Poczet królów i książąt polskich z 1892 roku zawierający rysunki 44 władców sporządzone przez Jana Matejkę, a także ich życiorysy spisane przez Stanisława Smolkę doczekał się wielomilionowych nakładów i zapoczątkował potężną serię późniejszych wydawnictw, które oprócz różniących je redakcji i edycji powielały jedynie pierwowzór – wszak zawartość merytoryczna pozostaje niezmienna. Mistrz Matejko wprawdzie nie zapomniał o polskich władczyniach, ale uznał za stosowne przypomnieć zaledwie cztery z nich: Dobrawę (żonę Mieszka I), Rychezę (żonę Mieszka II), Jadwigę (żonę Władysława II Jagiełły) i Annę Jagiellonkę (żonę Stefana Batorego).
W kolejnych pocztach kobiety, które zasiadały na polskim tronie, pojawiały się wyłącznie w cieniu swoich mężów – królów i książąt polskich. Władczynie polskie nie były rozpieszczane nadmiernym zainteresowaniem kronikarzy dworskich i historyków, o wielu z nich przetrwały jedynie lakoniczne informacje. Z owego cienia wydobył je w 2010 roku prof. dr hab. Przemysław Wiszewski z Uniwersytetu Wrocławskiego, wydając Ilustrowany poczet władczyń polskich. W publikacji znalazły się zarówno polskie królowe, jak i księżniczki wywodzące się z rodzimych dynastii, które po zamążpójściu stawały u boku władców innych państw. Owo kompendium stało się prekursorskim sygnałem wiedzy o nich.
W marcu bieżącego roku na półki księgarskie trafił bibliofilski rarytas: Poczet władczyń Polski. Ten edytorsko wysmakowany album powstał pod redakcją dr hab. Bożeny Czwojdrak z Zakładu Historii Średniowiecznej Instytutu Historii na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego. Aż trudno uwierzyć, że przygotowanie tak obszernego (384 strony) i wspaniale ilustrowanego dzieła trwało zaledwie kilkanaście miesięcy.
– Dwa lata temu skontaktowało się ze mną krakowskie Wydawnictwo M, które od dawna nosiło się z zamiarem sporządzenia pocztu władczyń Polski – wspomina dr hab. B. Czwojdrak. Propozycja nie była przypadkowa, bowiem zainteresowania naukowe katowickiej historyczki koncentrują się wokół genealogii szlacheckiej i możnowładczej, a także badań nad dworami władców w Polsce późnego średniowiecza. Badaczka jest laureatką wielu prestiżowych nagród, współredaguje czasopismo naukowe „Średniowiecze Polskie i Powszechne”, a spod jej pióra wyszła m.in. znakomita dysertacja pt. Zofia Holszańska. Studium o dworze i roli królowej w późnośredniowiecznej Polsce (2012). Książka ta nie tylko upamiętniła 550. rocznicę śmierci królowej, ale przede wszystkim w interesujący sposób wskrzesiła wiedzę o tej niezwykłej kobiecie.
Sporządzenie pocztu polskich władczyń było ogromnym wyzwaniem.
– O ile statystyczny Polak potrafi wykazać się znajomością polskich królów, o tyle niewielu, oczywiście poza historykami, potrafi wymienić polskie władczynie – nie bez żalu stwierdza dr hab. B. Czwojdrak. Ich lista zwykle ogranicza się do Dobrawy, Jadwigi, Bony, Barbary Radziwiłłówny, Anny Jagiellonki, królowej Marysieńki… i na tym najczęściej kończy się wiedza na temat koronowanych kobiet. Niewielu zna Agafię, Gryfinę, Rychezę, znikoma jest także wiedza o Habsburżankach – przyznaje badaczka.
Frapujący temat sprawił, że w błyskawicznym tempie dr hab. B. Czwojdrak zebrała zespół redakcyjny. Do współpracy zaprosiła świetnych znawców epoki: dr. Andrzeja Marca i dr. Piotra Rabieja z Uniwersytetu Jagiellońskiego, dr. Tomasza Graffa z Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II oraz z rodzimej uczelni dr hab. Aleksandrę Skrzypietz i dr Aleksandrę Barwicką-Makulę. Ekipa znakomitych specjalistów podjęła pomysł z ogromnym entuzjazmem. Praca podzielona wedle zainteresowań poszczególnych naukowców polegała na spisywaniu biogramów i zbieraniu ilustracji, co – jak się okazuje – nie jest prostym zadaniem. Średniowieczna dokumentacja w tym zakresie jest niezwykle uboga. Wiele królowych nie szczędziło środków na fundację klasztorów i kościołów i czasem owe obiekty musiały zastąpić wizerunki swych dobrodziejek.
