Jeden z najdowci-pniejszych badaczy literatury bizantyńskiej, Barry Baldwin, napisał kiedyś, że autopromocja to bardzo bizantyńska cecha. Postanowiłem jednak, korzystając z zaproszenia „Gazety Uniwersyteckiej UŚ” i opisując prowadzone przeze mnie badania, że wykorzystam ten tekst bardziej do promocji Bizancjum niż autopromocji.
Bizantynista to w polskiej nauce wciąż gatunek zagrożony. Chociaż historyków i historyków sztuki bizantyńskiej (i to wielkiego formatu) jest coraz więcej, to badania nad Bizancjum pozostają dziedziną egzotyczną i raczej marginalną. Przeciętnie wykształcony Polak (ale również Anglik czy Francuz) kojarzy Bizancjum z ikonami, może postaciami Justyniana i Teodory, których wyobrażenia z Rawenny są podstawową egzemplifikacją „bizantyńskości”, jaką można znaleźć w polskich szkolnych podręcznikach. Turysta zainteresowany czymś więcej niż tylko tureckimi plażami i kebabami, znajdzie w Turcji pozostałości tysiącletniego imperium (dla którego nazwę „bizantyńskie” ukuto dopiero w XVI wieku). Brak znajomości historii Cesarstwa nie przeszkadza jednak opisywać jako „bizantyńskie” rzeczy takich, jak nadmierna biurokracja, przepych czy wreszcie subtelnych i oderwanych od rzeczywistości dyskusji (tak zrozumie „bizantynizm” Francuz, Włoch czy Rumun). Stereotypy dotyczące Bizancjum wciąż przesłaniają prawdziwy obraz Cesarstwa.
Najbardziej zaniedbanym polem badawczym pozostaje literatura bizantyńska (a dokładnie późniejsza, świecka literatura Cesarstwa). Znakomici uczeni-filolodzy jak Leo Sternbach (1864-1940) czy nestor polskiej bizantynistyki, profesor Oktawiusz Jurewicz (niestrudzony tłumacz) nie wychowali uczniów, którzy poszliby w ich ślady (a dokładniej, którzy uczyniliby literaturę bizantyńską głównym przedmiotem naukowych dociekań).
W Polsce bada się grecko-rzymską literaturę antyku, współczesną literaturę turecką, mongolską, afrykańską i kanadyjską. Dlaczego zatem zabrakło (chociaż powoli i ta sytuacja zaczyna się zmieniać) miejsca dla tekstów napisanych w Bizancjum? Bo bizantyńskie dzieła przez bardzo długi czas nie tylko nie cieszyły się uznaniem badaczy, ale były jednoznacznie klasyfikowane jako nienadające się do lektury. „Bizantyńska literatura jest wtórna, a Bizantyńczycy byli pozbawieni twórczego geniuszu”. „Literatura bizantyńska upadła, bo odgrodziwszy się od Franków i Arabów, z postępem wieku nowych form przyjąć nie chciała”. „Cesarstwo Bizantyńskie pozostaje unikalnym przykładem niezwykle wysoko rozwiniętej kultury, trwającej dłużej niż tysiąc lat, która nie stworzyła praktycznie żadnego tekstu, dającego się czytać z przyjemnością ze względu na jego wartość literacką”. Powyższe zdania to tylko ułamek opinii dotyczących literatury tworzonej w Bizancjum. Ich autorami byli zarówno dziewiętnastowieczni historycy, pisarze (np. Adam Mickiewicz), jak i zupełnie współcześni uczeni, bo ostatni cytat pochodzi z artykułu dwudziestowiecznego bizantynisty. Bizantynistyka jest najprawdopodobniej jedną z niewielu dyscyplin naukowych, której przedstawiciele, wedle złośliwego stwierdzenia profesor Margaret Mullett love to hate, kochają nienawidzić przedmiot swoich badań. Jak można bowiem, wedle ironicznych słów pioniera studiów nad literaturą bizantyńską, Karla Krumbachera, zajmować się poważnie okresem, w którym apo łączy się z akuzatywem (w przyzwoicie antycznych tekstach przyimek apo łączy się z genetywem)? Dopiero niedawno uczeni zajmujący się filologią bizantyńską, uwolnieni od paradygmatu wtórnej i nieciekawej literatury, powtarzającej do znudzenia antyczne schematy, bądź zanurzonej w religijnych dociekaniach, zaczęli życzliwiej oceniać bizantyńskie teksty. Wiele z ostatnio sformułowanych koncepcji może budzić zdziwienie, ale ich pojawienie się oznacza, że literatura bizantyńska jest analizowana już nie tylko jako źródło prozopograficzne czy wiedzy o kulturze bizantyńskiej. Dla wielu uczonych problematyczna jest sama nazwa literatura – francuski uczony Paolo Odorico podkreśla, że literatura bizantyńska nie jest literaturą w sensie belles-lettres, innymi słowy teksty, które tworzyli bizantyńscy pisarze (a profesjonalni literaci, czyli żyjący tylko z literatury, pojawiają się w Bizancjum późno) zawsze miały jakiś utylitarny cel. Skrajną propozycją jest teza amerykańskiego badacza Andrew Walker White’a, który zasugerował, że teksty, które nazywamy literaturą pełniły raczej funkcję aide-mémoires, cum grano solis – scenariuszy mniej lub bardziej publicznych przedstawień.
