Zawieszenie zajęć dydaktycznych w formie tradycyjnej z powodu pandemii koronawirusa spowodowało potrzebę błyskawicznego przeorganizowania się uczelni i realizacji zdalnego kształcenia. Początkowo niemal wszyscy borykali się z problemami technicznymi lub wynikającymi z braku wiedzy, jak organizować wideokonferencje, zakładać konta, rozwiązywać problemy z obsługą kamer internetowych czy udostępniać różnego typu pliki, prezentacje czy nagrania, nie naruszając jednocześnie praw autorskich. Jak pierwsze tygodnie funkcjonowania w nowej rzeczywistości oceniają studenci? Zapytaliśmy o to studentów I roku MU filologii polskiej.
– Proces przestawiania się na pracę zdalną przebiegał bardzo szybko. Dodatkowa trudnością był fakt, że przypadł na ostatni tydzień sesji poprawkowej, mierzyliśmy się zatem z emocjami, jakich wielu z nas nigdy wcześniej nie doświadczyło. Największym problemem było przytłoczenie liczbą komunikatów docierających z różnych stron (władze rządowe, instytucje kultury, uczelnia). Do problemów można zaliczyć także to, że dość szybko zostaliśmy odcięci od stacjonarnego dostępu do bibliotek akademickich (Biblioteka Śląska, CINiBA) – mówi Krystyna Lukoszek i dodaje. – Brak możliwości stacjonarnego korzystania z bibliotek to duży problem, chociaż biblioteki częściowo rekompensują nam to, dając możliwość dostępu do elektronicznych baz. Część potrzebnej literatury jest także dostępna w internecie w ramach domeny publicznej.
– Na początku najtrudniej było mi się oswoić z regularnie przesyłanymi, coraz to nowymi zadaniami do wykonania, wypracować sobie system i przyzwyczajenie do określonego rytmu pracy oraz trzymania się planu działania. Stos materiałów powiększał się, a ja nie potrafiłam się z niego „wygrzebać”. Wyglądało to tak: dostaję materiały, odsyłam materiały – i tak bez końca. Najgorsze w tym wszystkim było to, że na wykonanie danego zadania poświęcałam dużo więcej czasu, niż trwałyby tradycyjne zajęcia – zauważa Roksana Gancarz. – Po miesiącu pracy zdalnej wypracowałam sobie pewien system działania i staram się go trzymać. Oczywiście nie mogę powiedzieć, że studiowanie zdalne jest dla mnie bajką, ale po czasie zauważyłam, że radzę sobie zdecydowanie lepiej niż na początku. W e-learningu najważniejsze jest racjonalne podejście i rozplanowanie pracy. Przy czym umiejętność całkowitego odcięcia się od spraw uczelnianych raz na jakiś czas jest również bardzo pomocna. I tak, raz w tygodniu robię sobie właśnie taką przerwę. Zajmuję się wtedy wszystkim, co nie wymaga korzystania z komputera, i wtedy czuję, jak mój umysł odpoczywa.
– W momencie zawieszenia zajęć wciąż trwała sesja poprawkowa poprzedniego semestru i nawet jeśli to była jej końcówka, wciąż wielu studentów miało nieuregulowane sprawy z dziekanatem. USOS – cokolwiek by o nim nie mówić – był nieodzowny. Niestety nie dla wszystkich. Ja oraz inni studenci ISM-u – ze względu na przyjętą praktykę tego rodzaju studiów – w momencie przejścia na pracę zdalną nie byliśmy jeszcze zarejestrowani w USOS-ie na żaden z wybranych przez nas przedmiotów. Kiedy któryś z prowadzących kontaktował się ze studentami, po prostu używał listy mailingowej dostarczonej mu przez system i mógł nie zdawać sobie sprawy, że ta lista jest niekompletna. Ten utrudniony kontakt był przez długi czas głównym powodem mojego stresu – opowiada Beniamin Barczyński, student filologii polskiej w ramach Indywidualnych Studiów Międzydziedzinowych.
– Nie miałam problemu z przestawieniem się z dnia na dzień na zajęcia zdalne – mam sprzęt, zainstalowałam potrzebne aplikacje – wspomina pierwsze dni kwarantanny Patrycja Dębowiec. – Cieszyłam się, że nie będę musiała spędzać kilku godzin w autobusach, stykając się z innymi ludźmi, więc miałam poczucie bezpieczeństwa. Jedynie na początku stresowałam się tym, że wykładowcy nie pisali do nas maili, żeby poinformować, czy w ogóle zamierzają prowadzić zajęcia zdalne. Wiązała się też z tym niepewność o zalanie nas później materiałami w ramach nadrabiania zaległości.
– Obecnie sytuacja jest bardziej ustabilizowana – opowiada Agata Rzepka. – Zajęcia odbywają się regularnie. Niemniej pojawiają się problemy, np. techniczne – opóźniają one lub wydłużają zajęcia. Problemy z mikrofonem, kamerką i inne tego typu sytuacje utrudniają zdalne nauczanie. Czasem podczas zajęć parę osób zaczyna mówić na raz. Gdy taka sytuacja ma miejsce w sali zajęciowej na uczelni, jest łatwa do rozwiązania. Niestety podczas zajęć online nie jest już tak łatwo. Minusem jest również ilość zadawanego materiału – myślę, że mniej trzeba się przygotowywać na zajęcia w normalnym trybie. Najlepiej oceniam zajęcia, na których prowadzący przesyłają nam nagrane przez siebie wykłady lub spotykamy się z nimi na przykład poprzez aplikację Zoom. Trudniej jest przyswoić materiał, gdy jest on przesyłany w formie pisemnej.
