Rozmowa z dr hab. prof. UŚ Katarzyną Grzybczyk z Wydziału Prawa i Administracji UŚ

Prawo autorskie kontra internet

Gwałtowny rozwój nowoczesnych technologii sprawił, że dziś każdy z nas może być twórcą. Nowe formy i sposoby ekspresji stają się jednak wyzwaniem dla międzynarodowych regulacji dotyczących ochrony praw autorskich. Świadczą o tym m.in. szeroko komentowane w mediach historie, które znalazły swój finał w sądzie. Wyobraźmy sobie bowiem wirtualną półkę, na której opublikowane zostały: kolejne selfie słynnej piosenkarki, zdjęcie wykonane przez makaka Naruto z indonezyjskiego rezerwatu oraz powieść wygenerowana za pośrednictwem programu komputerowego. Czy któreś z tych „dzieł” może być przedmiotem prawa autorskiego? Na to i inne pytania dotyczące ochrony działalności twórczej odpowiada dr hab. prof. UŚ Katarzyna Grzybczyk z Katedry Prawa Cywilnego i Prawa Prywatnego Międzynarodowego.

Dr hab. prof. UŚ Katarzyna Grzybczyk z Katedry Prawa Cywilnego
i Prawa Prywatnego Międzynarodowego UŚ
Dr hab. prof. UŚ Katarzyna Grzybczyk z Katedry Prawa Cywilnego i Prawa Prywatnego Międzynarodowego UŚ

Pani Profesor, obowiązująca w Polsce ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych regulująca kwestie związane z ochroną wytworów działalności twórczej powstała w 1994 roku. Z jednej strony nie mogła rozwiewać wątpliwości, które zrodziły się wraz z gwałtownym rozwojem nowych technologii, z drugiej – musiała zostać sformułowana na tyle szeroko, aby swoim zasięgiem objąć wszelkie przejawy ludzkiej twórczości. Czy z perspektywy 2017 roku dokument ten wymaga wielu zmian?

– Zacznę od tego, dlaczego ustawa ta nie zostanie szybko zmieniona. Specyfika aktów prawnych polega na tym, że zwykle są ze sobą powiązane. W przypadku twórczości głównym aktem prawnym jest międzynarodowa konwencja berneńska o ochronie dzieł literackich i artystycznych z 1886 roku podpisana przez większość państw świata, będąca także pierwszym dokumentem regulującym kwestie, o których rozmawiamy. W związku z tym wszelkie akty prawne niższe rangą muszą być z nią zgodne. Gdyby zatem polski ustawodawca chciał unowocześnić nasze regulacje prawne, najpierw musiałby zmienić międzynarodową konwencję, a to, jak możemy się domyślić, wydaje się mało prawdopodobne.

Obowiązująca w naszym kraju ustawa nie jest przestarzała, jeśli mówimy o przedmiocie chronionym prawem autorskim i prawami pokrewnymi. Pojemna definicja obejmuje praktycznie każdy wytwór działalności twórczej bez względu na jego ustaloną postać, wartość, przeznaczenie czy sposób wyrażenia. Przedmiotem prawa czyni zatem utwory zarówno utrwalone w postaci materialnej: książki, obrazu, filmu, mapy, jak i niematerialnej, jak programu czy gry komputerowej. Zmieniło się coś innego. Rozwój technologiczny spowodował, że dziś każdy z nas może być twórcą. W XIX wieku, gdy powstała konwencja berneńska, nieliczni tworzyli szeroko rozumiane dzieła. Dziś do przygotowania filmiku czy zrobienia tysiąca zdjęć wystarczy telefon komórkowy, a internet pozwala rozpowszechniać te materiały w sposób praktycznie nieograniczony. Czy wobec tego selfie jest fotografią chronioną prawem autorskim? Zgodnie z naszym aktem prawnym – może być. Dziś każdy, kto ma dostęp do nowoczesnych technologii, może być twórcą w rozumieniu przepisów dotyczących prawa autorskiego i praw pokrewnych.

