20 lipca 1969 roku nastąpiło zwieńczenie programu Apollo, którego celem było lądowanie człowieka na Księżycu. Pierwszym przedstawicielem ludzkości, który postawił stopę na powierzchni Srebrnego Globu, był amerykański astronauta, członek załogi Apollo 11, Neil Armstrong. Program Apollo realizowany był od 1961 do 1972 roku. Jego efektem było wyniesienie na Księżyc 12 osób i przywiezienie na Ziemię prawie 400 kg próbek materiałów z powierzchni satelity.
20 lipca 2019 roku minie pół wieku, odkąd astronauci Apollo 11 Neil Armstrong i Edwin „Buzz” Aldrin jako pierwsi ludzie stanęli na Księżycu. Jakie były motywacje ludzi do podróży księżycowych 50 lat temu? A jakimi motywacjami kierujemy się dzisiaj?
– Motywacja ówczesnych przywódców politycznych Stanów Zjednoczonych polegała na tym, by przyczynić się do wygrania zimnej wojny, a przy okazji zadziwić świat tym, co wolni ludzie mogą zrobić. I ten cel osiągnięto. Do pewnego stopnia podobny powód nadal odgrywa istotną rolę – pokazanie, że wolność, a nie autorytaryzm, jest drogą do przyszłości. Ale oczywiście wówczas było także drugie dno tej idei, która, można powiedzieć, dziś się realizuje, a mianowicie to, aby rozpocząć drogę ludzkości jako multiplanetarnej cywilizacji kosmicznej.
Himalaiści mają takie powiedzenie, że „zwyciężyć znaczy przeżyć”. Bardzo dobrze wiemy, że wystrzelenie rakiety, lot czy lądowanie na jakimkolwiek ciele niebieskim są bardzo skomplikowane, nawet dzisiaj. 50 lat temu, gdy technika nie była tak zaawansowana, tym bardziej to przedsięwzięcie musiało być bardzo trudne i niebezpieczne.
– To było bardzo trudne, ale, jak powiedział prezydent Kennedy na początku programu Apollo: „Zdecydowaliśmy się w ciągu nadchodzących dziesięciu lat polecieć na Księżyc i dokonać innych rzeczy nie dlatego, że są łatwe, ale właśnie dlatego, że są trudne, a przez to zmuszą nas do lepszej organizacji i wykorzystania wszystkich naszych umiejętności (…)”.
Dlaczego ludzie po programie Apollo przez tyle lat nie powrócili na Księżyc?
– W USA bezpośrednio po zakończeniu programu Apollo nastąpił poważny kryzys polityczny wywołany przez przywódców kraju. W następnych dziesięcioleciach następowało również ciągłe pogarszanie się jakości klasy politycznej. To uniemożliwiło Amerykanom powtórzenie tego wyczynu. Ale w rezultacie pojawili się nowi liderzy, którzy postanowili rozwiązać ten problem. Można ich nazwać kosmicznymi biznesmenami.
Być może czytał Pan książkę Stanisława Lema, słynnego polskiego pisarza science fiction, zatytułowaną Pokój na Ziemi? W powieści wszystkie światowe potęgi decydują się wysłać cały swój arsenał oraz fabryki broni na Księżyc, by pozostawić Ziemię w stanie pokoju i dobrobytu. Pozostawiona bez kontroli broń ewoluuje i doprowadza do ogromnych zniszczeń Księżyca. Czy nie boi się Pan, że pewnego dnia ludzie wykorzystają Księżyc w niewłaściwy sposób?
– Ludzie wszystko mogą wykorzystać w niewłaściwy sposób. Myślę jednak, że otwierając kosmiczne granice i odrzucając pychę, która nas ogranicza, sprawimy, że wojna będzie właśnie mniej prawdopodobna. Właśnie ta pycha była powodem wybuchu obu ostatnich wojen światowych. Rozwijając programy kosmiczne, pokażemy, że taki sposób myślenia jest błędny. Ziemi towarzyszy nieskończone niebo i dlatego nie ma granic ludzkich możliwości.
W marcu 2019 roku wiceprezydent USA Mike Pence ogłosił, że Stany Zjednoczone planują wysłać astronautów na Księżyc w ciągu najbliższych pięciu lat. Czy uważa Pan, że to możliwe do 2024 roku? I czy na Księżycu stanie w końcu pierwsza kobieta?
– Wątpię, czy stanie się to do 2024 roku. Nie dlatego, że nie jest to wykonalne – z pewnością jest to technicznie wykonalne – ale moim zdaniem dlatego, że administracja Trumpa nie widzi w tym przedsięwzięciu świadomego celu, zaś program jest nastawiony głównie na zysk rządowych dostawców. W rezultacie nie wykorzystują w pełni możliwości, jakie daje przedsiębiorczości rewolucja lotów kosmicznych, ani korzyści z zasobów kosmicznych. Zamiast wydawać pieniądze na rzeczy – robią rzeczy, aby wydawać pieniądze. Wątpię więc, żeby im się udało. Ale podczas gdy oni brną w swoim kierunku, przedsiębiorcza rewolucja kosmiczna postępuje, a do 2024 roku SpaceX prawdopodobnie będzie mieć statek kosmiczny umieszczony przynajmniej na orbicie okołoziemskiej. Tak więc, gdy prezydent wybrany w 2024 roku zapyta swoich doradców „Czy możemy mieć ludzi na Marsie do końca mojej drugiej kadencji?”, ich odpowiedź będzie brzmiała „Na pewno”. A potem zobaczymy pierwsze kobiety zarówno na Księżycu, jak i na Marsie.
Jest wiele ważnych powodów, dla których warto wrócić na Księżyc. Jest Pan znany z popierania idei eksploracji Marsa. Jak Księżyc mógłby pomóc w przyszłej kolonizacji Czerwonej Planety?
– Główną zaletą idei udania się na Księżyc do 2024 roku jest przywrócenie ducha walki w NASA. Nie potrzebujemy Księżyca, aby lecieć na Marsa, ale musimy być ludźmi, którzy potrafią polecieć na Księżyc, jeśli mamy podjąć wyzwanie lotu na Marsa.
50. rocznica tego epokowego osiągnięcia jest nie tylko pretekstem do świętowania, ale także okazją do refleksji. Jak program Apollo zmienił nasze rozumienie nie tylko Księżyca i Ziemi, ale także nas samych?
– Przede wszystkim pokazał nam, że nie ma granic tego, co możemy osiągnąć, gdy wzniesiemy się ponad nasze „przyziemne” sprawy.
Bardzo dziękuję za rozmowę.