Od 1 do 26 marca odbywały się III Dni Katowickiej Arteterapii i Muzykoterapii. Warto zauważyć, że przed trzema laty oferta edukacyjna w naszym regionie wzbogaciła się o nowy kierunek kształcenia – arteterapię. Studenci uczą się na trzech uczelniach: na Wydziale Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Śląskiego, na Wydziale Artystycznym Akademii Sztuk Pięknych, a także na Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego, w której zajęcia te koordynuje Zakład Muzykoterapii. Uniwersytet Śląski jest administratorem kierunku, ale dyplomy licencjata arteterapii będą sygnowane przez wszystkie trzy uczelnie.
Dobiegła końca trzecia edycja Dni Katowickiej Arteterapii i Muzykoterapii. Skąd wzięła się taka idea?
– Wraz z uruchomieniem pierwszego roku studiów arteterapeutycznych widzieliśmy potrzebę organizacji imprezy, na której będą mogli spotkać się wszyscy terapeuci i studiujący w naszym regionie terapię przez sztukę. Drugim, znacznie ważniejszym powodem jest wyjątkowość systemu edukacyjnego, który oferujemy: są to studia stacjonarne, interdyscyplinarne i międzyuczelniane. Studenci zdobywają wiedzę w czterech obszarach: nauk o sztuce (sztuk muzycznych i sztuk plastycznych) oraz nauk humanistycznych i społecznych, uczestniczą w zajęciach z zakresu m.in. rysunku i malarstwa, rzeźby, fotografii i nowych mediów, gry na instrumencie, emisji głosu, rytmiki, wizualizacji kinestetycznej, muzykoterapii, pedagogiki specjalnej, biblioterapii, teatroterapii. To pierwsza taka oferta w kraju, warto więc podkreślić w nazwie wydarzenia, że zrodziła się w środowisku naukowym Katowic.
Bardzo popularne stały się kursy arteterapii, w internecie można znaleźć mnóstwo propozycji.
– Kilkadziesiąt godzin warsztatów czy szkoleń nie gwarantuje rzetelnego przygotowania. Chociaż uczestnicy kursów otrzymują dokument stwierdzający, że są arteterapeutami, ich wiedza jest niestety powierzchowna i niepełna. Wprawdzie na wielu uczelniach arteterapia pojawia się na studiach stacjonarnych, ale jest zwykle dodatkiem np. do pedagogiki, oligofrenopedagogiki, surdopedagogiki, jako kierunek natomiast oferowana jest wyłącznie na studiach niestacjonarnych lub podyplomowych. W tym kontekście nasza propozycja jest nowatorska i jak dotąd jedyna. Staramy się stworzyć w Katowicach coś, co jest nową wartością w terapii przez sztukę. Bazą naszej arteterapii była muzykoterapia, która już od jedenastu lat funkcjonuje na Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach, nasi absolwenci są rozchwytywani. Każdego roku musimy powiększać liczebność grup, ale to i tak nie zaspokaja potrzeb. Chętnych jest znacznie więcej niż miejsc, które możemy im zaoferować. Na studia podyplomowe przyjeżdżają do nas ludzie z Krakowa, Torunia, Gdańska, z miejsc, gdzie funkcjonują muzykoterapie.
Z muzykoterapią na Akademii Muzycznej jest Pani Profesor związana od początku jej istnienia. Na czym polega specyfika katowickiego programu?
– Idziemy w kierunku wzorców, które implementowaliśmy z ośrodków mających ogromny dorobek w tej dziedzinie, np. z Nordoff-Robbins London Centre czy z Uniwersytetu z Louisville, obecnie współpracujemy także z Uniwersytetem Bergen w Norwegii. Coraz bardziej otwieramy się na świat. Staramy się stale wzbogacać ofertę edukacyjną, rozszerzamy kontakty z instytucjami zagranicznymi, nasi studenci muzykoterapii regularnie odwiedzają inne ośrodki, między innymi w Londynie i Louisville. Utrzymujemy także stały kontakt z wybitnymi specjalistami w tej dziedzinie m.in. z Barbarą Wheeler (ex prezydent American Music Therapy Association), z Simonem Procterem (Nordoff- -Robbins London Centre), Wendy Magee (Temple University, Philadelphia), Darcy Walworth, Felicity Baker. Wprawdzie nie mamy doświadczenia ośrodka wrocławskiego (pierwszego w Polsce), który rozpoczął działalność na początku lat. 70. ubiegłego wieku, ale wypracowaliśmy swój własny model. Wspólnie z dr hab. Ludwiką Konieczną-Nowak, kierującą Zakładem Muzykoterapii na Akademii Muzycznej, wydałyśmy w PWN książkę metodologiczną pod tytułem Sztuka – terapia – poznanie. W stronę podejścia indywidualizującego w badaniach muzykoterapeutycznych. Publikacją tą chcemy pomóc w prowadzeniu badań muzykoterapeutycznych. W monografii stawiamy tezę: sztuka jest drogą do poznawania człowieka i pomocy człowiekowi.
