Tymczasem wdrażanie Ustawy 2.0 spotyka ludzi już dojrzałych, z bagażem doświadczeń i z naturalną w pewnym wieku ,,bezwładnością” – po co zmieniać to, co jest, skoro już przyzwyczailiśmy się do wyrzeczeń i umiemy sobie dawać radę w skomplikowanych sytuacjach? Dla kurażu cytowane są opinie, że ,,w całej Polsce uczelnie będą próbowały zmieniać wiele, by nic nie zmienić”. Ta zasada wzięta z Lamparta di Lampedusy jest siłą napędową wszelkich poczynań, w tym wypadku również reakcji na ustawę, która – niby szeroko dyskutowana – wciąż zaskakuje. Nawet jej twórcy bywają zaskoczeni i w konkretnych sprawach zmieniają zdanie raz na tydzień, tzn. takie są ,,przecieki” z ministerstwa czy raczej Ministerstwa. Cała sytuacja przypomina już to Proces Kafki, już to czeski film, w którym wiadomo, że nikt nic nie wie.
Na Uniwersytecie Śląskim, który mimo najbardziej optymistycznych rokowań wciąż pozostaje uczelnią ,,na dorobku”, i choć ambitny, to nie wiadomo, czy doszlusuje do elity uczelni badawczych, sytuacja się komplikuje. Idee rektorskie, by przewietrzyć starą strukturę i zaproponować coś nowego, spotykają się z oporem ,,środowiska” – mnożą się uchwały rad wydziałów, które zawierają słowa i sformułowania tak słuszne, że aż dziw bierze, iż mimo wysokiego poziomu słuszności nie doszliśmy dotąd do naukowo-dydaktycznego raju. Być może jednak trzeba się odważyć i ruszyć inną drogą? Ale to nie tylko problem UŚ-owski. Na Uniwersytecie Warszawskim też nie wiedzą, jak sobie w nowej sytuacji poradzić. Mają tam bowiem szereg jednostek kategorii A (wśród nich sześć kategorii A+), ale również 9 jednostek kategorii B. W dodatku niektóre dyscypliny są rozproszone pomiędzy różne jednostki (np. stopnie z socjologii można uzyskać w trzech różnych miejscach). Tamtejszy rektor planuje utworzenie czterech szkół doktorskich, co spotyka się z protestami części środowiska. Nie będę wchodził w szczegóły, które łatwo można sobie wyobrazić. Obok tego pojawiają się koncepcje środowiskowe, bo w Warszawie jest siedziba Polskiej Akademii Nauk, która ma doświadczenie w kształceniu na poziomie doktorskim i chętnie się dołączy do inicjatyw poszczególnych dyscyplin uniwersyteckich. Chyba że zostanie zrealizowane marzenie prezesa PAN o utworzeniu Uniwersytetu PAN-owskiego.
Jak widać z tej pobieżnej relacji, inni też mają kłopoty i kontestują działania swoich władz rektorskich. Wydaje się, że problemem Ustawy 2.0 jest tkwiący w niej immanentnie pierwiastek wzmocnienia władzy rektora, wzmocnienia osłabiającego dotychczasową demokrację, do której tak wielu się przyzwyczaiło. Na razie wdrażanie nowego prawa przypomina jazdę niesterowalnym bobslejem, który obija się o ściany toru.