Naturalną konsekwencją negatywnego obrazu literatury bizantyńskiej (podobnego zresztą w pewnym stopniu do dziewiętnastowiecznych opinii na temat literatury hellenistycznej) był lekceważący stosunek do zwłaszcza tych gatunków literackich, które kontynuowały antyczną tradycję – jak np. satyra. Według wielu badaczy te utwory były niczym innym, jak mało udanymi kopiami starożytnych modeli. Wspomniany przed chwilą Karl Krumbacher, którego ustalenia na wiele lat stały się dogmatami historii literatury bizantyńskiej, napisał o piętnastowiecznej satyrze Podróż Mazarisa do Hadesu, że jest najgorszym znanym naśladownictwem Lukiana [starożytnego satyryka – P.M.], jakie powstało. Satyry napisane w Bizancjum służyły wyłącznie jako materiał historyczny, dotyczący np. bizantyńskiej medycyny. Niektórzy bizantyniści do tego stopnia zapomnieli, że mają do czynienia z tekstami, które nie są kronikami, że wszystkie postacie, które pojawiły się we wspomnianej Podróży Mazarisa uznano za autentyczne (większość zresztą pewnie jest). Jak stwierdziła niedawno jedna z badaczek à propos innej satyry – jeszcze tylko bizantyniści mogą wpaść na taki pomysł, żeby postacie literackie z anonimowych tekstów uznać za autorów tychże utworów.
Lekceważący stosunek do satyry bizantyńskiej był jednym z powodów, dla których Bizantyńczykom odmówiono posiadania poczucia humoru (co czyniłoby ich niezmiernie nudnym fenomenem w historii cywilizacji). Współcześni badacze zgodnie podkreślają, że nie wszystkie teksty uznane za satyryczne muszą jednocześnie zawierać w sobie elementy humorystyczne. Innymi słowy, satyra i humor nie stanowią nierozłącznej pary. Jeszcze inaczej postrzegał ten problem Hans-Georg Beck, wybitny znawca literatury bizantyńskiej, w nigdy nieopublikowanych wykładach na temat satyry, które wygłosił w 1966 roku, podkreślał różnicę pomiędzy satyrą i humorem, zaznaczając, że ta pierwsza pisana jest ze sceptycznego i pesymistycznego punktu widzenia. Według Becka humor był zjawiskiem w Bizancjum niezwykle rzadkim (chociaż trzeba przyznać, że niemiecki uczony niezwykle trafnie podkreślał istotną rolę satyry w bizantyńskiej kulturze). Opinia Becka dobrze oddaje zdanie wielu uczonych – Bizantyńczycy jawili się im jako unikalna kultura, gdzie śmiech traktowany był z rezerwą, a nawet potępieniem. Niewątpliwie taka postawa badawcza spowodowała, że wybitna bizantynistka, Margaret Alexiou, zadała kiedyś fundamentalne i genialne w swej prostocie pytanie – czy to Bizantyńczycy czy bizantyniści są pozbawieni poczucia humoru?
Bogowie starożytności śmiali się często i głośno, Biblia milczy o tym, czy śmiał się Chrystus. Ewangeliczna przestroga – Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie – pozwala, wedle niektórych badaczy, zrozumieć stosunek Bizantyńczyków do śmiechu. Łatwo oczywiście znaleźć argumenty ilustrujące tę tezę – śmiech ze sceptycyzmem traktowali Ojcowie Kościoła (Bazyli z Cezarei czy Jan Chryzostom), a żywoty bizantyńskich świętych dostarczają przykładów jego negatywnego postrzegania – Jerzy z Amastris, Łukasz Młodszy ze Stiris i Paweł z Latros brzydzili się nim już jako dzieci, a żywot Teodora z Edessy wymienia śmiech i żarty wśród spraw, których człowiek święty powinien się wystrzegać. W erotematycznym traktacie Barsanufiosa i Jana śmiech jest postrzegany jako pochodna gadatliwości, wada, która nieubłaganie prowadzi do cudzołóstwa (aczkolwiek trudno nie odnieść wrażenia, że w opinii tych pobożnych mnichów zasadniczo wszystko do niego prowadzi). Pochodzący z V wieku igumen Esaias pouczał, że w absolutnie koniecznych wypadkach można śmiać się z zaciśniętymi ustami i nie pokazując zębów. Naiwnością byłoby jednak zakładać, że te zastrzeżenia w pełni akceptowali wszyscy Bizantyńczycy. Biskup Eustatiusz z Tessaloniki w jednym ze swoich dzieł stwierdza, że wybierając pomiędzy zapłakanym Heraklitem i śmiechem Demokryta, wybrałby tego ostatniego, ponieważ zdolność do śmiechu jest szczególną zdolnością cechującą ludzi. Bizantyńskie kroniki dostarczają wielu przykładów sytuacji, które budziły śmiech (wiele z nich opiera się na bardzo slapstickowym poczuciu humoru, jak np. obserwowanie przez cesarza ludzi wpadających do wykopanych wcześniej dziur w pałacowym ogrodzie czy rozrywka, jakiej dostarczyła ludziom łysina sewastokratora, któremu w czasie procesji spadła z głowy korona).