Kilka roczników muzykoterapeutów opuściło już uczelnię. Komu pomagają?
– Nasi pierwsi dyplomanci muzykoterapii dotarli do bardzo różnorodnych odbiorców. Wielu z nich trafiło do domów pomocy społecznej, gdzie pracują z osobami z demencją czy będącymi w fazie otępiennej. W zajęciach z osobami starszymi zarówno muzykoterapia, jak i arteterapia doskonale się sprawdzają jako coś, co staje się artystycznym przetworzeniem wspomnień. Często bywa, że ludzie ci nie radzą sobie z codziennością, zapominają nawet najprostsze czynności, ale w ich pamięci pozostały jakieś drobiazgi z przeszłości, jakieś muzyczne idiomy z czasów, gdy byli młodzi, np. śpiewanie czy granie na instrumentach. Muzykoterapeuta potrafi dotrzeć do tych zakamarków pamięci i za pomocą wspólnego muzykowania, słuchania starych nagrań, śpiewania może przypomnieć, odtworzyć i uruchomić habitus danej osoby. Efekty są znakomite – mogą nie tylko podnieść jakość życia pacjenta, ale także znacznie wyciszyć go, uwolnić od lęków i nieco ubarwić zazwyczaj smutną jesień życia. Takie powroty w reminiscencje są również skutecznym ćwiczeniem pamięci. Muzykoterapeuci pracują także z ludźmi z niepełnosprawnością intelektualną, niepełnosprawnością rozumianą jako naddatek, wyjątkowość, a nie dysfunkcja. Ogromne pole do popisu mają nasi absolwenci szczególnie w pracy z ludźmi dotkniętymi autyzmem, ponieważ ich największym problemem jest trudność w nawiązywaniu interakcji z drugim człowiekiem. Działanie muzyczne, które prowadzi do nawiązania dialogu muzycznego na instrumentach, jest znacznie łatwiejsze od nawiązania kontaktu werbalnego i przynosi znakomite efekty. Spektakularne rezultaty daje strategia opracowana w Nordoff-Robbins, którą nasi studenci mogą obserwować w Londynie. Kontynuujemy praktyki wyjazdowe, ponieważ widzimy, jak procentuje zdobyta tam wiedza. Wkrótce odwiedzi nas po raz kolejny dr Simon Procter, który będzie prezentował tę strategię na warsztatach w Katowicach.
Strategia przynosi szybkie efekty?
– Terapia to nie pigułka, której działanie możemy odczuć natychmiast. Rezultatów nie widać od razu – studenci, którzy stosują tę strategię, czekają na nie czasem kilka miesięcy, ale warto. Pacjent, który na pierwszej sesji nie nawiązuje interakcji, nie ma z nim żadnego kontaktu wzrokowego, zajmuje się swoimi sprawami, ma zachowania autodestrukcyjne, jest agresywny, po trzech miesiącach… siada z terapeutą do instrumentu i zaczyna z nim wspólną grę – to najlepszy sprawdzian skuteczności stosowania tej metody, a takie właśnie rezultaty osiągają nasi muzykoterapeuci.
Jak zrodził się pomysł powołania katowickiej arteterapii?
– Pomysł jest dziełem kilkorga pasjonatów, a także efektem obserwacji. Wielu znakomitych artystów malarzy chce pracować z ludźmi, którym pragną pomóc, ale nie potrafią wykorzystać terapeutycznie procesu wspólnego tworzenia. Mogą więc znaleźć się w sytuacji, kiedy ktoś chce im przekazać coś bardzo ważnego, a oni tego komunikatu nie odczytają. Aby wiedzieć, jak pomóc drugiemu człowiekowi, nawet w tym bardzo podstawowym zakresie wsparcia w różnych sytuacjach deficytu, z jakimi dana osoba się boryka, potrzebują wiedzy z zakresu psychologii, pedagogiki specjalnej, psychoterapii. Z kolei terapeutom niezbędna jest umiejętność posługiwania się językiem sztuki. Dlatego połączenie wiedzy pedagogów, psychologów i artystów jest znakomitym rozwiązaniem. Stąd ten pomysł – studia nastawione na sztuki wizualne i muzykoterapię.
