Urodziłem się dnia 9 sierpnia 1890 roku, to jest wg metryki, zaś śp. matka wspominała, że się urodziłem 14 sierpnia w dzień św. Euzebiusza, i to imię sobie przyniosłem – tak rozpoczyna się napisany w latach 60. XX wieku pamiętnik powstańca śląskiego Euzebiusza Kempy. Ponad pięćdziesiąt lat później jego wnuczka, dr Lucyna Smykowska-Karaś, postanowiła odtworzyć burzliwą historię swej rodziny i opisać ją w przygotowywanej do publikacji książce Polskie śląskie nazwisko. Rodzinna historia życiem podpisana.
Gdy rozpoczęłam pracę nad doktoratem, od razu wiedziałam, że temat będzie poświęcony śląskiej rodzinie w kontekście wydarzeń historycznych. Badania prowadziłam w oparciu o wspomnienia mojego dziadka Euzebiusza Kempy. Miał świetną pamięć i potrafił doskonale opisywać to, co przeżył w swoim życiu. Wszystko zaczęło się więc od jego historii.
Mój dziadek był powstańcem śląskim, brał udział w trzech powstaniach, w III powstaniu dowodził kompanią pułku gliwicko-toszeckiego Stanisława Mastalerza. Miał czwórkę dzieci. Jego starszy syn Kostek ukończył Korpus Kadetów we Lwowie i został oficerem 11 Pułku Piechoty Wojska Polskiego. Młodszego syna, Stasia, wcielono natomiast do Luftwaffe, mimo że rodzice nie podpisali tzw. volkslisty i mocno podkreślali swoją polskość.
Konstanty za swoją działalność został uwięziony w KL Auschwitz. Jako jeden z pierwszych przekazywał informacje na zewnątrz o tym, co naprawdę działo się w niemieckim obozie koncentracyjnym. Był niestety także jednym z ostatnich, na których wykonano wyrok śmierci na trzy tygodnie przed wyzwoleniem obozu przez Armię Czerwoną w 1945 roku.
Staś zginął wcześniej. Był radiooperatorem na pokładzie samolotu i został odesłany z wojskiem niemieckim na Kretę. Ukończył klasę o profilu klasycznym, dlatego świetnie znał łacinę i grekę. Chciał zostać misjonarzem, ale rozpoczęła się wojna i, jak już wspomniałam, wcielono go do sił powietrznych III Rzeszy. Znajomość języka niewątpliwie pomogła mu w nawiązaniu współpracy z greckim ruchem oporu. Rodzina otrzymała od Niemców informację, że zginął w zestrzelonym samolocie. Była jednak druga wersja wydarzeń opowiadana przez ludzi, którzy go znali. Utrzymywali oni, że mój wujek został rozstrzelany po tym, jak Niemcy odkryli jego współpracę z ruchem oporu. Zachowały się wśród pamiątek rodzinnych listy ze zdjęciami, które pozwalały nam wierzyć, że prawdziwą wersją wydarzeń była ta nieoficjalna, opowiadana przez ludzi.
Badając historię rodzinną, udałam się na jeden z największych cmentarzy na Krecie, by po przeszło 70 latach odnaleźć grób wujka Stasia. Gdy dotarłam na miejsce, czułam jego duchową obecność. Zadałam pytanie w myślach: Stasiu, tak się zastanawiam, czy ty tu jesteś... I nagle usłyszałam: Oj, jestem, jestem... Zrobiło mi się słabo i musiałam usiąść, tak bardzo to przeżyłam. W księdze cmentarnej znalazłam jego nazwisko, a potem grób. To był niezwykle wzruszający moment, któremu jednocześnie towarzyszyła euforia.
Zbierając materiał do pracy doktorskiej, pogłębiałam moje kontakty z członkami rodziny. Czytając ich listy czy przeglądając fotografie, wchodziłam w pewien rodzaj duchowej relacji z nimi. Poznawałam także lepiej mojego dziadka Euzebiusza, który zmarł, gdy uczyłam się w liceum. Był samoukiem, bibliofilem, miał przepiękną bibliotekę w domu... Pisał swój pamiętnik dla wnuków i prawnuków. Ja także chciałam utrwalić historię mojej rodziny, dlatego przygotowałam zebrane i uporządkowane materiały do publikacji, która, mam nadzieję, już wkrótce ukaże się drukiem.
Pisanie zawsze sprawiało mi przyjemność. Chciałam studiować dziennikarstwo w Sarajewie, ale czasem niezależne od nas wydarzenia szybko weryfikują nasze plany. Lubiłam także języki obce, dlatego założyłam szkołę językową. Miałam świetnych lektorów, małe grupy, kameralną atmosferę, do tego kursy przy kawie, a tuż przy szkole – Klub Międzynarodowej Książki i Prasy oraz księgarnię językową.
Potem zdecydowałam się studiować kulturoznawstwo na UŚ. Chłonęłam każdy przedmiot. Miałam bardzo dobrych wykładowców. Moimi mistrzami, z którym do dziś zresztą utrzymuję kontakt, byli pan prof. Stefan Zabierowski i jego żona pani dr Krystyna Zabierowska, a także pan prof. Zygmunt Woźniczka. Po wykładach dotyczących Młodej Polski i bohemy artystycznej pomyślałam, że może warto byłoby nawiązać do tych ciekawych czasów i organizować podobne spotkania w Katowicach. Duszna atmosfera, rozmowy, czerwone wino, dym z papierosa... poczułam ten nastrój. I właśnie profesor Zabierowski okazał zainteresowanie moimi głośno wypowiedzianymi marzeniami, planami. Powiedział, że warto spróbować, pomógł trafić do odpowiednich instytucji kulturalnych. Tak w 2007 roku powstała Kawiarenka Kulturalno-Literacka. Raz w miesiącu odbywają się spotkania w Benedyktynce, w Bibliotece Śląskiej, których mam przyjemność być gospodynią. Podczas ostatniego spotkania gościliśmy poetów Podhala i Górnego Śląska, a ja zapraszam na kolejne spotkanie 11 maja, podczas którego będzie promowana trzytomowa książka Okręg Śląski Armii Krajowej, a o historii AK na Śląsku opowie autor książki – Wojciech Kempa, wnuk Konstantego Kempy.