Przedmiotem ochrony jest zatem każdy przejaw działalności twórczej, ochrona przysługuje natomiast twórcy – „niezależnie od spełnienia jakichkolwiek formalności”. Twórca to również dosyć szerokie pojęcie…

– We wrześniu bieżącego roku sąd amerykański wydał orzeczenie w głośnej sprawie dotyczącej kilku zdjęć wykonanych przez… małpy. Kilka lat temu brytyjski fotograf David Slater przygotowywał materiał na temat makaków. Jedno ze zwierząt wyrwało mu aparat z ręki i zrobiło kilka zdjęć. Slater udostępnił fotografie w internecie, ale nie wyraził zgody na ich publikację w domenie publicznej. Czy jednak wytwór, którego autorem jest zwierzę, może być objęty prawem autorskim? Do dyskusji włączyła się PETA (People for the Ethical Treatment of Animals) – organizacja walcząca o prawa zwierząt, a sprawa swój finał znalazła w sądzie. Oczywiście zgodnie z postanowieniami konwencji berneńskiej i innych aktów prawnych zwierzę nie może być uznane za twórcę i takie było orzeczenie sądu I instancji. W omawianej sprawie ostatecznie doszło jednak do ugody między stronami. Fotograf zyskał prawa do dysponowania zdjęciami wykonanymi przez makaki, natomiast część osiągniętych z tego tytułu dochodów będzie musiał przeznaczyć na prowadzenie rezerwatu, w którym słynne małpy żyją.

Wiemy już, że zgodnie z obowiązującymi regulacjami zwierzęta nie mogą być twórcami. W jakich jeszcze przypadkach nie moglibyśmy zastosować przepisów o prawie autorskim i prawach pokrewnych?

– Interesująca historia wydarzyła się podczas konkursu literackiego im. Hoshiego Shinichiego organizowanego od kilku lat w Japonii. Otóż jedna ze zgłoszonych do konkursu powieści z gatunku science fiction została napisana przez program komputerowy. Członkowie jury wiedzieli, że na liście dzieł znajduje się wytwór maszyny. Nie byli jednak w stanie jej wskazać. Co więcej, „robo-powieść” była blisko wygranej w konkursie.

Gdyby wobec tego została opublikowana, komu przysługiwałyby prawa autorskie osobiste i majątkowe? „Robo-pisarzowi”? A może programistom?

– W tym przypadku prawem autorskim objęty jest jedynie program komputerowy, który ową książkę stworzył, nie utwór literacki wygenerowany przez sztuczną inteligencję. Podobnie jest z utworami muzycznymi. London Symphony Orchestra wykonała podczas koncertu między innymi utwór pt. Hello World! na skrzypce, klarnet i fortepian skomponowany przez komputer o imieniu Iamus oraz Koncert fortepianowy e-moll op. 11 Fryderyka Chopina. Mimo to ani w pierwszym, ani w drugim przypadku nie mamy do czynienia z utworem chronionym w rozumieniu przepisów, a co za tym idzie, nie możemy wskazać uprawnionego z tytułu praw autorskich. Dodam od razu, że ustawa o prawie autorskim oraz prawach pokrewnych chroni interesy nie tylko twórców, lecz również artystów wykonawców, o ile – co ważne – wykonują oni utwór objęty prawem autorskim.

Z tego wynika, że londyńscy muzycy podczas jednego koncertu mogą zgodnie z obowiązującymi regulacjami być artystami wykonawcami i za chwilę nimi nie być…

– To prawda. Utwór skomponowany przez Iamusa nie jest przedmiotem prawa autorskiego, a zatem jego wykonanie przez orkiestrę także nie jest chronione tym prawem. Z kolei koncert Chopina oraz jego wykonanie podlegają wspomnianej przed chwilą ochronie. Między innymi dlatego właśnie rozwój technologii sprawia, że interpretacja obowiązujących przepisów prawnych staje się jeszcze bardziej skomplikowana.

Czy autor danego dzieła może dobrowolnie zrzec się praw autorskich?

– Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy rozróżnić osobiste i majątkowe prawa autorskie. Zgodnie z obowiązującymi regulacjami prawnymi twórca nie może zrzec się praw autorskich osobistych, co oznacza, że na zawsze pozostaje autorem dzieła będącego przedmiotem omawianej ustawy. Może natomiast przenieść majątkowe prawa autorskie na inny podmiot, przy czym ich ochrona na terenie Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych co do zasady trwa 70 lat od daty śmierci autora. Okres ten nie zawsze był taki sam. Przykładem może być amerykańska ustawa zwana „Mickey Mouse Protection Act” wydłużająca czas ochrony. W wyniku zmian Myszka Miki, postać stworzona przez Walta Disneya w 1928 roku, która zgodnie z obowiązującymi wówczas przepisami powinna trafić do domeny publicznej w 1984 roku, nie będzie powszechnie dostępna aż do 2036 roku, o ile w tym czasie nie pojawią się regulacje ponownie wydłużające okres ochrony. Oznacza to, że komercyjne wykorzystanie materiałów zawierających wizerunek kreskówkowej postaci jest odpłatne, a za naruszenie majątkowych praw autorskich grozi odpowiedzialność karna. Współczesny przemysł rozrywkowy czerpie ogromne finansowe korzyści z takich rozwiązań prawnych. Proszę jednak zwrócić uwagę, że stosowane rozwiązania, o których opowiadam, mają już niewiele wspólnego z pierwotną ideą ochrony twórców wyrażaną w postanowieniach konwencji berneńskiej.

Ustawy regulujące kwestie prawa autorskiego chronią jednak także nas – użytkowników korzystających szeroko z dostępnych w internecie utworów…

– Polskie, a nawet europejskie regulacje w tym zakresie są dosyć sztywne i w tym widzę pewien rodzaj niedoskonałości, nad którą warto byłoby popracować. Amerykańskie rozwiązania wydają się lepiej dostosowane do zmieniającej się rzeczywistości, ponieważ biorą pod uwagę między innymi motywację osoby oskarżonej o naruszenie autorskich praw majątkowych. Podam jeden przykład. Pewna młoda mama nagrała taniec swojego synka, materiał rozpowszechniła za pośrednictwem serwisu internetowego YouTube. W tle nagrania słychać było jeden z utworów Prince’a. Kobieta została pozwana przez producenta muzycznego o naruszenie praw producenckich do tego utworu. Sąd jednak uniewinnił kobietę, a dzięki tej historii w prawie autorskim, także polskim, pojawiło się pojęcie „użytku incydentalnego”, zgodnie z którym cudzy utwór możemy nieodpłatnie rozpowszechnić, o ile został wykorzystany w sposób niezamierzony i niemający znaczenia dla stworzonego przez nas utworu.

W internecie można również znaleźć wiele informacji na temat różnych licencji z rodziny Creative Commons…

– Licencje Creative Commons rzeczywiście są próbą odpowiedzi na potrzeby społeczne związane z przestrzenią internetu, lecz nie do końca są zgodne z przepisami obowiązującymi w Polsce. Rodzą również wiele uzasadnionych pytań. Załóżmy, że udostępniamy fotografię naszego autorstwa w banku zdjęć, zezwalając użytkownikom na nieodpłatne wykorzystywanie jej w utworach zależnych. Tego typu postanowienie umożliwia ingerencję w przestrzeń osobistych praw autorskich. Co możemy zrobić, jeśli ktoś użyje naszego zdjęcia na przykład w materiałach pornograficznych lub propagujących nienawiść? Gdzie leży granica owego użytku, jeśli nie mamy kontroli nad użytkownikami, którzy z udostępnionych przez nas zdjęć dowolnie korzystają, a nawet w nie ingerują… Co więcej, zgodnie z przepisami polskiego prawa nie ma umów obowiązujących wiecznie. Czy wobec tego mamy możliwość wycofania opublikowanej przez nas fotografii, jeśli nie dysponujemy narzędziami kontrolującymi jej ponowne użycie? Tego typu pytania rodzą się zazwyczaj dopiero wtedy, gdy czujemy, że ktoś naruszył nasze prawa autorskie. Musimy zatem być świadomi ograniczeń proponowanych nam prawnych rozwiązań w internecie dotyczących udostępniania i dozwolonego użytku publikowanych tam materiałów. Nieostrość postanowień może być zarówno wadą, jak i zaletą. Musimy bowiem pamiętać, że rozmawiamy o dobrach niematerialnych, które nie dają się ograniczać sztywnymi ramami.

Dziękuję za rozmowę.

Autorzy: Małgorzata Kłoskowicz
Fotografie: Monika Jodłowska