Bizantyński humor, na tyle na ile możemy go rekonstruować (bo czy dowcip – sąsiedzie, twój dom się pali! Nie szkodzi, mam klucze – jest naprawdę dowcipem w takim samym sensie dla nas jak i dla Bizantyńczyków?) charakteryzuje się przede wszystkim złośliwością, kpiną z tego, który jest, wedle określenia Roberta Garlanda ‘worse off’, gorszy. Humor oparty na poczuciu wyższości, jak pisał Thomas Hobbes, na ‘nagłej chwale’, wynikającej ze spostrzeżenia niższości innej osoby, wydaje się wspólny zarówno dla grecko-rzymskiego antyku, jak i bizantyńskiego średniowiecza. Bizantyńskie kroniki pełne są opisów wydarzeń, które dobrze ten mechanizm ilustrują. Niketas Choniates przekazuje historię pewnego Turka, który postanowił przelecieć nad hipodromem. Tę jedną z pierwszych prób awiacyjnych obserwował cesarz Manuel I i sułtan turecki. Niedoszły lotnik nie przeżył jednak zderzenia z ziemią. Jak zanotował kronikarz, zdarzenie tak rozbawiło Bizantyńczyków, że członkowie świty sułtana byli wyśmiewani wszędzie, gdziekolwiek się pojawili. Jest w tej historii nuta bizantyńskiej pogardy dla barbarzyńców, ale stanowi ona też dobry przykład tego, co śmieszyło Bizantyńczyków. Bizantyńskie kroniki i satyry pełne są różnego rodzaju złośliwości ad personam, skierowanych również przeciwko rodzinie cesarskiej. Piętnastowieczny kronikarz Dukas napisał np. o Zofii z Monferrat, że z tyłu jest jak Wielkanoc, ale z przodu jak Wielki Post. Trudno nie pamiętać, że psogos (inwektywa) był częścią bizantyńskiej edukacji – dopiero od niedawna zaczyna się badać jego wykorzystanie w tekstach satyrycznych. Niepozbawieni humoru byli też bizantyńscy cesarze. O jednym z nich, Androniku I Komnenie, przekazuje się następującą anegdotę – kiedy cesarzowi doniesiono, że jego bratanka, którego kazał udusić i pogrzebać w wodach Bosforu, widziano żywego na Krecie, basileus zauważył z uznaniem: „Musi być zatem znakomitym pływakiem, skoro udało mu się wstrzymać oddech tak długo”.
Chef-d’oeuvre bizantyńskiej sztuki obrzucania inwektywami jest piętnastowieczna satyra Komedia Katablattasa, pełna cytatów, nawiązań i odniesień do utworów Arystofanesa, a także opisująca jedyną znaną historii bizantyńskiej nadworną błaźnicę o imieniu Salomone.
Badania nad rolą satyry w Bizancjum i bizantyńskim poczuciem humoru są wciąż niezbyt popularne (chociaż sam humor jako poważny temat badawczy na dobre zagościł na wielu uniwersytetach), przyciągają jednak uwagę coraz większej liczby uczonych. Cieszę się, mogąc napisać, że Katedra Filologii Klasycznej Uniwersytetu Śląskiego (a dokładniej Pracownia Kultury i Tradycji Antycznej, którą kieruję) jest jednym z miejsc, gdzie bizantyńskie teksty śmieszą (a nie straszą, jak wcześniej bywało). Fundusze uzyskane z Alexander von Humboldt Stiftung oraz niedawno przyznany grant badawczy MNiSW pozwolą zrealizować projekt badawczy (uczestniczy w nim również doktorantka KFK mgr Katarzyna Warcaba), którego celem jest nowe wydanie i tłumaczenie Bion prasis Teodora Prodromosa oraz anonimowej dwunastowiecznej satyry Timarion. Dzięki temu, mam nadzieję, lepiej będzie można ocenić, kto jest pozbawiony poczucia humoru – Bizantyńczycy czy bizantyniści?
Przemysław Marciniak jest adiunktem w Katedrze Filologii Klasycznej UŚ oraz kierownikiem Pracowni Kultury i Tradycji Antycznej. Jego główne zainteresowania badawcze to: literatura bizantyńska (VIII-XV wieku), teatr w Bizancjum, recepcja Bizancjum, literatura satyryczna i humorystyczna. Pracował jako wykładowca literatury bizantyńskiej w Institute of Byzantine Studies w Queen’s University Belfast. Jest stypendystą Akademii Brytyjskiej, Maison des Sciences de l’Homme w Paryżu oraz Fundacji Humboldta. W roku 2009 nagrodzony został stypendium ministra nauki i szkolnictwa wyższego dla wybitnych młodych naukowców. Ponadto jest autorem książek: Greek Drama in Byzantine Time i Ikona dekadencji. Wybrane problemy europejskiej recepcji Bizancjum od XVII do XX wieku. |