– Pierwsze profesjonalne portrety pochodzą z czasów królowej Bony – wyjaśnia dr hab. Bożena Czwojdrak. – Pod tym względem możemy pozazdrościć Czechom, którzy dysponują potężnymi kronikami i bardzo bogatą ikonografią. Naszą wielką bolączką jest brak wizerunków nie tylko królowych, ale i władców, których podobizny odtwarzane na podstawie zachowanych opisów są jednak tylko efektem wyobrażeń twórcy.
Pierwszy poczet władczyń polskich wyróżnia nie tylko obszerne i wyczerpujące opracowanie tematu (poszczególne biogramy zawierają informacje będące wyłącznie efektem udokumentowanych badań), wspaniała szata graficzna, ale i nowatorska koncepcja. Koronowane kobiety są postaciami pierwszoplanowymi, tym razem role zostały odwrócone i królowie, jeśli się pojawiają, pokazywani są wyłącznie na tle swoich żon. W wielu przypadkach naukowcy skorzystali z okazji i „rozprawili się” z obiegowymi stereotypami, które bezpodstawnie zadomowiły się w wiedzy powszechnej. Sztandarowym przykładem, zdaniem badaczki, jest rzetelny obraz królowej Marysieńki sporządzony przez dr hab. Aleksandrę Skrzypietz, autorkę książki pt. Rozkwit i upadek rodu Sobieskich, niekwestionowaną znawczynię życia Marii Kazimiery, żony Jana III Sobieskiego.
Poczet władczyń Polski zawiera 54 biogramy żon władców, począwszy od Dobrawy, żony Mieszka I, po ostatnią królową Polski – Marię Józefę Habsburżankę, żonę Augusta III Sasa.
– Uwzględniliśmy również kobiety pozostające w bigamistycznym związku z Kazimierzem Wielkim, a także te, które choć używały tytułu, nigdy jednak nie przybyły do Polski – wyjaśnia historyczka. Wśród władczyń zabrakło jedynie żony Bolesława Śmiałego, ponieważ źródła informują zaledwie o jej istnieniu, nie podając nawet jej imienia.
W obszernym wstępie zatytułowanym Kobiety na polskim tronie autorka – dr hab. B. Czwojdrak – przedstawia złożoność problemów, z którymi musiały się zmagać najbardziej uprzywilejowane osoby w kraju. Ich życie nie sprowadzało się bowiem jedynie do wielogodzinnych toalet, zabaw i godnego reprezentowania męża i dynastii. Codzienność była znacznie bardziej skomplikowana i pozbawiona blichtru. Najczęściej zmagały się z obcymi tradycjami, wrogo nastawionymi do siebie dworzanami i równie nieprzychylną polską szlachtą, a nade wszystko z samotnością. Wiele z nich nie zaznało szczęścia w małżeństwie, o ich związkach decydowała bowiem racja stanu, a decyzje o wyborze męża zapadały nierzadko już w chwili ich narodzin. Miłość, pragnienia, macierzyństwo… mijały się z marzeniami, a twarda rzeczywistość tylko niewielu pozwoliła znaleźć ukojenie w innym, pozadworskim życiu.
Pierwszą poważną barierą był język. Historyczka przywołuje królowe niemieckojęzyczne: Annę Cylejską (drugą żonę Władysława Jagiełły) czy Elżbietę Rakuszankę (żonę Kazimierza Jagiellończyka). Ich królewskie życie zaczynało się od intensywnej nauki rodzimego języka ich koronowanych mężów. Rakuszanka tak przejęła się nauką polskiego, że zapomniała o edukacji córki i wydając ją za księcia bawarskiego, musiała do orszaku ślubnego dołączyć… tłumacza.
– Kiedy książka była już prawie na ukończeniu – zdradza historyczka – dostrzegliśmy niemal schemat oczekiwań, jakie kierowali polscy królowie pod adresem swoich żon: miała to być „panna gładka, i dorodna, i grzeczna, i miła, i ludzka, i mądra, i nabożna”, urodzić syna, a najlepiej dwóch i właściwie na tym kończyła się jej rola. Przybycie na polski dwór Bony było więc prawdziwym szokiem, pojawiła się bowiem kobieta znakomicie wykształcona (uczyła się nie tylko matematyki, ale i ekonomii), władająca świetnie łaciną, która – nawykła do włoskiego stylu życia – postanowiła sama podejmować decyzje… Dla polskiego szlachcica był to wstrząs!
