Trzeba więc nieustannie angażować się, aby wspierać kierunek […] otwarty na transcendencję.
Benedykt XVI, papież
Żyjąc zmierzamy od tego, co jest przyrodą, co przyrodzone, do tego, co jest transcendencją. Nie musimy być artystami, by właśnie ten proces w nas się dokonywał i wypełniał. Robimy tak do pewnego stopnia nieświadomie, ponieważ jesteśmy ludźmi. Tak mi się przynajmniej wydaje. Dość to może brzmi naiwnie, ale prawdą jest, że zaangażowanie w kulturę – jako zaangażowanie w duchowy rozwój człowieka – przesądzi o pierwszych dekadach XXI wieku.
Stan świata jest dziś wyjątkowy. Ten stan na naszej planecie przybiera rozmaite formy wyjątkowości. Odchodzimy od wielu starych, tradycyjnych, przyjętych norm i zachowań. Nie tylko z powodu niedawnego ukazania się w po polsku książki modnego włoskiego filozofa Giorgio Agambena (Czas, który zostaje, Warszawa 2009) mówi się często ostatnio o wyjątkowej chwili, w ogóle o wyjątkowości czasów, w których żyjemy. Wszystko wymyka się czasowi świata. Gdy żyjemy w tej szczególnej erze, w nowym eonie, rzekłbym bez umiaru, w „stanie wyjątkowym” naszej planety, powinniśmy podejmować wyzwania większe i szersze. Istotne staje się głębsze zaangażowanie w dookolne przemiany zarówno ludzi, jak i instytucji. Także zaangażowanie Uniwersytetu jako poważnej i dużej instytucji.
Idea Europejskiej Stolicy Kultury ma proweniencję grecką – dlatego właśnie nie boję się jej zaufać. Swą historią sięga roku 1985. Jedną z jej założycielek była Greczynka, ówczesna grecka minister kultury Melina Mercouri (1920-1994, aktorka, piosenkarka, minister kultury w latach 1981-1989). Trzeba przyznać, że Europejska Stolica Kultury jest nie tylko najbardziej rozpoznawalnym projektem społecznym Komisji Europejskiej, lecz także najbardziej udanym i powszechnie aprobowanym. Funkcja społeczna ESK byłaby nie do przecenienia. Rzeczywiście, nadanie tytułu Europejskiej Stolicy Kultury zmienia te miasta, które go otrzymują, staje się punktem zwrotnym ich historii; zmieniają się ludzie, zmienia się podejście do świata przeciętnego mieszkańca. Ostatecznie bowiem nie chodzi o to, czy wszyscy będą po paru taktach rozpoznawali kwartet smyczkowy opus 131. Ludwiga van Beethovena, ale to, by ludzie odczuwali europejską wspólnotę ducha, by mogli się integralnie jako ludzie rozwijać i pracować, by byli zadowoleni z życia w mieście, regionie, z którego pochodzą. Europejska Stolica Kultury jest operacją na więziach: chodzi zarówno o więzi między ludźmi, jak i więzi z miejscem, z rytmem miejsca, czyli o zakorzenienie.
W 2016 roku jedno z miast w Rzeczpospolitej Polskiej oraz w Królestwie Hiszpanii będzie szczyciło się mianem Europejskiej Stolicy Kultury. Spośród kilku miast także Katowice zmierzają po tytuł Europejskiej Stolicy Kultury. Miasta kandydackie to m.in. Łódź i Poznań. W tych miastach wrze, a ich prezydenci lądują na oddziałach kardiologicznych, jak wiemy z mediów. Myślę, że nie o to chodzi. W ogóle obawiam się, że idea ESK zostanie w polskiej rzeczywistości mocno wypaczona. Wydaje się, że tutaj właśnie objawi się słabość „europejskości” w Polsce.