Bezdomni, ludzie z różnych powodów wykluczeni mogą liczyć na pomoc arteterapeutów?
– Oczywiście, to obszar działań muzykoterapii i arteterapii społecznościowych, które wychodzą do ludzi mających problemy z włączaniem się do działań społecznych. Obserwowałam znakomity projekt „Praca z bezdomnymi”, który wykorzystuje spotkania przy stole, nad talerzem gorącej zupy. Zdawać by się mogło, że zachęcenie wówczas ludzi do działań artystycznych jest niemożliwe, a jednak wystarczą 1–2 osoby, które włączają się w określone zadanie, i przynosi to spektakularne efekty. Możemy działać na ciało, na ducha i co dla nas jest ważne – na funkcjonowanie społeczne. Bardzo duży nacisk w działaniu artystycznym kładziemy na stwarzanie sytuacji, które sprzyjają powstaniu interakcji z drugim człowiekiem, na sprowokowanie zadań wymagających tworzenia czegoś razem. To jest bardzo ważne dla tych wszystkich, którzy przez swoje problemy, schorzenia, dysfunkcje czy niedostatki w zakresie emocjonalnym wycofują się z życia, obawiają się kontaktów, swojej inności, tego, czy zostaną zaakceptowani.
Wydobycie ludzi z izolacji wymaga społecznej akceptacji, a w tej dziedzinie mamy ogromne zaległości.
– W sferze zwerbalizowanej jesteśmy znakomicie przygotowani. Mamy dużo dobrych haseł, programów, wiemy, że ludziom trzeba pomagać, gorzej jednak z realizacją. Obserwując dzisiejsze zachowania, można odnieść wrażenie, że się cofnęliśmy. Mamy bardzo duży potencjał intelektualny, ale nie nadążają za nim najbardziej podstawowe kwestie natury aksjologicznej, sfera wartości, wrażliwość, empatia. Chętnie założę dwie różne skarpetki w dniu solidarności z ludźmi z zespołem Downa, ale nie życzę sobie, aby w klasie mojego syna, było dziecko z „Downem”. W tej kwestii mamy jeszcze bardzo dużo do zrobienia.
Terapia przez sztukę szczególnie trafia do dzieci.
– Znakomite efekty uzyskujemy wszędzie tam, gdzie pracujemy z dziećmi ze środowisk defaworyzowanych, czyli np. w świetlicach socjoterapeutycznych. To są miejsca, w których arteterapia ma ogromne pole do popisu. W jednej z takich świetlic prowadziłam działania parateatralne. Łatwo nie było i zdarzało się, że traciłam wiarę w pomyślne zakończenie projektu. To nie są dzieci, które rodzice posyłają na dodatkowe zajęcia z rytmiki, uczą języków obcych, stymulują ich zainteresowania – one mają tylko to, co oferuje im szkoła, a z nauką najczęściej sobie nie radzą. Okazało się jednak, że dzieciaki dobrze sprawdzają się w działaniach twórczych, a wyjście do publiczności jest dla nich doświadczeniem wyjątkowym. Arteterapia w takich miejscach sprawdza się doskonale.
Jak następuje wybór terapii?
– Diagnozą wyjściową jest poznanie potencjału pacjenta, arteterapeuta powinien współpracować z kimś, kto prowadzi pacjenta medycznie i wskaże te obszary, które wymagają przywrócenia sprawności. Lekarz leczy, psycholog wspiera duchowo, arteterapeuta stosuje technikę plastyczną, muzykoterapeuta dokłada muzykę i tak otrzymujemy holistyczne oddziaływanie. Warto tu przypomnieć bardzo docenianego, ale jakby nieco zapomnianego śp. prof. Wincentego Okonia, doktora honoris causa naszej uczelni. Opracował on koncepcję wielostronnego nauczania uczenia się, w której pokazywał, że do człowieka uczącego się można dotrzeć różnymi drogami, m.in. przez przeżywanie, czyli właśnie przez działania natury estetycznej, artystycznej, przez ćwiczenia itd. Patrzyliśmy bardzo długo na to jako na coś ogromnie odkrywczego, potem, mam wrażenie, w natłoku nowych sukcesów badawczych jakbyśmy nieco o niej zapomnieli. Wracamy do koncepcji prof. Okonia – pacjent powinien otrzymać wszystko: leczenie medyczne, działanie plastyczne, muzyczne, teatralne.
