Choć wakacji już minął czas, pogoda z początku jesieni sprzyja podróżom, zwłaszcza krótkim. I bardzo z tego jestem zadowolony. Dzięki okazji towarzyskiej (ślub znajomych) odkryłem niedawno uroki Toszkanii. Tak, Toszkanii, a nie Toskanii. Mój przyjaciel w ten zabawny sposób „ochrzcił” ziemię toszecką, która rozciąga się na zachodnich peryferiach metropolii śląsko-zagłębiowskiej (a właściwie Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii). Toszek jest sympatycznym miasteczkiem, które chlubi się przeszłością (powstało w XIII w.), zamkiem, kościołem św. Katarzyny Aleksandryjskiej i szpitalem psychiatrycznym. Jeszcze w XIX w. pisano, że większość ludności mówi po polsku, ale już podczas plebiscytu znaczna większość głosowała za Niemcami. W czasie II wojny światowej był tu obóz jeniecki, a jeden z jego „gości”, angielski pisarz humorysta P.G. Wodehouse, napisał: „jeśli to jest Górny Śląsk, to zastanawia, jak musi wyglądać Śląsk Dolny”… Nie jest to zbyt pochlebna opinia, ale autor tych słów był jeńcem, więc nie w głowie mu było podziwianie okolicy. A okolica jest miła i zadbana, warta z pewnością wyprawy.
Jednak nawet z najdłuższej wyprawy trzeba w końcu wrócić (nawiasem mówiąc, często się pisze o podróżach do…, pielgrzymkach do…, wejściach na… – znacznie rzadziej czytamy o drodze powrotnej. Chyba że powroty odbywają się samolotem i nie ma o czym pisać, jeśli akurat lot nie został odwołany albo samolot nie był porwany. Skąd jednak w dawnych czasach ludzie brali samoloty?). Wróciłem i ja, bez specjalnych sensacji, aczkolwiek pobłądziłem na A1 i zjechałem nie tam, gdzie trzeba. Wróciłem akurat na 5Q. inaugurację roku akademickiego na UŚ, na której wystąpił p. wicepremier Gowin z przemówieniem prezentującym jego ideę zmiany ustroju polskiego szkolnictwa wyższego. Już sam temat był interesujący i jego przedstawienie podczas inauguracji z pewnością było na miejscu. Przemowa premiera była raczej długa; niestety następni goście też uważali, że muszą przynajmniej długością dorównać wystąpieniu J. Gowina. Doradca prezydenta, wiceminister sprawiedliwości, honorowy przewodniczący KRASP, prezes Regionalnej Izby Gospodarczej – to były niekończące się wystąpienia. A potem jeszcze stałe części każdej inauguracji: immatrykulacja, wręczenie nagród Pro Arte et Scientia i wreszcie pierwszy wykład akademicki. Ja wyszedłem po czterech godzinach, kiedy rektor ogłosił przerwę na krajanie tortu. Tortu nie spróbowałem ani nie zostałem na zapowiedzianej „części artystycznej”. Potem pytałem różnych uczestników; niestety nie trafiłem na nikogo, kto by dotrwał do końca uroczystości. Czy inauguracje muszą tak długo trwać? To pytanie dręczy mnie od lat i wciąż pozostaje na poziomie retorycznym.
Podkreślano, że obecny, pięćdziesiąty rok, jest szczególnie ważny dla Uniwersytetu Śląskiego. Pytanie brzmi: czy UŚ będzie w ekstraklasie, czy może w jakiejś innej lidze? Z Toszka pochodził dr Ludwig Guttmann, neurolog i twórca igrzysk paraolimpijskich. Chciałoby się, by UŚ był paraolimpijczykiem, ale i olimpijczykiem.