Ale wróćmy do nas, do Katowic. Jestem przekonany, że najpierw warto sobie uświadomić, że gra toczy się nie tylko o Katowice jako miasto i część aglomeracji, lecz o całą „katowicką” część Górnego Śląska. Gra toczy się o uwznioślenie Śląska. Uzyskanie tytułu Europejskiej Stolicy Kultury przez miasto Katowice byłoby przełomem na tak wielką skalę, że trudno teraz przewidzieć jego skutki. Projekt KATOWICE ESK 2016 to szansa na metamorfozę radykalną. Dlatego nie warto się w tej chwili zastanawiać, kto skonsumuje koncerty czy przedstawienia teatralne. Absolutny entuzjazm widziałbym jako środek, który pomoże nam teraz zebrać siły do podjęcia wyzwania o nazwie KATOWICE ESK. Entuzjazm (etymologicznie przynajmniej) łączy się z aspektem boskim, więc warto byłoby popatrzeć wzwyż, a nie wyłącznie szukać niedostatków logistyki. Wiem, że niektórych śmieszy do łez katowickie kandydowanie do ESK 2016. Do ESK w Katowicach mogą przekonać dwa rodzaje argumentów: jedne byłyby związane z etnicznością, lokalnością, myśleniem regionalnym: „Popieram zmierzanie Katowic do ESK 2016, ponieważ jestem Górnoślązakiem i kocham świat, z którego cały się wziąłem”. Są to argumenty pozornie nieracjonalne – powiedziałbym – raczej emocjonalne i psychologiczne; drugi rodzaj argumentacji to stanowczo pragmatyczny styl myślenia: „Popieram zmierzanie Katowic do ESK 2016, ponieważ nawet jeśli Katowice tego tytułu nie otrzymają, to będzie więcej cyklicznych wydarzeń kulturalnych, przybędzie sal koncertowych, a muzea w aglomeracji zorganizują kilka wystaw na światowym poziomie”. Te argumenty wywodzą się z racjonalnych przesłanek i przekonują każdego, nawet tych, którzy nie lubią Katowic i Górnego Śląska, a także – być może – raczą gardzić regionem, w którym mieszkają (co też warto przyjąć do wiadomości). Zgadzam się z prof. Eugeniuszem Knapikiem z Akademii Muzycznej w Katowicach, wiceprzewodniczącym Rady Programowej KATOWICE ESK 2016, że trzeba na to wszystko popatrzeć bardziej arystokratycznie, że nie chodzi o zwiększanie udziału jednostek w kulturze, lecz o mechanizmy życia społecznego, które kultura zmienia i podnosi na wyższy poziom (zob. artykuł prof. Knapika „Cele główne – i strategie” w „Śląsku” z grudnia 2009 roku). Stoję jednak na stanowisku, że trzeba szukać rozległych sojuszy dla dobrej sprawy – czasami nawet kosztem poziomu artystycznego niektórych zaplanowanych wydarzeń. Bo właśnie liczą się więzi, wspólnota i ludzie, a nie idealnie odegrana partytura.
Zamierzenia są śmiałe, nie przeczę. Ale KATOWICE ESK 2016 to pomysł z zakresu innowacji. Czy można w innowacyjności być nieśmiałym? Skoro udało się niemieckiemu Essen (w tym roku Europejska Stolica Kultury) wraz z Zagłębiem Ruhry (poprzemysłowym i szarym), to dlaczego nam miałoby się nie powieść? Bywają złe tradycje, więc nie wolno ulegać żadnej tradycji, bo tradycyjnie myśląc, tytuł ESK 2016 można by przyznać komuś innemu. KATOWICE ESK to w pewnym sensie zerwanie z tradycją. Trzeba – właśnie poprzez projekt KATOWICE ESK – wywalczyć nowe miejsce w świecie dla Katowic i dla Górnego Śląska, może także dla naszego Uniwersytetu. Katowice są miastem „ludzi tworzących na wielką skalę” (zdanie nie moje, niestety, lecz Zygmunta Haupta, polskiego pisarza emigracyjnego, który odwiedził Katowice w 1937 roku). W tym wszystkim nasz Uniwersytet też powinien mieć swe miejsce. Powinien stać się oparciem zarówno dla władz Katowic z panem prezydentem Uszokiem na czele, a także dla Rady Programowej i instytucji zarządczych ESK 2016. Nasza uczelnia ma ogromny potencjał i powinna się nim podzielić, by zmierzanie Katowic do ESK 2016 było jak najszczęśliwsze, a wszystkie zamierzenia się świetnie ziściły. Quod felix faustumque fiat.