Książka obnaża wiele mało chwalebnych obyczajów, z którymi musiały zmagać się władczynie. Najczęściej ich osobiste dworki i towarzysząca w drodze do męża świta już następnego dnia odsyłana była do rodzimych domów w obawie przed ewentualnymi spiskami i knowaniami. Młode, niedoświadczone, a bywało, że słabo wykształcone, musiały samodzielnie zdobywać respekt i poszanowanie otoczenia, pokonując nie tylko barierę językową, ale i własne słabości. Były różne i tak też je oceniali współcześni i potomni, szczęśliwych było jednak niewiele. Zofia Holszańska (czwarta żona Jagiełły) po wyjeździe męża pisała do niego, żaląc się na pustkę i osamotnienie (prawdopodobnie darzyła Jagiełłę prawdziwym uczuciem), ponieważ był jedyną osobą, z którą mogła swobodnie rozmawiać.
Wprawdzie Elżbieta Granowska (trzecia żona Jagiełły) i Barbara Radziwiłłówna (druga żona Zygmunta Augusta) poślubiły władców Polski z miłości, żadna z nich jednak szczęśliwa nie była. Szlachta polska odwróciła się od nich, a jedynym oparciem byli wybrańcy ich serc. Stanisław Ciołek pisał obrzydliwe paszkwile, nie szczędząc w nich porównań królowej Elżbiety nawet do… maciory, a Barbarę panowie polscy publicznie okrzyknęli wielką nierządnicą litewską. Podobnych napaści doświadczyły także dwie żony Zygmunta II Augusta: Elżbieta i Katarzyna Habsburżanki, które posądzano o symulowanie ciąż. Zdaniem dr hab. B. Czwojdrak ówczesna wiedza o poronieniach była znikoma, nie jest więc wykluczone, że kobiety nie miały świadomości utraty dziecka. Równie tragiczny los spotkał Rychezę Lotaryńską, żonę Mieszka II, siostrzenicę cesarza Ottona II, kobietę dumną, wykształconą i wpływową, dzięki której dynastia piastowska weszła w krąg rodziny cesarskiej. Rycheza nie zdobyła jednak sympatii polskich panów i życie zakończyła w klasztorze benedyktyńskim w Brauweiler. Tym, jak czuły się osaczone nienawiścią i obelżywymi oskarżeniami królowe, nikt się jednak nie przejmował.
Czy zawsze były uległe i z pokorą znosiły swój los? Przeczy temu Gryfina, żona Leszka Czarnego, która na jednym ze zjazdów w Sieradzu oficjalnie na zgromadzeniu polskiego rycerstwa ściągnęła wieniec małżeński, stwierdzając, że nie ma prawa go nosić, ponieważ jej mąż jest… impotentem. Despekt dla Leszka był tak okrutny, że natychmiast oddał się w ręce krakowskich medyków, pił zalecony przez nich sproszkowany wywar z jaszczurek i żab, ale efektów się nie doczekał.
Dwie żony polskich królów nie dostąpiły koronacji. Helena, córka Iwana Groźnego, księżniczka moskiewska, żona Aleksandra Jagiellończyka, ponieważ nie wyrzekła się wiary prawosławnej, oraz żona Augusta II Krystyna Hohenzollern, której mąż, obejmując tron polski, przeszedł na katolicyzm, a ona pozostała ewangeliczką.
O rozwodach nasi królowie wiedzieli zadziwiająco dużo. W X wieku żadne papiery nie były potrzebne, żonę po prostu odsyłano do domu i małżeństwo przestawało istnieć. Bolesław Chrobry miał cztery żony, dwie pierwsze po roku, góra dwóch odesłał do domu, z drugiego związku pozostawił sobie syna – Bezpryma. Wszystko to było legalne i nikt nie nazywał go bigamistą, każdy następny związek był także naturalny i zgodny z prawem – wyjaśnia badaczka. Kiedy jednak pojawiły się wymogi formalnego unieważnienia małżeństwa, polscy władcy uciekali się do rozmaitych kruczków prawnych. Zygmunt II August zapewne posiwiał w utarczkach z oboma żonami Habsburżankami. Ślubu z Elżbietą domagała się racja stanu, jednak ze względu na pokrewieństwo król zabiegał (skutecznie) o zgodę na zawarcie małżeństwa. Natomiast w drugim związku z siostrą Elżbiety Katarzyną ten sam argument posłużył władcy w staraniach o unieważnienie mariażu. Zygmunt August pałał niechęcią do swej małżonki nie tylko z powodu jej padaczki, ale zapewne głównym powodem było pragnienie spłodzenia potomka, którego Katarzyna dać mu nie mogła. Dyspensy jednak nie otrzymał. Podobnie fiaskiem zakończyły się starania Bolesława Wstydliwego, który nie mógł wymóc na żonie Kindze współżycia małżeńskiego, rozwodu jednak nie uzyskał i w czystości pozostali oboje aż do śmierci.
Poczet władczyń Polski to lektura wręcz obowiązkowa. Wprawdzie wiele wieków upłynęło, zanim życie polskich królowych zostało godnie upamiętnione, ale warto było czekać.