Dziś na miejscu najsłynniejszego w poezji polskiej drzewa stoi wzniesiony w XIX wieku kamienny obelisk z popiersiem bratanka poety, Piotra Kochanowskiego, oraz symboliczny sarkofag Urszulki. Co się stało z drzewem? Lipa nie jest długowieczna, żyje 300 do 400 lat. Musiała być już dojrzałym drzewem w czasach, kiedy Jan Kochanowski pisał wiersze pod jej opiekuńczymi gałęźmi. Runęła ze starości pod koniec XVIII wieku. Chcę wierzyć, że tak jak drzewa, umarła z godnością, stojąc.
Obok tak niezwykłego dla literatury miejsca – „Wszak lipa czarnoleska na głos Jana czuła tyle rymów natchnęła!”, pisał Adam Mickiewicz w Panu Tadeuszu – leży kamień o magicznej mocy: każdy, kto siądzie na nim, zostanie natchniony poetycką weną. Nie, nie siedziałam na nim.
W polski pejzaż kulturowy wrosła rozdarta sosna z Ludzi bezdomnych Stefana Żeromskiego. Literacki symbol jest jednocześnie przejmującym obrazem dewastacji środowiska naturalnego, niszczycielskiego rozmachu człowieka. „Tak ją dzieje kopalni rozdarły na dwoje. Pień jej stał jedną połową swoją w górze, a drugą szedł wraz z zawaliskiem, niby istota ludzka, którą na pal wbito. Tamten, z bryłami ziemi w dół ściągnięty, prężył się, jak członki na torturach. Wszczepione w glebę pazury górne trzymały się z całej siły”. Taki kadr idealnie współgra ze śląskimi pejzażami postindustrialnymi stworzonymi przez Arkadiusza Golę, które składają się na czarno-białe cykle fotograficzne, zwłaszcza Hałdy, Biedaszyby, Riwiera.
„O, cóż jest piękniejszego niż wysokie drzewa” – z emfatycznym zachwytem wykrzykuje Leopold Staff. Nie wszyscy podzielają admirację poety. Łatwo się o tym przekonać, gdy wejdzie się do lasu. Wokół odwieczna, dziewicza puszcza, knieja, głusza, mroczny matecznik, dzikie ostępy. Wydawać by się mogło, że budzą respekt swoją pierwotną potęgą, majestatem przyrody. Skądże! W walkę z nimi, z góry przez nie przegraną, zaprzęga się wielofunkcyjne i o wielkiej mocy harwestery, czyli kombajny zrębowe, przypominające zdehumanizowane mechy z grafik Jakuba Różalskiego. Bez trudu powalają stuletnie drzewa, dla pozyskiwania drewna. Bezwzględnemu przetrzebieniu ulegają też młode lasy, gaje, zagajniki. Włóczęga po borach i borkach, zamiast dawać poczucie intymnego kontaktu z przyrodą, staje się spacerem uporządkowanymi alejami obstawionymi pociętymi, okorowanymi, starannie ułożonymi stosami dawnych drzew. Teraz już martwych, nagich, pozbawionych duszy. Połacie lasów, kiedyś tętniące życiem, bioróżnorodne, zmieniające się wraz z porami roku i upływem czasu, teraz pozbawione drzew, krzewów, żyjących wśród nich zwierząt, ptaków, owadów, tworzą sztuczne polany pogrążone w głębokiej ciszy. Las, taki jak ten, w który poszły ogary, zobaczymy już tylko na kartach powieści. Nie wątpię, że lasy wymagają uzasadnionego wsparcia ze strony człowieka. Ale trudno pogodzić się z masową deforestacją motywowaną bezwzględną antropopresją. Jak mówił Gandhi: „Ziemia jest w stanie zaspokoić potrzeby wszystkich ludzi, nie jest jednak w stanie zaspokoić ich chciwości”.
Być może niedługo weekendowe wyprawy do lasu będą realizowane w świecie VR. Może antidotum na wylesianie stanie się sztuczny las z drukarki 3D? Będą nam musiały wystarczyć książki Petera Wohllebena: Sekretne życie drzew, O czym szumią drzewa, Instrukcja obsługi lasu. Jakkolwiek pasjonujące, nie zastąpią realnego kontaktu z leśnym światem i życiem.