Okazuje się, że Słownik terminów literackich, „biblia filologów”, to nie tylko zbiór definicji tworzących metodologiczne zaplecze humanistów, lecz również wachlarz ułożonych alfabetycznie i pięknie brzmiących słów, takich jak: zeugma, chiazm, metonimia czy paronomazja. Każde z nich, choć zadomowione w mowie teoretyków, ukrywać w sobie może zadziwiającą przeszłość, którą zbadać postanowili naukowcy realizujący projekt pt. Historyczny słownik terminów literackich. Źródła i przemiany wybranych pojęć kierowany przez prof. zw. dr. hab. Aleksandra Nawareckiego z Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Śląskiego.
Trop pierwszy – palec
Prof. Aleksander Nawarecki powracał do pomysłu stworzenia Historycznego słownika terminów literackich wielokrotnie. Albo odwrotnie – to raczej pomysł, niczym bumerang, powracał co jakiś czas do prof. Aleksandra Nawareckiego.
– Kilkanaście lat temu byłem szalenie zajęty pisaniem podręcznika szkolnego, stosy książek leżały miesiącami na podłodze. Wędrując pewnej nocy po pokoju, potknąłem się tak nieszczęśliwie, że złamałem palec stopy – opowiada naukowiec. Okazało się, że przyczyną bólu i złamania był Słownik terminów literackich, egzemplarz archiwalny jeszcze ze zdjęciami autorów: Janusza Sławińskiego, Michała Głowińskiego, Teresy Kostkiewiczowej oraz Aleksandry Okopień-Sławińskiej.
– Kto raz widział, ten wie, jak potężna jest to książka. Coś, co się wówczas wydarzyło, było niczym walka Jakuba z Aniołem. Złamała się kość, potem zrosła, ale człowiek nie mógł przejść obok zdarzenia obojętnie – dodaje ze śmiechem.
Trop drugi – Grecja
Mówiąc o pomyśle stworzenia historycznej wersji słownika, prof. Aleksander Nawarecki wspomina również pewne wakacje spędzone w Grecji, podczas których jego uwagę zwróciły… ciężarówki z powtarzającym się na plandece napisem Μεταφορική.
– Składałem greckie litery w słowo, odczytałem wreszcie, że są to metaforiki, i nagle doznałem olśnienia. Jakże znajomo ono brzmi! – opowiada. Okazało się, że taki napis mają samochody firm transportowych specjalizujących się w przeprowadzkach. W Grecji słowo to nadal odnosi się do czynności przenoszenia przedmiotu. – O metaforze napisano tysiące specjalistycznych książek i artykułów, moglibyśmy zatem budować skomplikowane definicje zajmujące kilkadziesiąt kart słownika, a przecież słowo ma tak zadziwiająco prostą etymologię – komentuje i, podążając dalej tą drogą, odkrywa, że jest więcej słów, którymi na co dzień się posługuje jako teoretyk literatury i które odsyłają do prostych czynności i gestów: cezura to cięcie, centon pochodzi od łatania, zszywanie to rapsod, odwracanie – inwersja.
Trop trzeci – słowa jak gesty
Teoretyk literatury, jak każdy szanujący się naukowiec, używa specjalistycznych terminów będących jego narzędziami. Z czasem żywe słowo znika sprzed jego oczu, a zostają abstrakcyjne kategorie zamknięte w definicjach. Czy ktoś pyta, kiedy powstało słowo piła? Dlaczego młotek nazywamy młotkiem? Kto wymyślił słowo gwóźdź? Okazuje się, że badanie źródeł i przemian pojęć odsłania nagle ich prostszy, bardziej materialny i właśnie, co ciekawe, narzędziowy charakter.
– Antologia po grecku oznacza wieniec. Sztuka antologii jest więc sztuką tworzenia bukietu, a gesty autorów antologii przypominają czynności wykonywane przez bukieciarki, na co zwróciła uwagę jedna z moich doktorantek, dr Magdalena Kokoszka – mówi naukowiec z Uniwersytetu Śląskiego. Z kolei dr hab. Beata Mytych-Forajter w swojej rozprawie doktorskiej przygotowywanej także pod kierunkiem prof. Aleksandra Nawareckiego zajmowała się literackimi wyobrażeniami polowań.
– Zwróciła uwagę – za Mickiewiczem – na powinowactwo słów: myślenie i myślistwo. I poszła dalej tym tropem, żeby odkryć, że także pojęcie tropu zaczerpnięte zostało na potrzeby literatury od myśliwych. Romantyczni poeci mieli świadomość, że z archaicznego świata łowów wywodzi się wiele podstawowych terminów, choćby pole, zwrot, ślad, czytanie. Byłem bardzo zdziwiony, oto po raz kolejny niespodzianką okazał język, którym bezrefleksyjnie posługuję się każdego dnia, więc w mojej głowie zaświtała myśl – trzeba to zbadać. Zaryzykujmy! Sprawdźmy, czy inne narzędzia humanisty kryją równie zaskakujące historie – wyjaśnia naukowiec i dodaje, że celem Historycznego słownika terminów literackich były nie tylko badania etymologiczne, lecz również, a może przede wszystkim, odkrycie tych pojęć na nowo i swoisty powrót do literackości teorii literatury.
Słowa i rzemiosła
Prowadzone w ramach projektu badania pokazały, że wiele z używanych przez teoretyków literatury pojęć ma dającą się określić datę powstania. Takie terminy, jak gawęda czy klechda, które wydają się odwieczne, powstały dopiero w XIX wieku. Inny jest przypadek symbolu, rzeczywiście starego pojęcia, które w badaniach literaturoznawczych zrobiło karierę dopiero w połowie XX wieku.
