacje czy recenzje naukowe. Broniewski jest po prostu poetą, którym nie sposób się nie podzielić – podkreśla prof. Maciej Tramer i dodaje: – Pomimo utrwalonego wizerunku poety propagandowego Broniewski jest postacią niepokorną, a nawet nieobliczalną; cały czas legionista, zbuntowany „republikański żołnierz”, którego poglądy radykalizują się coraz bardziej. To nie jest pisarz, o którym można by powiedzieć, że bawi się słowem. Nie oznacza to braku poczucia humoru, któremu autor Baru pod zdechłym psem dawał wyraz wiele razy. Uważał jednak, że jego twórczość ma coś ważnego do zrobienia. Słychać tutaj rozczarowanie historią, gniew z powodu niesprawiedliwości, a zarazem wiarę w możliwość naprawienia świata i podziw dla wszystkich tych, którzy zdolni są do poświęceń. Jest w takim rozumieniu zaangażowania sporo naiwności, nie sposób jednak odmówić mu szczerości oraz szczególnej energii. Taki prosty sposób opisywania świata wciąż znajduje czytelników.
Broniewski był niepokorny niemal od zawsze, ale też historia doświadczała go od najmłodszych lat. O rewolucji 1905 roku nie czytał, był jej świadkiem. W szkole uwiodło go harcerstwo, w gimnazjum w Płocku pochłonęło wydawanie na hektografie gazetki „Młodzi Idą”, choć miał wtedy zaledwie 15 lat. Dwa lata później (jeszcze niepełnoletni) wykorzystuje przerwę wielkanocną, aby z grupą kolegów przedrzeć się do legionów, wyprawa ta wymagała nie lada odwagi.
– To była bardzo trudna decyzja – nie tylko ucieczka ze szkoły, ale i działanie wbrew społeczności lokalnej Płocka, dla której pójście do wojska austriackiego, bo tak wówczas postrzegali legiony mieszkańcy Królestwa Polskiego, było przejawem nielojalności. Trzeba też pamiętać, że legionistom będącym poddanymi cara w momencie dostania się do niewoli groziła kara śmierci za zdradę – uzupełnia badacz.
Siedemnastolatek trafia do 4. Pułku Piechoty. To początek długiej, skomplikowanej drogi i traumatycznych doświadczeń frontowych, z którymi starsi i bardziej doświadczeni często sobie nie radzili, a co dopiero uczeń wyrwany z ławki szkolnej. Nie wszystko rozumie, ale ufa swoim autorytetom. W 1918 roku pisał w pamiętniku: „Jestem żołnierzem Komendanta Piłsudskiego. Jego osoba daje mi gwarancję, że będę użyty dla dobra ojczyzny i idei demokratycznej”. Bierze udział w walce, ale również mocno angażuje się w rady żołnierskie. Podczas „kryzysu przysięgowego” w 1917 roku bez wahania staje obok buntowników, którzy jednoznacznie odmawiają aktu lojalności wobec jakiegokolwiek monarchy. Broniewski służy w 3. Brygadzie, która, podobnie jak 1. Brygada, nazywana jest przez legionistów „obywatelskim wojskiem”. Pozostaje cały czas rozpolitykowanym i skorym do buntu „republikańskim żołnierzem” – podkreśla literaturoznawca.
W konsekwencji trafia do obozu w Szczypiornie, gdzie pełni funkcję delegata w radzie żołnierskiej i wydaje obozową gazetkę. Po uwolnieniu angażuje się w POW. Po zdaniu matury rozpoczyna studia filozoficzne na Uniwersytecie Warszawskim. Jednocześnie z uwagą i nadzieją nasłuchuje wieści o buntach żołnierskich w listopadzie 1918 roku w Niemczech. Bierze udział w rozbrajaniu niemieckiego garnizonu w Warszawie. W chwili odzyskania niepodległości utożsamia się przede wszystkim z PPS-owskimi postulatami i entuzjastycznie przyjmuje ogłoszone 17 listopada dekrety premiera Jędrzeja Moraczewskiego m.in. zrównujące w prawach wszystkich obywateli, ustanawiające ośmiogodzinny dzień pracy i uznające prawa wyborcze kobiet.
– Czasami jednak z drobiazgów i niuansów – twierdzi prof. Maciej Tramer – więcej można wyczytać niż z „dużych” faktów. Przykładem może być odprysk historii związanych z próbami narzucenia jednolitych mundurów w legionach. Jako rekrut 4. Pułku Piechoty w Piotrkowie Broniewski otrzymał rojówkę (rodzaj rogatywki nazwanej od nazwiska dowódcy pułku). W swoich wierszach przedstawia się wyłącznie w „demokratycznej” maciejówce.
Konsekwentną niekonsekwencję znaleźć można nie tylko w wyborach życiowych, lecz również w zbiorach wierszy. Broniewski przykładał ogromną wagę do kompozycji tomików. Debiutanckie Wiatraki składały się z osiemnastu wierszy wybranych spośród blisko dwustu. W archiwum zachowały się nawet makiety, dzięki którym można zobaczyć, jak przebiegał cały proces. Poeta nic nie zostawiał przypadkowi – zauważa literaturoznawca. Starannie układał i pasował teksty. Zdarzało się nawet, że dopisywał wiersz do już ustalonego porządku. Nigdy nie zgodził się na publikację wierszy w porządku chronologicznym. Poza jednym przypadkiem. W pierwszym wojennym tomiku wydanym w 1943 roku w Jerozolimie osiem pierwszych wierszy ułożonych jest zgodnie z datami powstania. Pierwszym tekstem jest tytułowy Bagnet na broń, napisany jeszcze w kwietniu 1939 roku. Utwór kończy jednoznaczna obietnica walki do ostatniego tchu. Kolejnym wierszem w tomiku jest jednak napisany po klęsce wrześniowej Żołnierz polski, który wbrew deklaracji z poprzedniego Bagnetu na broń powraca „z niemieckiej niewoli”. A to nie koniec niekonsekwencji, gdyż następne wiersze opowiadają o pobycie w więzieniu. Zamiast jakiegokolwiek porządku mamy piętrzącą się niespójność. Niekonsekwencja twórcy? Profesor zdecydowanie zaprzecza.
– Ten jednorazowy chronologiczny porządek posłużył Broniewskiemu do opowieści o paradoksach: historycznym, politycznym, biograficznym. Tej kompozycji ośmiu wierszy poeta nie wymyślił, jedynie się na nią zdecydował, opowiedział historię, która tak naprawdę jest skandalem historii. Takich konsekwentnych niekonsekwencji jest więcej. Broniewski naprawdę był nieresocjalizowalny. W pozostałym po poecie archiwum sporo jest dokumentów, które dopiero uczymy się czytać i opowiadać. Każdy z nich wymaga starannej uwagi i wrażliwości. Część, na przykład korespondencja poety z żoną Marią Zarębińską, zmarłą krótko po wojnie więźniarką Oświęcimia i Ravensbrück, wymaga przede wszystkim szacunku – kończy prof. Maciej Tramer.