Specyfika studiowania na kierunku, jakim jest filologia polska, powoduje, pojawiają się problemy, które nie są tak dotkliwe dla studentów innych kierunków.
– Nie potrafię wyobrazić sobie filologii polskiej bez dyskusji, bez rozmowy, bez eksplorowania wszystkich aspektów języka na raz. Dyskusja poprzez platformy typu Teams wydaje mi się niebywale sztywna i pozbawiona naturalności. Filologia polska wymaga nie tylko kontaktu z żywym słowem, ale i z „żywą” materialną książką. Jest też stałym kontaktem z tekstem pisanym, na którym trudno pracuje się na ekranie komputera, bez dostępu do drukarki – komentuje uwagę Katarzyna Hanik.
Laura Janoszek zwraca uwagę także na inne problemy studentów podczas okresu zamieszenia zajęć.
– Część studentów straciła pracę lub miejsce zamieszkania (na przykład w akademiku) i nie mogła przez to zostać w Katowicach. Powrót do domu rodzinnego nie zawsze okazywał się dobrym rozwiązaniem. Co gorsza, epidemia koronawirusa pokryła się z miesiącem, w którym studenci nie otrzymują wsparcia finansowego, na przykład stypendium socjalnego. Ja musiałam wybierać między życiem ze skromnych oszczędności (przeznaczonych na przykład na leczenie zębów) a domem, w którym ze względu na niepełnosprawnego brata nie mam warunków do nauki.
Zawieszenie zajęć dydaktycznych to także odcięcie od kolegów i koleżanek, izolacja i samotność.
– Bardzo brakuje rozmów oraz spotkań z kolegami. Staramy się utrzymać kontakt online. Nie jest on oczywiście tym samym, co spotkanie twarzą w twarz, ale warto korzystać z tych możliwości, które pozostały – mówi Agata Rzepka i dodaje, jak Uniwersytet pomaga studentom w tym trudnym czasie. – Uczelnia w dobry sposób organizuje pomoc. Starostowie grup mają stały kontakt z konkretnymi osobami, które zajmują się funkcjonowaniem Uniwersytetu w tym czasie. Oferowana jest pomoc psychologiczna, wykładowcy są zainteresowani samopoczuciem studentów. Wiem, gdzie zgłosić się w wypadku, gdybym potrzebowała pomocy.
– Staramy się pomagać sobie i wspierać się, jak tylko jest to możliwe – dodaje Julia Brodowska. – Wymieniamy się materiałami i próbujemy czerpać, ile się da z zasobów internetowych. Organizowanych jest wiele spotkań online, webinariów itp., z których możemy korzystać. Wydaje mi się, że dużo zależy od tego, na ile otworzymy się na nowe sposoby funkcjonowania i zaakceptujemy fakt, że życie towarzyskie oraz naukowe przeniosło się do internetu. Nie oszukujmy się – są problemy i wątpliwości, to nieuniknione, ale widzę, że uczelnia stara się pomóc je przezwyciężać. Na przykład ostatnio wypełnialiśmy ankietę na temat funkcjonowania e-learningu na naszej uczelni. Dzięki temu studenci i wykładowcy mogli wskazać, co funkcjonuje dobrze, a co trzeba zmienić. Stopniowo wdrażane są nowe rozwiązania, inny system pracy w niektórych przypadkach wymaga zmiany sylabusów lub sposobów zaliczenia. Myślę, że ten czas nauczania zdalnego to dla nas wszystkich sprawdzian z umiejętności słuchania, komunikowania swoich potrzeb, ale także nauka kompromisów.
Na pytanie, jak studenci postrzegają przyszłość w e-learningu po przywróceniu zajęć dydaktycznych, odpowiadają, że widzą je jako uzupełnienie zajęć prowadzonych w sposób stacjonarny, ale nie jako pełne ich zastąpienie.
– Wydaje mi się, że przesyłanie niektórych materiałów (np. zapisów wideowykładów) na platformę e-learningową ułatwiłoby studentom zagranicznym studiującym w pełnym lub częściowym wymiarze (ale nie tylko im, bo i polskim, którzy czasem nie nadążają za wykładowcą) utrwalenie materiału poprzez możliwość wielokrotnego odsłuchu zajęć. Takie rozwiązanie mogłoby zostać na stałe – komentuje Krystyna Lukoszek.
Można powiedzieć, że obecna sytuacja nagle spowodowała wprowadzenie uczelni (i nie tylko) w sytuację rodem z filmów czy literatury science fiction. Co ciekawe, nawet wielcy twórcy gatunku nie przewidzieli tego, co przyniosła rzeczywistość, na co zwrócił uwagę Beniamin Barczyński.
– Sięgnijmy do literatury czy kina science fiction. Choć nie jestem specjalistą w tym temacie i nie znam niektórych utworów uznanych powszechnie za klasyki, to nie wydaje mi się, żeby którekolwiek z tych dzieł przedstawiały futurystyczną wizję zdalnego nauczania. Autorzy science fiction nieraz trafnie przewidywali rozwój niektórych dziedzin, wynalazków itp., ale z jakiegoś powodu o dydaktyce nie powiedzieli nic. Mało tego – w licznych dziełach, których akcja toczy się w przyszłości, bliższej bądź dalszej, przedstawiali instytucję uniwersytetu czy szkoły, która wyglądała w zasadzie tak samo jak dzisiaj (to znaczy przed epidemią).