– W tradycyjnym słowniku nie ma miejsca na takie opowieści. Jest przestrzeń dla definicji, które, chociaż konieczne, są z natury suche, a niekiedy bywają brzydkie. Tworząc nasz słownik, chcieliśmy wyzwolić się od uczonego żargonu i powrócić do literatury, łącząc wymiar językoznawczy i antropologiczny prowadzonych badań z odkrywaniem źródeł i przemian słów tak, aby akademicka krytyka była zarazem afirmacją. Proszę posłuchać, jak niesamowicie brzmi onomatopeja! Otwieraliśmy szeroko nasze humanistyczne uszy i oczy – mówi prof. Aleksander Nawarecki.
Istnieją zatem słowa-czynności, takie jak: osnowa, kanwa czy fabuła przenoszące teoretyków literatury do warsztatu tkackiego, z którego wywodzi się również pojęcie intrygi tak często obecnej w dramatach i oznaczającej plecenie… na przykład wątku – także o tkackim powinowactwie. Słowo treść zaczerpnięte zostało z biologii i oznacza… miękisz wypełniający łodygę. Termin ironia to po prostu udawanie głupiego. Zeugma, niepokojąco brzmiące pojęcie, za którym kryje się łączenie znaczeń dosłownych i przenośnych, to most. Ciekawą historię kryje również jedno z podstawowych pojęć w teorii literatury, jakim jest wiersz. Pochodzące od łacińskiego versus, czyli obracanie, odnosi się do gestu rolnika, który, prowadząc pług, zawraca, gdy dociera do granicy swojego pola. Rysunek powstający w wyniku jego pracy odpowiada pisanej formie wiersza – to proste, ale zapomniane, więc tajemnicze.
– Chcieliśmy trochę odczarować egzotycznie brzmiące terminy literackie. Studentom powtarzamy, aby, analizując wiersze, nie mówili o autorze, lecz o podmiocie (z łac. subiectum). A czym jest ten podmiot? Podrzutkiem, czyli tym, kogo podsuwamy zamiast autora. W staropolszczyźnie tym samym wyrazem określano słomę podmiataną bydłu, co w gwarze śląskiej nazywamy podciepem. Pojęcia teoretycznoliterackie nie muszą zatem przerażać. Odrobinę je oswajaliśmy – mówi prof. Aleksander Nawarecki. Jak dodaje, kiedy formowało się naukowe literaturoznawstwo, potrzebne były narzędzia służące porozumiewaniu się między badaczami. Cóż mieli robić? Nie tworzyli własnych pojęć, lecz weszli do ogrodu nauk i zaczęli uprawiać zbieractwo: trochę słów wzięli z nauk biologicznych, garść z filozofii, odrobinę z teologii, a nawet szczyptę z fizyki. To zresztą była sprawdzona praktyka, bo język poetyki i retoryki od wieków wykorzystywał wspomniane już tkactwo i myślistwo, a także garncarstwo, taniec czy sztuki walki.
Przeglądając dalej słownik, natrafiamy na kolejne opowieści. Bajka, gawęda czy plotka jeszcze do niedawna były… określeniami osób. Bajka bajał, plotka plótł, pamiętnik długo pamiętał, zapominał zaś namiętnik. Dopiero w XIX wieku określenia te stały się nazwami gatunkowymi.
– Powiem więcej, opowiadam teraz czytelnikom anegdoty, a przecież słowo to oznacza dosłownie nie do druku ze względu na… nieprzyzwoitość treści. Jego źródła sięgają do czasów Bizancjum, gdy w VI wieku Prokopiusz z Cezarei opisał w tak zatytułowanym dziele zbrodnie, intrygi oraz skandale na dworze cesarza Justyniana i jego żony Teodory – mówi teoretyk literatury. – Dziś słowo to straciło swój pejoratywny wydźwięk. Moje anegdoty nie są skandaliczne i zostaną jednak, miejmy nadzieję, wydrukowane – dodaje ze śmiechem.
Jednym z ciekawszych badanych w ramach projektu pojęć był również toast – słowo wywodzące się z języka angielskiego, w którym w XVIII wieku znaczyło to samo, co tost. Co łączy jednak toast z grzanką? Jak wyjaśnia naukowiec, wiadomo, że wcześniej, w tradycji prowansalskiej, dodawano spalony chleb do wina, aby nabrało aromatu. Stąd jeszcze daleka droga do toastu jako gatunku literackiego oznaczającego krótką przemowę na czyjąś cześć.
– Jakże zagadkowe jest przejście między tymi znaczeniami. Odpowiedź już wkrótce będzie można znaleźć w opracowanym przez nas i graficznie wzbogaconym leksykonie – obiecuje prof. Aleksander Nawarecki.
Historyczny słownik terminów literackich jest zbiorem opowieści o wybranych 133 pojęciach z zakresu teorii literatury i opracowanych przez członków zespołu kierowanego przez prof. Aleksandra Nawareckiego. Głównym wykonawcą projektu był dr hab. prof. UŚ Zbigniew Kadłubek, kierownik Katedry Literatury Porównawczej na Wydziale Filologicznym UŚ, sekretarzem – dr hab. Beata Mytych-Forajter. Uczestniczyło ponad 60 autorów z kilkunastu ośrodków naukowych. Książka ukaże się w październiku 2017 roku nakładem wydawnictwa słowo/ obraz terytoria pod zmodyfikowanym tytułem Ilustrowany słownik terminów literackich. Historia, anegdota, etymologia.