Arteterapia jako dyscyplina naukowa napotyka na opory. Dopiero w 2015 roku arteterapeuta został wpisany do rejestru zawodów.
– Wynika to zapewne z wielu zastanych stereotypów. Bardzo często widzimy arteterapię przez pryzmat tego, co dzieje się w niektórych sanatoriach, domach kultury itp. Nam się wydaje, że jeśli ktoś włączy muzykę – to już jest muzykoterapia, a arteterapia – jeśli damy pędzle i farby do malowania, a do tego nie są potrzebne wysokie kwalifikacje. Tak postrzegano więc zawody muzykoterapeuty i arteterapeuty, co wynikało przede wszystkim z niewiedzy na temat leczenia przez sztukę. To się na szczęście zmienia. Obszarem, w którym widoczne są najbardziej spektakularne efekty, jest środowisko dzieci mających trudności edukacyjne. Zamiast ćwiczyć grafomotorykę za pomocą żmudnych, nudnych ćwiczeń, które powodują, że dzieci coraz bardziej zniechęcają się do pisania czy rysowania, można działać poprzez sztukę i to w takim wymiarze plastycznym, że będzie to rzeczywiście ekspresyjne, a jednocześnie sprawi dziecku radość, przy okazji doskonalić ono będzie sferę grafomotoryczną. Różnica traktowania w Polsce muzyko- i arteterapeutów w porównaniu z krajami zachodnimi wynika także z zakresu kompetencji. Uniwersytet w Louisville, z którym współpracujemy w zakresie muzykoterapii, kształci muzykoterapeutów, są oni tam jednak traktowani jako klinicyści, którzy pracują w szpitalach, prowadzą badania naukowe, kliniczne, a ich działania oparte są na evidence-based research. Akademia Muzyczna podąża za tym wzorcem i podjęła współpracę ze Śląskim Uniwersytetem Medycznym w Katowicach, tak więc oferta muzykoterapii wzbogaciła się o zajęcia z zakresu fizjologii, psychiatrii czy fizjoterapii. Studenci bardzo chwalą to wsparcie medyczne, ponieważ jest to zupełnie inny obszar doświadczeń i wiedzy. W programie arteterapii chcieliśmy skoncentrować się jednak bardziej na psychicznym działaniu, dlatego mamy więcej psychoterapii, socjoterapii, psychopatologii. To prawda, że na Zachodzie arteterapia ma się świetnie, ale w Polsce nie mamy powodów do kompleksów. Mieliśmy nie tak dawno kongres muzykoterapeutyczny, przyjechali do nas wybitni specjaliści z USA, Kanady, Australii. Utrzymujemy stałe kontakty z ośrodkami skupionymi w ECArTE, Europejskim Konsorcjum ds. Edukacji w zakresie Terapii Artystycznych poprzez pierwsze w Polsce Stowarzyszenie Arteterapeutów (Kajros), które powstało w 2003 roku w Poznaniu. Wciąż powstają nowe stowarzyszenia, mnożą się publikacje naukowe, popularnonaukowe. Profesjonalna wiedza o arteterapii i muzykoterapii wypiera na szczęście nieudolne naśladownictwo, choć trzeba przyznać, że wszystko jest jeszcze bardzo świeże.
Katowicką arteterapię opuszczą w tym roku pierwsi absolwenci.
– Nasza pierwsza piętnastka absolwentów będzie prezentować efekty swojej pracy 5 i 6 czerwca w Rondzie Sztuki, gdzie odbędzie się publiczna obrona prac licencjackich – to będzie nasze pierwsze święto. Tradycyjne prace pisemne zastąpią dokumentacje projektów, filmy, wideorejestracje, wywiady z pacjentami. Będzie także wystawa prac, które powstały podczas zajęć prowadzonych z różnymi grupami społecznymi.
Pierwsze podsumowania…
– Można jeszcze wiele dodać, ale czas edukacyjny jest niestety ograniczony. Kiedy jednak patrzę na naszych studentów, którzy swobodnie poruszają się w obszarze sztuki, począwszy od historii sztuki, poprzez techniki plastyczne, techniki muzyczne, historię muzyki, grę na instrumentach, mają znakomity warsztat, a oprócz tego zaplecze terapeutyczne, i wiedzą, czym mogą się posłużyć w rozwiązaniu problemu, z którym przyjdzie im się zmierzyć, jestem pewna, że wybiorą najlepszą drogę, ponieważ są bardzo dobrze przygotowani.
Dziękuję za rozmowę.