Dr Krystyna Kozioł, geograf, uczestniczka dziesięciu wypraw polarnych, jest absolwentką Wydziału Nauk o Ziemi Uniwersytetu Śląskiego

10 razy Spitsbergen

Zimno, ciemno i do domu daleko… jest na Spitsbergenie, gdzie dr Krystyna Kozioł prowadziła obserwacje terenowe i zbierała próby wody podczas swojej dziesiątej wyprawy polarnej. Była jednym z jedenaściorga śmiałków, którzy zimowali w Polskiej Stacji Polarnej Hornsund, prowadząc obserwacje i badania terenowe przez prawie trzynaście miesięcy. Ani mróz, ani brak światła słonecznego, ani nawet podchodzące pod stację niedźwiedzie polarne nie zniechęciły jej do kontynuowania badań. Co więcej, każdy kolejny wyjazd sprawia, że lodowce kocha się jeszcze bardziej.

Dr Krystyna Kozioł, absolwentka Wydziału Nauk o Ziemi Uniwersytetu
Śląskiego
Dr Krystyna Kozioł, absolwentka Wydziału Nauk o Ziemi Uniwersytetu Śląskiego

Od pierwszego roku studiów wiedzieliśmy, że Wydział Nauk o Ziemi UŚ specjalizuje się w badaniach polarnych. Uczestniczyliśmy w wykładach prowadzonych przez naukowców, którzy dzielili się wiedzą opartą na własnym doświadczeniu, uczestniczyli bowiem w projektach naukowych realizowanych w Polskiej Stacji Polarnej Hornsund im. Stanisława Siedleckiego. Po raz pierwszy pojechałam na Spitsbergen latem 2008 roku w ramach projektu pani dr hab. Wiesławy Krawczyk. Od razu wpadłam (śmiech). Zobaczyłam niezwykły krajobraz, kwitnącą tundrę, niedźwiedzie polarne, foki, renifery, lisy polarne, ptasie kolonie alczyków czy rybitw popielatych… Mimo że ptaki hałasują, według mnie na Spitsbergenie panuje cisza: można się skupić na przyrodzie, bo nikt nie bombarduje nas informacjami z mass mediów. Od tamtego czasu regularnie odwiedzałam Arktykę, a moja dziesiąta, jubileuszowa wyprawa to było tzw. zimowanie. Zostałam zatrudniona przez Instytut Geofizyki Polskiej Akademii Nauk w Warszawie i spędziłam na Spitsbergenie ponad rok.

Podczas mojego zimowania w Hornsundzie spotkało się jedenaście praktycznie nieznających się osób, by spędzić ten czas w odosobnieniu i mroźnym klimacie, z kilkumiesięczną nocą polarną. To bardzo ciekawe doświadczenie. Podczas nocy dotrzeć do nas można było tylko helikopterem. Jeśli chodzi o wyżywienie, nie polowaliśmy ani na foki, ani na renifery (śmiech). Mieliśmy ogromne spiżarnie i dwie dostawy żywności w ciągu roku, sami sobie też gotowaliśmy, wyznaczając dyżury w kuchni. Przed Bożym Narodzeniem odwiedził nas ksiądz, a my prosiliśmy go o dostarczenie… nie, wcale nie słodyczy. Te można bez problemu przechowywać. Prosiliśmy o świeże warzywa! Tego nam brakowało.

Każdy uczestnik zimowania miał oczywiście swoje zadania. Ja byłam odpowiedzialna – ze względu na moją naukową specjalizację – za obserwacje terenowe, w tym monitoring środowiska pod względem składu chemicznego i pomiary hydrologiczne. Zbierałam próby z dwóch potoków i mierzyłam ich przepływy. Analizowałam także próby z kolejnych warstw śniegu, aby prześledzić historię opadów w danym roku. Dane przesyłane były na bieżąco do Instytutu Geofizyki PAN. Nie nudziliśmy się. Jeśli zdarzyła się trzydniowa zadymka śnieżna uniemożliwiająca wyjście ze stacji, zawsze było coś do zrobienia wewnątrz, a wieczorami – planszówki czy filmy.

Krajobraz Arktyki wbrew pozorom zmienia się. Wiosną dominuje biel, a zimą kolorytu dodają piękne zorze polarne, natomiast krótkie lato charakteryzuje się szybkimi zmianami barw. Pamięta się również spotkania ze zwierzętami. Pewnego dnia wybrałam się z kolegami w teren. Naszą uwagę zwrócił dziwny, żółty, dziwnie duży płat śniegu. Nagle płat ten się podniósł i okazał się… niedźwiedziem polarnym! Ja szykowałam pistolet sygnałowy, aby zwierzę odstraszyć, a kolega – aparat fotograficzny, by niedźwiedzia uwiecznić. Na szczęście miś nie był zainteresowany naszym towarzystwem. Wbrew pozorom najniebezpieczniejszy podczas wypraw jest sam teren, szczególnie lodowce, ponieważ w wyniku ich ruchu tworzą się szczeliny – niektóre tak wielkie, że pomieściłyby autobus.

Po powrocie zaangażowałam się w realizację kolejnego projektu naukowego – organizuję wyprawę na Grenlandię. Ja wprawdzie nie pojadę w teren, ale pracuję nad jej przygotowaniem – a później będę opracowywać wyniki badań. Ich przedmiotem będzie występowanie trwałych zanieczyszczeń organicznych w śniegu na Grenlandii. Mówiąc o zanieczyszczeniach, mam na myśli substancje występujące na lodowcu za sprawą działalności człowieka, przy czym mogą się one przemieszczać na duże odległości, np. w powietrzu czy oceanie. W wyniku przyspieszonego topnienia lodowców na nowo uwalniają się zanieczyszczenia, które zgromadziły się tam wiele lat temu. Warto zatem sprawdzić, ile zanieczyszczeń dociera tam obecnie. W ramach projektu trzy kobiety – Agnieszka Bielecka, Justyna Dudek oraz dr Lindsey Nicholson – pokonają trawers południowej Grenlandii, gdzie zbiorą próby śniegu. Pomagać nam będą także prof. Żaneta Polkowska z Politechniki Gdańskiej i dr Ann Lennert z Uniwersytetu w Tromsø. Tworzymy silną, kobiecą drużynę! Wyprawa finansowana jest częściowo z grantu National Geographic Society. Odbędzie się wiosną 2018 roku, 130 lat od pierwszego trawersu Grenlandii. Zainteresowanym polecam stronę: popgreenland.wordpress.com.

Autorzy: Małgorzata Kłoskowicz
Fotografie: Jacek Jurak